Nawet nie próbuję nikogo okłamywać - nigdy nie byłem fanem sportu i prawdopodobnie nigdy też nim nie będę. Już w samym patrzeniu na wysiłek jest coś niezwykle... męczącego, odpychającego mnie w stronę wygodnej i niezwykle lekkiej, elektronicznej rozrywki. A skoro wszelkie starania piłkarzy w grze są czysto wirtualne i najzwyczajniej w świecie nie istnieją, zwyczajnie nie mogłem ominąć prezentacji nowej FIFY. Poza tym, takową prowadził wreszcie ktoś kompetentny - do pokoju zaprosił nas niezwykle opalony (prawdopodobnie) Włoch z żelem na głowie w ilości wystarczającej, by zwyczajnie rozlewał się po całej salce. Nie, naprawdę - miły, przypieczony pan z radością odpowiadał na wszystkie pytania, a o grze wciąż wspominał z należną jej pasją, skutecznie przelewając ją na resztę obecnych osób.
Zaintrygowani? Podekscytowani? A możecie przeciwnie? Wiecie już, co macie robić. Poniższy przycisk długo czekać nie będzie.