Na Battlefielda 1942 i dodatek Road to Rome, o których pisaliśmy w pierwszej części Tygodnia z serią Battlefield, popyt bowiem był, i to niemały. Podstawka, jak już wspominaliśmy, poradziła sobie na rynku doskonale, a dziś plasuje się w czołówce najlepiej sprzedanych gier pecetowych w historii. Pytanie tylko, czy strzelaninę sieciową DICE-a można uznać za coś nowego. Strzelanie z wirtualnych narzędzi zagłady do biegających po planszy pikseli w drugim roku nowego stulecia było przecież powszechne jak cukier na półce w spożywczym. A jednak, Battlefield 1942 miał w sobie coś innego, jakąś złotą, magiczną recepturę, dzięki której nawet dziś można natrafić na zapchany serwer. Markę na rynku sieciowych FPS-ów stanowił jednak nową, dlatego owe "nigdy" w cytacie słynnego producenta samochodów można uznać za zdezaktualizowane. Znakiem współczesnych czasów jest bowiem, że prawie zawsze nowe rzeczy cieszą się zainteresowaniem wiecznie spragnionego konsumenckiego oka.
Zachęcamy do lektury całego tekstu, do którego przeniesiecie się po kliknięciu w poniższą belkę.