Nintendo to gigant w pełnym znaczeniu tego słowa. Swoimi korzeniami firma sięga 1889 r. i od tego czasu stale umacniała swoją pozycję, by na początku XXI wieku stać się trzecim największym japońskim przedsiębiorstwem wartym z górką 80 mld. dolarów. Jednak nawet przeszło 100 lat tradycji i ogromne zasoby finansowe nie gwarantują sukcesów kolejnych przedsięwzięć. Do tej pory najbardziej spektakularną porażką koncernu był Virtual Boy. Ta wydana w latach 90. konsola miała zrewolucjonizować wirtualną rozrywkę poprzez wprowadzenie trójwymiarowego obrazu. Zamysł ocierał się o geniusz, jednak wykonanie okazało się totalnym nieporozumieniem. Urządzenie, które zakładało się na głowę było ciężkie i nieporęczne, a zastosowany wyświetlacz okazał się wyjątkowo marnej jakości przez korzystanie z niego wywoływało często bóle głowy. Zgon tego dziwoląga przypieczętowała śmiesznie skromna biblioteka gier i zaporowa jak na owe czasy cena. Już nawet z tego krótkiego opisu wynika, że Virtual Boy'a wiele łączy z 3DS-em, dlatego też powoływanie się na tę analogie stało się dość powszechne wśród branżowych komentatorów próbujących przewidzieć przyszłość najnowszego handhelda od wielkiego N. Czy jednak porównania w podobnym tonie nie są trochę na wyrost?
Zapraszamy do zapoznania się z całym artykułem autorstwa MATE, do którego przeniesie Was kliknięcie na poniższą belkę: