Potrzeba ponad doby poświęconej na ratowanie galaktyki przed Żniwiarzami, by móc przez 75 sekund oglądać nagie ciało gorącej, niebieskoskórej kosmitki. Wirtualne ciało, dodam. Z pominięciem elementów istotnych z punktu widzenia prokreacji. Nie brzmi to jak fenomen, który mógłby zagrozić RedTube’owi, choć kwestia, którą chciałabym poruszyć, jest zgoła inna.
Jako gracze jesteśmy gotowi budować relacje z NPC przez wiele godzin – rozmawiać, wysłuchiwać, pocieszać, odnajdować zagubione miecze i ratować zagrożone siostry. Oczywiście tego typu zaszczytu dostępują głównie postaci z naszej drużyny. Trudno ronić łzy nad wioskowym kowalem, jeżeli już po dwudziestu minutach jego ekwipunek jest dla nas za słaby, więc i sam kowal – zbędny. Jest pewną zagadką, dlaczego tak przywiązujemy się do wirtualnych szkieletów obleczonych pikselami, chociaż sądzę, że równie trudno wyjaśniać, dlaczego zdruzgotani XIX-wieczni czytelnicy wymusili na Conan Doyle’u wskrzeszenie Sherlocka Holmesa. Mnie interesuje siła sprawcza i potencjał, jaki prezentują sobą członkowie naszej świty oraz ci, z którymi możemy wejść w relacje romantyczne, w dalszej części tekstu pieszczotliwie określani mianem LI (love interest).
Przeczytaj cały artykuł po kliknięciu na czerwoną belkę: