Dla Ridge Racer Unbounded to czas idealny by zaistnieć w cyklu "Gra tygodnia" choćby z uwagi na nadjeżdżającą w najbliższy piątek premierę. Produkcja Bugbera nie ląduje tu jednak bez powodu.
Dla Ridge Racer Unbounded to czas idealny by zaistnieć w cyklu "Gra tygodnia" choćby z uwagi na nadjeżdżającą w najbliższy piątek premierę. Produkcja Bugbera nie ląduje tu jednak bez powodu.
Głównym powodem, dla którego właśnie ten tytuł zostaje grą tygodnia jest jednak drugi z wymienionych trailerów, a konkretniej rzecz ujmując aspekt, na którym się skupia - edytor tras. Przed dwoma tygodniami pochylaliśmy się nad coraz bardziej doskwierającą i bezczelnie narzucaną nam przez twórców gier kwestią DLC. Ridge Racer Unbounded już z samego faktu dodania edytora jest totalnym zaprzeczeniem tego wszystkiego i pokazuje, że jednak można nie ulegać pokusie łatwego skoku na kasę. Jeszcze kilka lat temu edytor był rzeczą na porządku dziennym, a gracze mogli się rozwodzić nad prostotą bądź skomplikowaniem używania tego narzędzia, a nie nad jego brakiem lub dołączeniem do wydania sklepowego.
Edytor to rzecz bardzo przydatna, choćby z tak prozaicznego powodu, że wydłuża rozgrywkę niemal w nieskończoność - tego nie trzeba chyba tłumaczyć. Twórcy gier jeszcze do niedawna też widzieli w nim głównie jasną stronę, bo przecież wydłużanie żywotności ich dzieła zawsze było dodatkowym docenieniem pracy włożonej w skonstruowanie gry i dowodem na to, że fanom po prostu podoba się to, co otrzymali. Dziś te wartości przysłoniła chęć zdobycia dodatkowych pieniędzy niewielkim nakładem pracy. Dlatego w najgłośniejszych tytułach, ukazujących się pod szyldami najbardziej rozpoznawalnych marek, edytora nie znajdziemy, a i tras jest trochę mało, tak by powstały w wyniku tego faktu niedosyt konsumenci mogli powetować sobie poprzez ściągnięcie nowych torów - oczywiście za "drobną opłatą". Twórcy Ridge Racer Unbounded wykazują się zatem niemałą odwagą, bo choć ich dzieło nie należy do ścisłego topu gier wyścigowych, to - patrząc przynajmniej na dotychczasowy przebieg kariery ludzi z Bugbear Entertainment - nie jest byle płotką. A mimo to producent i wydawca pokazują nam, że jeszcze może być normalnie.
O Ridge Racer Unbounded piszę z jeszcze jednego powodu: ostatnio trochę grzebałem się w arcade'owych wyścigach i po obrazie nędzy i rozpaczy, jaki zastałem w trzeciej części FlatOuta, czyli serii tworzonej za czasów swojej świetności właśnie przez Bugbear, a także nie do końca spełniającego oczekiwania Insane 2 liczę, że wreszcie fani gatunku otrzymają produkt, który da ostro po garach, wgniecie w fotel i nie będzie tolerował asekuranctwa. Oczekiwania są zatem spore, nawet pomimo pewnych niedostatków obnażanych już przez wspominane trailery. Jeden znaczący plus Ridge Racer Unbounded już ma. Pora na następne. Na razie apeluję: nie przechodźcie obok tego tytułu obojętnie, bo może się okazać, że przegapiliście jedną z bardziej interesujących premier pierwszego kwartału. Czy wyścigi twórców FlatOuta zapracują sobie na to miano? Przekonamy się już niebawem.
Zobacz też: Gra tygodnia #11: Mass Effect 3 (po raz drugi)