Ktoś mądry powiedział (zaśpiewał) kiedyś, że dziwny jest ten świat. To prozaiczne stwierdzenie przybiera dodatkowo na sile, gdy spojrzeć na relację między deklaracjami a czynami szefów Ubisoftu.
Ktoś mądry powiedział (zaśpiewał) kiedyś, że dziwny jest ten świat. To prozaiczne stwierdzenie przybiera dodatkowo na sile, gdy spojrzeć na relację między deklaracjami a czynami szefów Ubisoftu.
- Słyszeliśmy głośno i wyraźnie, że pecetowi gracze zrzędzą na brak wersji I Am Alive dla nich. Stawiamy jednak pytanie: czy ci ludzie robią tylko hałas, ponieważ nie ma takowej wersji, czy dlatego, że jest to produkcja, w którą rzeczywiście chcą zagrać? Zakupiliby ją, gdybyśmy takową zrobili? - pytał w listopadzie ubiegłego roku Stanislas Mettra z Ubisoftu po tym, jak pecetowcy nie kryli swego oburzenia brakiem wersji gry na komputery osobiste. W dalszej części swej wypowiedzi podkreślał, jak duża w tym segmencie jest skala piractwa i z uwagi na ten fakt stworzenie I Am Alive na popularne blaszaki mija się z celem, gdyż byłoby to zwyczajnie nieopłacalne. Później co prawda prostował swoją wypowiedź podkreślając, że bardzo chciałby zobaczyć ten tytuł na PC i że nie jest wcale przesądzone, że nigdy na tę platformę nie dotrze. Trudno było jednak te tłumaczenia (zwłaszcza pierwszą ich część) odbierać na poważnie, a nie jako zagrywkę PR-ową, mającą na celu choć częściowe uspokojenie wywołanej wcześniej burzy.
Mniej więcej w tym samym czasie Sebastian Arnoult tak tłumaczył brak pecetowej wersji Ghost Recon: Future Soldier (które, jak dobrze wiemy, ostatecznie trafiło na komputery, i to wcale niedługo po premierze na konsolach!): - Wiemy, że 95 proc. użytkowników będzie używać nielegalnej wersji gry. Oczywiście można to odnieść do każdej gry Ubisoftu trafiającej na tę przesiąkniętą do szpiku piractwem platformę, a więc także do I Am Alive. Rozdwojenie jaźni? Chlapnięcie czegoś przypadkowego lub nieprzemyślanego w wywiadzie, co de facto jest kopaniem pod sobą dołków (przecież takie wypowiedzi z perspektywy marketingowej to samobójstwo...)? A może po kilku miesiącach Ubisoft zwyczajnie zmienił zdanie co do opłacalności wydania swojego survivalu na komputerach?
Którejkolwiek z tych opcji byśmy nie wybrali, ja i tak cieszę się, że I Am Alive na PC trafi. Opowieść o perypetiach faceta, który przetrwał kataklizm i usiłuje odnaleźć swoją rodzinę od początku mnie interesowała i z chęcią do niej zasiądę. I choć Ubisoft ustawicznie śmieje się w twarz (znów: żeby nie powiedzieć dosadniej) osobom grającym na komputerach, to ja życzę tej produkcji sukcesu w zakresie sprzedaży. Nie dlatego, że uważam, by francuska firma zasługiwała na wszystko co najlepsze. Po prostu naiwnie łudzę się, że ten ewentualny sukces sprawiłby, że Ubi z nieco większym zaufaniem i szacunkiem zaczęłoby podchodzić do rynku gier komputerowych.
Zobacz też: Gra tygodnia #32: Remember Me