4 w lewo, 6 w prawo, 2 skok - jeśli jako kilkulatkowie marzyliście o tym, aby dodzwonić się do polsatowskiego programu Hugo, to Subway Surfers przypomni Wam te momenty z dzieciństwa. I wcale nie chodzi tu o wysoki rachunek za telefon stacjonarny.
4 w lewo, 6 w prawo, 2 skok - jeśli jako kilkulatkowie marzyliście o tym, aby dodzwonić się do polsatowskiego programu Hugo, to Subway Surfers przypomni Wam te momenty z dzieciństwa. I wcale nie chodzi tu o wysoki rachunek za telefon stacjonarny.
Produkcja firmy Kiloo Games swoją formułą mocno przypomina wspomniane audiotele dla nieletnich. Łącznie ze sposobem sterowania, z różnicą, że zamiast stukać w klawiaturę telefonu nasze palce kreślą odpowiednie komendy na ekranie tabletu. W Subway Surfers wcielamy się młodego grafficiarza, którzy prawie przyłapany na “bombieniu” składu kolejowego ucieka przed zachodnią (i dość otyłą) wersją swojskiego SOKisty wzdłuż torów kolejowych. Nie doszukujcie się głębi w warstwie fabularnej, wszak nie o nią przecież chodzi.
Trzy tory, możliwość przeskoczenia lub przeturlania się nad przeszkodami, pojawiające się na trasie power-upy i, jak w każdej zręcznościówce, “miliony monet” do zebrania. Jednakże w przeciwieństwie do innych mobilnych gier z gatunku “dobiegnij/doleć jak najdalej” akcję w Subway Surfers obserwujemy zza pleców uciekającego avatara.
Oznacza to nic innego jak perspektywę 3D. Jeśli tęsknicie nie tylko za Hugo, ale także oprawą godną roku 2000, to trafiliście w dziesiątkę. Bynajmniej nie traktujcie tego jako wady - od gry świetnie nadającej się na umilenie czasu w poczekalni, ale bez większych ambicji, nie można wymagać wiele więcej. Zwłaszcza jeśli jest ona rozprowadzana za darmo.