Koncerny wydające grę mówią, że tak, koniecznie i nieodzownie. Na poparcie swojej tezy podają przypadki totalnych rynkowych porażek gier, które były przeznaczone do samotnego grania. Podają oczywiście wybiórczo. Jasne, Unslaved: Journey to the West nie jest tytułem, który na siebie zarobił, ale też i w zasadzie nie miał w ogóle promocji. A nowa marka jej potrzebuje, w ten czy inny sposób zafundowanej. Z drugiej strony firma ZeniMax, najwyraźniej strasznie niedoświadczona, w swoich produkcjach z serii The Elder Scrolls nie dorzuca trybu rozgrywki wieloosobowej. Są jeszcze gorszymi noobami, bo sieciową odsłonę tworzą osobno...
Zapytacie co mi przeszkadza w tym, że w grze są oba tryby? Ano to, iż nic nie ma za darmo. Na stworzenie gry przewidziany jest pewien budżet. Pisana jest przez pewną grupę ludzi. Tym ludziom się płaci. Na dodatek ci ludzie mają pewne określone moce przerobowe. Dostaję piany, gdy pomyślę sobie, że siły, budżet i czas, poświęcone na tworzenie dodatkowo multi czy singla, mogły być skierowane gdzie indziej. Na przykład można było stworzyć dłuższa kampanię. Albo poświęcić więcej uwagi wygładzaniu całości. Taki Ubisoft, który sobie wymyślił osobne studnio robiące tryby wieloosobowe, niby nie użyje speców od multi do innych zadań (choć części z nich, grafików i projektantów na przykład, mógłby), ale ekipa z Annecy nie pracuje za darmo, prawda? Z drugiej strony kto bogatemu zabroni, oni naprawdę robią te elementy osobno, poprzez dedykowane zespoły. My na tym nie cierpimy.
Kampania w Crysis 3 jest krótka, a finalna walka słabo przemyślana. Mamy za to multi, w sumie nawet poprawne, ale niespecjalnie nowatorskie, dlatego serwery raczej szybko opustoszeją. Ludziska wrócą do grania w swoje ulubione sieciowe tytuły, do Batllefielda 3 na przykład. Swoją droga ta znowuż gra dostała zupełnie niepotrzebnie - moim skromnym zdaniem - tryb singleplayer. Też jedynie poprawny, do tego wtórny względem konkurencji. Zamiast tego można by przecież zrobić chociażby więcej map na start. Marka Battlefield wyrosła z gier pozbawionych singla - jakoś, kurza twarz, zdobyła popularność, prawda? Tak samo jak spokojnie sobie na rynku radziły samodzielne produkcje przeznaczone tylko do sieciowej rozwałki (choć powiązane z ogólniejszymi markami), jak Unreal Tourmanent czy Quake Arena.
Owa przed chwilą wspomniana konkurencja, czyli seria CoD to właśnie marka, która wyznacza standardy dla korporacyjnych liczykrupów. Zarazem chyba nie biorą pod uwagę tego, że jest to pewien fenomen rynkowy, aby powtórzyć jego sukces trzeba stworzyć nowy fenomen. Kopiowanie rozwiązań tu nie zadziała, tak jak nie zadziałało w przypadku gier, które miały pokonać World of Warcraft... Oczywiście nic na siłę, nie chodzi mi o to, by wszystkie gry miały tylko single czy tylko multi. Po prostu oba tryby powinny być stworzone dlatego, że ktoś ma od początku taki pomysł, na dodatek ten pomysł jest oryginalny. Seria HoMM aka MMH to przykład wszystkim chyba znany. No ale już w King's Bounty, teoretycznie grach bardzo podobnych do singla w "Hirołskach", nie starano się na siłę dosztukować multi. Jakoś twórcy nie narzekają na kasę.
Po prostu uważam, że dla nas, graczy, lepiej by było, by twórcy skoncentrowali się na tym, co chcą zrobić, a nie dorabiali na siłę, to co konieczne według liczykrupów pozbawionych wyobraźni. Tworzenie gier to dziedzina w dużej mierze artystyczna, a w sztuce nie da się wszystkiego sprowadzić do zimnych wyliczeń. Wiem, że obracamy się w kręgu kultury masowej, ale przecież i w popkulturze jest tak, że coś stworzone z pasji zwykle trwa dłużej (i zarabia na siebie), niż jedno sezonowe kasowe projekty, zbudowane jedynie na marketingu (który przecież kosztuje fortunę). Tyle ode mnie, mam nadzieję, że moje przemyślenia zapoczątkują ciekawą dyskusję, w której obiecuję brać czynny udział. Taką właśnie rozkminę na weekend...