Sam Raimi, który miał reżyserować film, zdradza szczegóły bezowocnej współpracy z twórcami gry.
Sam Raimi, który miał reżyserować film, zdradza szczegóły bezowocnej współpracy z twórcami gry.
- Najpierw spytali mnie czy chcę to zrobić, powiedziałem: "Pewnie, uwielbiam WoW-a i może być z tego świetny film." Przeczytałem scenariusz ludzi z Blizzarda i nie spodobał mi się. Wolałem zrobić własną historię z Robertem (Tapert, wieloletni współpracownik Raimiego - dop.), więc przedstawiliśmy ją Legendary (wytwórnia zajmująca się filmem -dop.). Zaakceptowali ją, więc następny był Blizzard. Mieli pewne zastrzeżenia, ale zgodzili się. -
Sielanka, prawda? Nie do końca.
- Robert napisał zatem scenariusz i dopiero kiedy skończył, dowiedzieliśmy się, że Blizzard ma prawo weta. Okazało się, ze nigdy nie zaakceptowali naszego pomysłu na historię. Te zastrzeżenia były ich sposobem, by powiedzieć: "Nie zatwierdzamy tego, chcemy czegoś innego." Po dziewięciu miesiącach pracy musieliśmy zaczynać od początku. -
Ale to nie zraziło Raimiego.
- Robert zaczął od nowa, ale to trwało za długo i ludzie z Blizzarda stracili cierpliwość. Szczerze mówiąc, to ich wina, że nie powiedzieli nam o wecie. Dlaczego kazali nam dalej pracować nad złym pomysłem? Bali się mi o tym powiedzieć? -
Rzeczywiście, trudno nie zgodzić się z Raimim. Takie zachowanie jest nieprofesjonalne, niepoważne i ... głupie. Raimiego zastąpił Duncan Jones (Moon, Kod Nieśmiertelności). Co o tym wyborze sądzi poprzednik?
- Uwielbiam Moon, jest szalenie utalentowanym reżyserem. Jeśli ktoś może z tego zrobić świetny film, to właśnie on. -
Jeśli Blizzard nie okłamie też Jonesa, marnując kolejne miesiące albo lata, to World of Warcraft jest na najlepszej drodze, by kiedyś w końcu trafić do kin. Tylko czy ktoś go jeszcze niecierpliwie wypatruje?