Według Pete'a Hinesa nie zanosi się, by Bethesda miała stanąć w szranki z wielkimi, bombardującymi regularnie rynek wydawcami.
Według Pete'a Hinesa nie zanosi się, by Bethesda miała stanąć w szranki z wielkimi, bombardującymi regularnie rynek wydawcami.
Nie jesteśmy w sytuacji, w której mówimy "Musimy zacząć kupować studia" albo "Musimy być dziesiątką". Wiemy z całą pewnością, że nie chcemy być firmą wydającą 20-30 gier rocznie. To nie my.
Stawiamy na kilka tytułów z segmentu premium i wkładamy w nie całą uwagę. Jeśli to oznacza jeden rocznie, dwa rocznie, trzy czy cztery, najważniejsze jest stawianie na najmocniejsze konie. Wspieranie ich najsilniej jak się, by były dobre. A potem trzeba to powtórzyć.
Szlachetna filozofia i - co ważne - Bethesda zdaje się się jej trzymać. O przywiązaniu do jakość mogą świadczyć niedawne opóźnienie premiery Wolfenstein: The New Order, kilkukrotne podchodzenie do tematu Doom 4 oraz zawieszenie w próżni nieprzystającego do wysokich standardów Prey 2.