Pierwsza wskazówka co do przyszłości Clifforda Bleszinskiego nie porywała, druga budzi co najmniej ciekawość.
Pierwsza wskazówka co do przyszłości Clifforda Bleszinskiego nie porywała, druga budzi co najmniej ciekawość.
Mamy tu zatem przeszklone boisko wyglądające na parkiet do koszykówki; znudzonych, przerośniętych zawodników z dziwnymi protezami na nogach; prawdopodobnie przeciętnych rozmiarów sędziego, który przy graczach wygląda jak karzeł; podobnych mu widzów (czy tam siedzi Jay Z?) oraz - prawdopodobnie korzystającego z jetpacka - uczestnika gry.
To dość daleka droga od żołnierza w kanionie, ale mam swój typ. Akcja gry toczy się w świecie, w którym technologia pozwala na modyfikowanie ludzkiego genomu i cyberpunkowe wszczepy. Ma to swoje przełożenie zarówno na sport, jak i - rzecz jasna - technologię wojskową. Teraz trzeba tylko osadzić w tym świecie jakiś rodzaj zabawy (pewnie strzelankę, facet zna się na nich jak mało kto) i - voila - mamy nowy projekt Cliffa Bleszinskiego.
Chyba, że się mylę.