Okazuje się, że prawdziwą wartością silnika Ignite nie jest grafika rodem z konsol nowej generacji, a fakt, że zespoły EA Sports pracują nad nim razem.
Okazuje się, że prawdziwą wartością silnika Ignite nie jest grafika rodem z konsol nowej generacji, a fakt, że zespoły EA Sports pracują nad nim razem.
- W tym, co zrobiliśmy tym razem, nie chodzi o to, by mieć jeden silnik, choć trzeba przyznać, że było to podstawą do wprowadzanych zmian, głównie chodzi jednak o to, by wspólnie inwestować w jeden pojedynczy kod silnika. Żeby uświadomić sobie faktyczną wartość Ignite pomyślcie o tym, że zwielokrotni on wytężony efekt prac trzech, pięciu czy nawet siedmiu różnych zespołów, które razem będą nad nim pracować. To jest jego prawdziwa wartość - przyznał Andrew.
Trzeba EA Sports przyznać, że poszło po rozum do głowy. Gdy faktycznie pomyśli się o tym, że każda ze sportowych gier tego studia wymagała osobnych silników, co pochłaniało osobne koszta, a teraz wszystkie ekipy razem będą ulepszać jeden silnik trudno nie przyznać, że wpłynie to nie tylko pozytywnie na koszta produkcji, ale także na wydawane gry. W końcu dajmy na to zespół od FIFY będzie mógł skorzystać z gotowej innowacji opracowanej przy okazji prac nad inną grą, co przede wszystkim oszczędzi mu masy czau, który zostanie spędzony chociażby nad dodatkowym testowaniem i ulepszaniem produkcji. I w tym momencie stworzenie jednego silnika wspólnymi siłami wydaje się być naprawdę sensowne.