W takim tonie utrzymana jest odpowiedź Jordana Amaro na słowa Keijiego Inafune jakoby japońska branża gier była w coraz gorszej kondycji.
W takim tonie utrzymana jest odpowiedź Jordana Amaro na słowa Keijiego Inafune jakoby japońska branża gier była w coraz gorszej kondycji.
Sytuacja się nie pogarsza. Taki komentarz był na miejscu parę lat temu, ale teraz wiele firm się podnosi i podjęło trudne strategiczne decyzje, które niedługo się opłacą.
Wszyscy tutaj wiedzą jak bolesna dla japońskich gier była obecna generacja, ale renesans jest tuż za rogiem. Trzeba przestać dramatyzować i zacząć na niego pracować tak, jak robimy to my.
Jasne, że nie jest łatwo. Ale słyszeliście, żebyśmy narzekali w prasie co kilka miesięcy? Dyskrecja, pokora i ciężka praca to sposoby na zmianę tego stanu rzeczy.
Jedna z najszczerszych wypowiedzi ostatnich miesięcy (nie licząc oczywiście laurki dla Kojima Productions, Prometeusza japońskich gier)? Na pewno jest w czołówce.
Amaro zauważa pozytywne zmiany w mentalności japońskiej branży. Inspirowanie się kolegami z zachodu ma swoje plusy, ale nie można ślepo podążać ich śladem. Nie wszystkie metody pracy zachodnich deweloperów sprawdzają się w Japonii. Warto zwrócić też uwagę na sięganie po usługi specjalistów spoza Kraju Kwitnącej Wiśni. Sam Amaro jest przecież gaijinem, podobnie jak główny projektant PlayStation 4, Mark Cerny.
Zresztą, zachód też ma swoje za uszami.
Nie ma wątpliwości, że potrzebujmy zastrzyku japońskich gier na rynku, zwłaszcza w segmencie AAA. Osobiście duszę się od braku kreatywności i subtelności, które pokazało kilka ostatnie lat w zachodnich tytułach AAA.
Opinie?