Oficjele Microsoftu kolejny raz bagatelizują różnice w specyfikacji nowych konsol, kluczem do sukcesu mianując gry. I to co mówią ma sens.
Oficjele Microsoftu kolejny raz bagatelizują różnice w specyfikacji nowych konsol, kluczem do sukcesu mianując gry. I to co mówią ma sens.
Wcześniej w podobnym tonie wypowiadał się strateg marki Xbox, Albert Penello. Porównywanie specyfikacji technicznej konsol jest bez sensu - twierdził, a po czasie musiał się z mocno krytykowanych słów tłumaczyć.
Teraz Phil Harrison (któremu znudziło się bycie ważniachą w Sony i został jeszcze większym ważniachą w Microsofcie) dorzuca swoje trzy grosze.
(...) O każdej platformie, z którą byłem związany ktoś mówił "oł, to ma więcej gigaflopów czy teraflopów niż to drugie". W ogólnym rozrachunku to nie ma większego znaczenia.
Chodzi o gry oraz jak najlepszą zabawę i Xbox ma wyraźnie lepsze gry.
Harrison wspomina też, że ocenianie możliwości konsoli przed jej premierą nie ma większego sensu. W miesiącach poprzedzających start dochodzi do wielu zmian (jak podkręcenie bebechów Xboksa One dla przykładu) i nawet producenci gier nie są w stanie oszacować, ile można ze sprzętu faktycznie wycisnąć.
To oczywiste, że Microsoft bagatelizuje znaczenie specyfikacji. W końcu - przynajmniej na papierze - są w tej kwestii za Sony. Ale w słowach o grach jako decydującym aspekcie jest dużo prawdy. To, czy Xbox One góruje nad PS4 to kwestia gustu, ale dopływ gier jest dla sukcesu kluczowy. Microsoft przekonał się już o tym na własnej skórze. W końcu Xbox zjadał możliwościami PlayStation 2 na śniadanie, ale bogatsza biblioteka (choć rzecz jasna nie tylko ona nie tylko - rozpoznawalność marki i szybsza premiera również) przesądziła jednak o niebywałym sukcesie "Czarnulki".
Przed nami ciekawe kilka lat.