Demo, o którym Was informowaliśmy, odniosło ponoć na tyle duży sukces i zostało podchwycone przez graczy i media w tak dużym stopniu, że zdołało spełnić swoje zadanie i dobrze sprzedać grę.
Demo, o którym Was informowaliśmy, odniosło ponoć na tyle duży sukces i zostało podchwycone przez graczy i media w tak dużym stopniu, że zdołało spełnić swoje zadanie i dobrze sprzedać grę.
Twórcy The Stanley Parable spisali na swoim blogu małe postmortem traktujące o wszystkim tym, co stało za premierą gry. Jeśli jeszcze nie mieliście okazję zagrać ani w demo, ani w pełną wersję gry, demo zostało stworzone jako oddzielny kawałek tytułu, z pierwowzoru wykorzystując niemal tylko część assetów. Brak spoilerów, zachowany klimat i ta sama narracja zdziałały ponoć takie cuda, że dziennikarze zapewnili im reklamę na poziomie dwóch różnych premier gry.
Demo pojawiło się na tydzień przed premierą The Stanley Parable jako oddzielny, darmowy i całkiem niezły kawałek pełnej wersji, mający zachęcić do wydania paru groszy. Filmy Let's Play też zrobiły swoje, często bez jakiejkolwiek interwencji ze strony twórców TSP - nawet jeśli ci wsparli nieco Game Grumps, nagrywając dla nich nawet ekskluzywne kwestie do wrzucenia na kanał. Rozgłos był na tyle duży, że całość odpowiednio wróciła w formie kupionych kopii, gdzie te zyskane przez tego typu reklamę szacowane są przez studio na poziomie 200-300 tysięcy kopii.
The Stanley Parable chwaliłem przy każdej możliwej okazji, nawet jeśli mam za sobą głównie pierwszą, darmową edycję gry, która powstała jako mod do Half-Life 2. Może i nie mam takiego wpływu jak Game Grumps (bo nie jestem też Egoraptor), ale jeśli dzięki mnie choć kilka złotówek poszło do osób odpowiedzialnych za grę, to zarówno w imieniu swoim, jak i ich - dziękuję.