Serwis Ars Technica donosi, że Microsoft zawiązał spółkę z Machinimą (bodaj najpopularniejszy kanał YouTube'a poświęcony kulturze gier wideo). Dzięki niej partnerzy Machinimy mogą podobno zarabiać 3 dolary za każdy tysiąc wyświetleń materiałów promujących po cichu Xboksa One. Co należy uznać w tym przypadku za reklamę konsoli? Umieszczenie w nagraniu co najmniej 30 sekund rozgrywki ze sprzętu Microsoftu oraz wymienienie go z nazwy.
Do akcji zaczęto zapraszać 10 stycznia, a specjalna klauzula w kontrakcie zabrania ponoć uczestnikom udzielania jakichkolwiek informacji o współpracy.
Co nie jest w zgodzie z wytycznymi Federalnej Komisji Handlu, która grozi sankcjami za działania reklamowe, o których widz nie został w wyraźny sposób poinformowany. W skrócie: chodzi o amerykański odpowiednik naszego "lokowania produktu".
Ale podprogowe reklamowanie Xboksa One może trwać znacznie dłużej. Na mocy poprzednich, obowiązujących od listopada zeszłego roku umów, jutuberzy dostawali jednego dolara za tysiąc wyświetleń filmików promujących konsolę. Zrozumieli swoją wartość i zażądali w końcu podwyżek?
Ani Machinima, ani Microsoft nie raczyły jeszcze skomentować doniesień. Szykuje się skandal?
Jedyny zakątek growego YouTube'a, który stosunkowo regularnie odwiedzam, to ten zdominowany przez serię FIFA. I faktycznie, od premiery nowych konsol króluje w nim Xbox One. Jestem daleki od pochopnego szufladkowania (bo może przecież chodzić o preferencje czy fakt, że Xboksy są przy okazji FIFA 14 wiodącymi platformami), ale zanim zawierzymy sympatycznym chłopakom (rzadziej dziewczynom) z YouTube'a, warto mieć na uwadze, że z wielką liczbą wyświetleń przychodzą wielki możliwości dla (często cichych) reklamodawców.
Na szczęście polskim jutuberom możemy póki co zaufać. W kwestii Xboksa One'a, rzecz jasna. Wątpliwe, żeby Microsoft pompował potajemnie dolary w promocję konsoli, której na naszym rynku nie ma.