Studio Fullbright nie ma jeszcze sprecyzowanego pomysłu na nową grę, ale wie na pewno czego chce w niej uniknąć. Można i tak.
Studio Fullbright nie ma jeszcze sprecyzowanego pomysłu na nową grę, ale wie na pewno czego chce w niej uniknąć. Można i tak.
Meandry szukania pomysłu na pójście za ciosem po głośnym Gone Home tłumaczy Steve Gaynor, czyli współzałożyciel zespołu:
Chcemy odrobinę zwiększyć skalę następnej gry. Nie chcemy ograniczać samych siebie, więc sprawdzamy różne możliwości, bo nie chcemy zrobić drugi raz tego samego. Nie chcemy Gone Home w innym domu czy czegoś w tym stylu.
Najważniejsza w Gone Home jest historia, ale kluczowy w jej opowiedzeniu jest bogaty zestaw mechanik. Można było wstawić tekst i opowiedzieć historię w ten sposób, ale nie o to chodzi, prawda?
Chcemy poszerzyć walory produkcyjne kolejnej gry. Z drugiej strony nie chodzi o zatrudnienie 50 osób i zupełne oderwanie się od dotychczasowego dorobku. Myślę, że powinna to być spokojna, rozważna ekspansja, by wesprzeć kolejne kroki.
Gaynor uspokaja przy okazji, że studio nie zamierza odejść od własnej szkoły tworzenia. Produkcja bazująca na zasadzie "wygrywasz albo przegrywasz" i reszcie dobrze znanych mechanizmów ze standardową progresją na czele nie wchodzi w grę.
Fullbright ma swoją zasadę, wedle której najpierw zastanawia się nad tym, co chce przekazać, a potem szuka środków do realizacji. I zamierza się jej trzymać także przy grze, która ma udowodnić, że sukces Gone Home nie był dziełem przypadku.