Wielkie imprezy branżowe to znakomite areny do przeprowadzenia pojedynków producentów konsol. Kto wyszedł zwycięsko z konfrontacji na gamescomie? Czyja konferencja była lepsza? Poznajcie opinie redaktorów gram.pl.
Wielkie imprezy branżowe to znakomite areny do przeprowadzenia pojedynków producentów konsol. Kto wyszedł zwycięsko z konfrontacji na gamescomie? Czyja konferencja była lepsza? Poznajcie opinie redaktorów gram.pl.
Obóz Sony bardziej zresztą zaskoczył już po konferencji. Raz jeszcze dały o sobie znać szatańskie gierki Hideo Kojimy. Okazało się bowiem, że P.T. od nikomu nieznanego studia 7780s to nowy Silent Hill, nad którym pracuje Guillermo del Toro i właśnie Kojima. Ten duet może mocno namieszać w gatunku horrorów.
Podsumowując, informację nr 1 absolutnie zaserwował nam Microsoft, ale poza tym jednym wystrzałem nie zaskoczył absolutnie niczym (bo trudno nazwać zaskoczeniem to, że Quantum Break zapowiada się rewelacyjnie). Sony poszło w ilość, ale może to i dobrze, bo ludzie dostali jasny sygnał, że na PS4 na pewno będzie w co grać. Szalę na korzyść japońskiego giganta przechyla moim zdaniem Silent Hill, a także informacja o tym, że PlayStation 4 sprzedało się już w 10 milionach egzemplarzy. Tym bardziej, że Rise of the Tomb Raider - jak sugeruje komentarz samego Phila Spencera - będzie tylko czasowym exclusive'em Xboksa.
Patryk Purczyński
Wszystkie trzy konferencje na gamescom 2014 były dla mnie niezwykle nudne, chyba jeszcze nigdy nie zdawało mi się tyle ziewać – pamiętam, że nawet podczas konferencji Sony na E3 2014, która wypadała w Polsce na jakąś czwartą w nocy, byłem bardziej pobudzony niż oglądając Microsoft w ciągu dnia czy właśnie Sony wczesnym wieczorem. Ale już chyba taka specyfika obu imprez. Gamescom jest ewidentnie w tle E3, ustępując mu pola na każdym kroku, a firmy mają do targów zupełnie inne podejście. Na E3 próbują szokować, zrzucając na graczy bombę za bombą, w Kolonii używają bardziej racjonalnych argumentów nawiązując z dziennikarzami i graczami dyskusję na poziomie intelektualnym – zobaczcie, to wspaniały czas, by być posiadaczem XX, bo mamy XZ, XY oraz YY w swoim portfolio. W USA stawia się natomiast na efekciarstwo i… to działa.
Osobiście informacja o wyłączności na nowego Tomb Raidera ani mnie ziębi, ani grzeje. Nie mam złudzeń, że jest to czasowa wyłączność i potrwa maksymalnie pół roku, po czym zostanie zapowiedziana kolejna wersja gry, tym razem już dla PS4 oraz PC. Nie jestem także zły na Microsoft, bo i Sony łapie w swoje ręce jak najwięcej czasowych oraz trwałych tytułów ekskluzywnych. Myślicie, że te wszystkie indie pozycje od Sony tylko z chęci twórców nie ukazują się na Xboksach? Wolne żarty. Microsoft dowalił raz i z grubej rury, ale nie będę go potępiał. Takie prawo wolnego rynku.
Poza tą informacją Microsoft nie pokazał na swojej konferencji wiele więcej. Nie jestem fanem Halo, nie interesuje mnie specjalny tryb w FIFA 15 z gwiazdami sprzed lat. Spodobały mi się gry z ID@Xbox (w szczególności Cuphead, no i może poza Symulatorem Kozy, kto to tu wpuścił?), ScreamRide też był spoko, ale to jednak nie ta liga. Totalnie rozczarowało mnie Call of Duty: Advanced Warfare, ale nie jestem fanem gry, więc nie powinienem jej chyba oceniać. I tyle.
Sony bardzo łatwo mogło wręcz zdeklasować konkurencję, ale mam wrażenie, że zamiast potężnego uderzenia wykonało tylko mały krok do przodu. I tak konferencja okazała się pozbawiona emocji – fajnie, że na PS4 ukaże się Zaginięcie Ethana Cartera, pośmiałem się z kartonu w MGS V, kibicuję konsolowemu DayZ (czemu nie było ani słowa o H1Z1?) i zwariowałem na punkcie Wild, ale nic więcej. Lepiej niż u Microsoftu, ale nadal szału bez.
Z ciekawością przyjrzałem się więc pokazowi Electronic Arts, które – gdyby chciało – mogło pokazać gigantom jak zrobić dobrą konferencję, ale firma nie wykorzystała szansy. Nie było Mirror’s Edge 2, zabrakło Star Wars: Battlefront, pokazano za to dogorywające MMO Star Wars: The Old Republic, po raz kolejny FIFA 15 i długi, nudne fragment z The Sims 4. Podobnie niemrawo wypadł nowy Battlefield. Jedynym pozytywnym punktem w mojej ocenie była zapowiedź nowej gry od BioWare, która okazała się kalką z The Secret World, ale i tak tytuł mnie zaintrygował. Mam nadzieję, że EA odniesie z Shadow Realms sukces, jakiego nie udało się zrobić FunComowi w przypadku swojej produkcji.
I mam też nadzieję, że w przyszłym roku wydawcy potraktują Gamescom poważniej. Że Microsoft i Sony dorównają swoim pokazom z E3, że EA nie będzie przynudzać oraz, że Ubisoft i Nintendo także pokażą się na głównej scenie. Wypadałoby.
Paweł Pochowski
Nowa generacja się rozkręca i to widać. W moim mniemaniu możemy już spokojnie mówić o tym, że Xbox 360 i PlayStation 3 odchodzą na emeryturę. Szkoda trochę, że Nintendo specjalnie sobie nie radzi, ale to temat na inną wypowiedź.
Konferencje Sony i Microsoftu połączyła zażarta walka o to, kto pokaże więcej. To było zwyczajne, siłowe starcie – producent Xboksa próbował odrobić stratę, która pogłębia się z każdym miesiącem, a Sony starało się dobić konkurencję.
Obydwie firmy zarzuciły więc swoje wędki i łowiły przed Gamescomem co się dało, względnie wyciskały siódme poty ze swoich własnych studiów, aby pokazać coś nowego. Stąd nowe materiały z The Order 1866, które w dalszym ciągu wygląda świetnie czy Quantum Break, którego gameplay zrobił naprawdę niezłe wrażenie. Niezłe, a nie świetnie, bo jednak miałem nadzieję na to, że klimat będzie cięższy, a walki trochę mniej.
Trudno było coś pokazać po wypstrykaniu się praktycznie ze wszystkiego po E3, dlatego obydwie firmy kombinowały. Sony zaprzęgło do swojego zaprzęgu Deana Halla, który zapowiedział DayZ na PlayStation 4, co moim zdaniem, okaże się strzałem w dziesiątkę niemalże na miarę Minecrafta na Xboksa 360. Sony przekabaciło na swoją stronę również Adriana Chmielarza z jego The Vanishing of Ethan Carter, a Microsoft ekipę odpowiedzialną za Superhot i parę innych twórców indie. To znak naszych czasów – tytułami na „konsolową wyłączność”, całkowitą, bądź czasową, niedługo będą już tylko, albo głównie, produkcje spod rąk studiów wewnętrznych i właśnie „indie”. Z prostego powodu – taniej jest gry niezależne kupić.
Trochę smuci mnie niewielka obecność PlayStation Vita. Wygląda to trochę, jakby Sony się poddało. A szkoda.
Ciężko jest wskazać zwycięzcę, ale jednak delikatnie przychylałbym się ku Sony. Japończycy nabrali nieco większego rozpędu i teraz nie muszą się nawet specjalnie starać, wystarczy, że nie będą gorsi. W tym przypadku byli nawet odrobinkę lepsi, chociaż tylko o długość włosa.
Kamil Ostrowski