To co, że cały świat ma od wczoraj recenzje The Order: 1886? Nam tu w Polsce dobrze bez tego.
To co, że cały świat ma od wczoraj recenzje The Order: 1886? Nam tu w Polsce dobrze bez tego.
Właśnie minęła godzina ósma rano, co pozwoli mi wreszcie na publikację tekstu o wrażeniach z mającej miejsce kilka dni temu prezentacji The Order: 1886. Jednak nie przeczytacie tego tekstu. I nie dlatego, że nie chciało mi się go napisać. Dlatego, że nie ma on najmniejszego sensu.
Są chwile, kiedy nawet kilkuminutowe walenie głową w betonową ścianę nie pomaga mi w rozruszaniu komórek mózgowych na tyle, by przeniknąć intencje niektórych wydawców, czy dystrybutorów. Dysonans poznawczy jest wtedy wystarczająco silny, by doprowadzić do chwilowego zawieszenia wiary we własną poczytalność. Przecież niemal niemożliwym jest, by zwariowały – podejmując skrajnie idiotyczne decyzje - dziesiątki osób pracujących dla którejś z największych firm na świecie. To na pewno problem z moją głową. Czegoś nie potrafię dostrzec i zrozumieć. A może po prostu nie chcę?
Nie chcę dlatego, że to chyba jedyna możliwa w tym przypadku reakcja obronna, chroniąca przed poczuciem się obywatelem gorszej części świata. Choć z drugiej strony, kiedy tylko nabrać do całej tej sprawy odrobiny dystansu i zmienić nieco perspektywę, łatwo dostrzec coś zgoła innego. Nie czuć się już poniżonym, czy gorszym od reszty świata i zacząć nazywać rzeczy po imieniu.
Najpierw uporządkujmy jednak fakty. 16 lutego w Warszawie odbył się przedpremierowy pokaz The Order: 1886. Podczas prezentacji można było zagrać w rozczarowująco krótki fragment gry (dało się to przejść w kilka minut), „głównym daniem” była natomiast poprowadzona przez jednego z twórców prezentacja. Ru Weerasuriya z Ready at Dawn opowiedział nam o alternatywnej historii świata, kilku głównych bohaterach oraz pokazał nieprezentowany ponoć dotąd, kilkunastominutowy fragment rozgrywki. Niby wszystko w porządku, standardowa forma i formuła, często stosowana w przypadku nie dających pewności sukcesu produkcji.
Zgodnie z wszelakimi zasadami, publikację materiałów z tejże przejmującej i ujmującej prezentacji objęto embargo, którego termin wyznaczony został na godzinę 8:00 dnia 20 lutego. Zaczynacie łapać? Tak, to właśnie dziś. Niemal całą dobę po tym, jak cały świat zalany został recenzjami The Order: 1886. Dokładnie w dniu premiery.
EMBARGO NA WRAŻENIA Z PREZENTACJI!
Nie mam pojęcia, kto personalnie wpadł na ten absurdalny i skrajnie idiotyczny pomysł, ale przez chwilę poczułem się jak bohater książki Kafki lub Dicka, dlatego na swój sposób tej osobie gratuluję. Niewielu ludziom na świecie udało się doprowadzić mnie swoimi decyzjami do takiego stanu. I jak podejrzewam nie tylko mnie, bo z rozmów w kuluarach wynikało, że poza jednym wyjątkiem, nikt w naszym kraju nie otrzymał od dystrybutora recenzenckiej kopii gry.
I właśnie ta kwestia jest tutaj najważniejsza. Abstrahując bowiem od tej absurdalnej sytuacji – która może nawet dostarczyć nieco rozrywki miłośnikom wisielczego humoru – największym problemem jest fakt, w jaki sposób potraktowano rodzime media. Po raz kolejny skrócono nam smycz i założono kaganiec, pokazując dobitnie jak ważnym i kluczowym dla wielkiego potentata branży rynkiem jesteśmy. Podczas gdy reszta świata przechodziła pełną wersję gry i pisała recenzję, my czekaliśmy z wypiekami na twarzy i drżącymi z przejęcia dłońmi, by móc podzielić się z polskimi czytelnikami wrażeniami z niegrywalnego demo. To jest jeden z tych momentów, w których nie wiem czy się śmiać, czy płakać, czy może zgłosić do testowania nowych leków.
Tą jedną akcją SCEP pokazało dobitnie w jak głębokim poważaniu ma nie tylko rodzime portale i pisma o grach, ale również swoich klientów, czyli graczy. Domyślam się zresztą, że uczyniono to z zimną kalkulacją i premedytacją, choćby po to, by zminimalizować potencjalne straty wynikające z wydania na naszym rynku najzwyczajniej słabej gry. Wiadomo przecież, że gros polskich graczy korzysta przede wszystkim z rodzimych portali, te zaś coraz częściej – co osobiście bardzo mnie cieszy – przestają patyczkować się z rozdmuchanymi przez hype kiepskimi produkcjami od wielkich wydawców. Nasz rynek nie jest wielki i przy świadomości, że liczy się każdy klient, nietrudno o takie poronione decyzje, mające odsunąć jak najdalej widmo nieuchronnej porażki. Szkoda tylko, że jak zawsze naszym kosztem.
Aktualizacja: Dziś rano (20.02) otrzymaliśmy kopię gry od polskiego oddziału Sony. Nasza recenzja zostanie opublikowana na dniach.