Jesteście gotowi na przeniesienie się do cyfrowej rzeczywistości? Niestety, zdaje się, że producenci jeszcze nie do końca…
Jesteście gotowi na przeniesienie się do cyfrowej rzeczywistości? Niestety, zdaje się, że producenci jeszcze nie do końca…
Wejście do wirtualnego świata od wielu, wielu lat było marzeniem wszelkiej maści geeków, nerdów, komputerowców, miłośników gier wideo, a także fascynatów nowych technologii. Na szczęście już za chwileczkę, już za momencik, doczekamy się spełniania marzeń… I tak czekamy już od paru dobrych lat. Parę dłuuuugich lat.
Wirtualne gogle nie są nowym konceptem. Nie mówię już o wymysłach pisarzy science-fiction, ale produkty mające pomóc nam głębiej wejść w cyfrową rzeczywistość istnieją już od dłuższego czasu, chociaż nie są raczej dostępne dla szerokiego grona konsumentów – używają ich np. sporadycznie muzea dla celów dydaktycznych. Nie da się ukryć, że sam pomysł rozbudza wyobraźnię, zdaje się zresztą, że znudzenie dotychczas upowszechnionymi technologiami (3D, high-definition, dźwięk surround) osiągnęło poziom, przy którym jest realna szansa na wprowadzenie na rynek czegoś nowego, rewolucyjnego. Mimo tego, wciąż czekamy.
Oculus po raz pierwszy wzbudził nasze zainteresowanie w połowie 2012 roku, za sprawą niezwykle udanej kampanii na Kickstarterze. Od tego czasu urządzenie niezmiennie nas nakręca, a testy kolejnych wersji są bardziej niż udane. Nie ulega wątpliwości, że sprzęt działa i to bardzo dobrze. Deweloperzy są chętni, aby się tą technologią zajmować, pojawia się coraz więcej programów i gier, które wykorzystują ten sprzęt.
Jeżeli jest tak dobrze, to dlaczego czekamy tak długo? Zaraz miną już trzy lata. Trzy długie lata, podczas których firma Oculus VR bez problemów zdobywa kolejne transze dofinansowania ze strony inwestorów i z sukcesami sprzedaje deweloperskie modele swojego sprzętu za niemałe pieniądze. Pierwsza partia pojawiła się pod koniec 2012 roku, a już wtedy Oculus Rift było przecież relatywnie dopracowane. Wbrew oczekiwaniom wypuszczono nawet ulepszoną wersję, która wyeliminowała błędy poprzedniczki i dodała nowe funkcje (np. wykrywanie położenia głowy). Mimo tego, że większość używających nawet podstawowej wersji była zachwycona (większość, nie wszyscy), to wciąż czekamy na dopuszczenie sprzętu do sprzedaży. Producent wciąż dłubie i ulepsza.
Oczywiście rozumiem, że młody wizjoner Palmer Luckey, który odpowiada za całe to zamieszanie (historia sukcesu tego niesamowitego faceta to temat na inny tekst), chce oddać do naszej dyspozycji jak najlepszy produkt. Rozumiem, że co nagle to po diable, a producent musi się upewnić, że taki nowatorski sprzęt spotka się z odpowiednim przyjęciem ze strony deweloperów i tzw. „firm trzecich”. Niemniej, czekamy za długo.
Mam wrażenie, że twórcy trochę nie doceniają siły swojego produktu. Już teraz przecież pojawiły się m.in. darmowe sterowniki, tworzone w ramach open-source, które pozwalają grać m.in. w Left 4 Dead, Skyrima, Half-Life 2, Bioshocka czy Elite: Dangerous przy pomocy Oculus Rift. Jestem pewien, że dopuszczenie sprzętu do sprzedaży dałoby efekt w postaci wykwitu newsów o implementacji obsługi wirtualnych gogli, także ze strony samych deweloperów tworzących gry.
Sądziłem, że przejęcie Oculus VR przez Facebooka nieco przyspieszy tempo, ale okazało się niestety, że nic z tego. Mimo tego, że do sprzedaży doszło prawie równy rok temu, to wciąż czekamy na nowe informacje dotyczące daty premiery. Gubimy się w plotkach i domysłach, czekając z niecierpliwością i przebierając nogami. Prototyp wersji konsumenckiej miał się rzekomo pojawić na targach SXSW 2015, ale zabrakło tam nowego sprzętu. Mało tego, Palmer Luckey oficjalnie zaprzeczył, jakoby Oculus Rift miał mieć premierę w maju 2015. Zaraz mamy kwiecień, czas leci. Teraz mam już tylko nadzieję, że sprzęt trafi do sprzedaży jeszcze w tym roku.
Jeżeli pionierzy branży się nie pospieszą, to wyprzedzą ich ci, którym również zamarzyło się uszczknąć kawałek tortu o nieokreślonej jeszcze wielkości. Sony przygotowuje swój Project Morpheus, Samsung ma Gear VR, HTC wraz Valve dłubie przy Vive. Nawet Razer ma w zanadrzu coś znanego pod nazwą Hydra. Jeżeli Oculus VR nie wypuści swojego urządzenia jako pierwszy, to może się okazać, że rynek jest już zalany sklejonymi na szybko produktami, które zniechęcą przyszłych klientów, a wirtualna rzeczywistość zostanie opatrzona pieczęcią „próbowaliśmy, ale się nie udało”. Sytuacja analogiczna do samodzielnej wersji DayZ i jej klonów, ale na większą skalę.
Nie chciałbym tego. Wierzę, że Wy też nie. Nie takiej przyszłości sobie życzyliśmy w naszych nerdowskich marzeniach i snach.