Dawno żadna gra nie wzbudzała tak skrajnych emocji jak polski Hatred. Dzisiaj, tydzień po premierze, można podsumować co się wydarzyło.
Dawno żadna gra nie wzbudzała tak skrajnych emocji jak polski Hatred. Dzisiaj, tydzień po premierze, można podsumować co się wydarzyło.
„Obrońcy moralności” długo przekonywali, że taka gra jak Hatred nigdy nie powinna ujrzeć światła dziennego. Protesty wiele nie dały, studio Destructive Creations zdołało zadebiutować na rynku tak, jak planowało. Dzisiaj każdy może się przekonać ile wyszło z całego zamieszania. Czy faktycznie było się o co burzyć? Wiele osób, również w Polsce chciałoby zakazania dystrybucji Hatred. Tylko w zasadzie dlaczego? Nigdy nie uważałem siebie, w przeciwieństwie do niektórych osób, za jednostkę wybitną, która ma monopol na prawdę i jako jedyna może decydować, co powinno trafiać na rynek, a co nie. Wręcz przeciwnie, nisko sobie cenię ludzi, którzy najwidoczniej mocno przeceniają swoją inteligencję i próbują narzucić reszcie społeczeństwa własne zdanie. Wyznawana ideologia to kwestia bardzo prywatna, zależna od naszego charakteru, wiedzy, czy doświadczeń życiowych. Można o tym dyskutować i przede wszystkim należy uszanować poglądy innych ludzi, ale absolutnie nie wyobrażam sobie sytuacji, w której ktoś chce komuś coś narzucać. Jeśli nie podoba ci się Hatred to nikt nie broni ci krytykować twórców, czy ich bojkotować. Są jednak osoby, których kontrowersje nie ruszają i nie widzę powodu, aby ktokolwiek miał im zabraniać dostępu do tej produkcji. W wielkim skrócie, kim są najwięksi krytycy Hatred, aby odbierać mi prawo zagrania w tę grę?
Kiedy po raz pierwszy pisałem o Hatred na łamach Gram.pl (było to tuż po zapowiedzi gry) nie sądziłem, że wywoła on aż tak duże emocje. Oczywiście brutalne egzekucje od razu rzuciły się w oczy, ale mnie to akurat nie szokowało. Pamiętam, że prawie identyczne rozwiązanie znajdowało się w drugiej części wirtualnego Ojca Chrzestnego. Prawie, gdyż w produkcji EA zabijać niewinne osoby można było niekiedy w znacznie brutalniejszy sposób. W Hatred najbardziej szokuje jednak tło fabularne. Pan Nienawidzę Wszystkich Ludzi strzela do niewinnych osób i myśli tylko jak zwiększyć ilość ofiar (niestety zabrakło miejsca na próbę wytłumaczenia dlaczego tak robi). Gdyby zamiast cywili znajdowali się tam Naziści, zombie, gangsterzy czy jacykolwiek degeneracji tematu nie byłoby w ogóle. O wszystkim zdecydowały skórki na modelach postaci. Czy to wystarczający powód, aby podnosić alarm? Gdyby w Hatred można było na przykład zabijać dzieci być może powiedziałbym, że to już gruba przesada, a twórcy przekroczyli granicę, która nigdy nie powinna być ruszona. Problem w tym, że tego tam nie ma. Destructive Creations nie stworzyło niczego, czego byśmy do tej pory w grach nie widzieli.
Szokujących rzeczy było w ostatnich latach w grach wiele. W Modern Warfare 2 mogliśmy (ale nie musieliśmy) zabijać niewinnych ludzi w słynnej misji No Russian. W kontynuacji z kolei twórcy pozwalali w pewnym momencie na strzelanie w plecy do uciekających wrogów i to za pomocą czołgu. Granice najczęściej przekracza jednak GTA. To tam pojawiła się scena tortur, tam pokazano penisa bez cenzury, tam też można było handlować narkotykami. Teraz obok tych wszystkich tytułów można postawić Hatred. Polska gra wpisała się do historii jako jedna z tych, które przełamywały granice kontrowersji. Mamy się z czego cieszyć?
Niekoniecznie. Prawdę mówiąc po zobaczeniu pierwszego trailera gra już mnie nie szokowała. Wszystko co najważniejsze już widziałem. Grając w produkcję ekipy Destructive Creations miałem wrażenie, że gdyby wyciąć z niej kontrowersje mało kto by o niej słyszał. Twórcy, nie pierwszy i nie ostatni raz zgrabnie wykorzystali szum medialny wokół swojej produkcji. Na pewno wielu deweloperów chciałoby pokazać swoją produkcję w największych amerykańskich telewizjach. I to za darmo. Media wyświadczyły więc studiu bardzo dużą przysługę. Na wyniki sprzedaży Hatred pewnie jeszcze chwilę poczekamy, ale na pewno będą imponujące. Tuż po debiucie gra wylądowała na pierwszym miejscu bestsellerów Steama. Jeśli więc szokujący Hatred miałby coś zmienić na świecie, to jedynie zasobność portfela właścicieli studia Destructive Creations.
Widząc Hatred przed premierą wyobrażałem sobie, że oprócz kontrowersyjnej otoczki fabularnej gra będzie miała do zaoferowania ciekawy gameplay uzupełniony o zawsze cenioną u mnie destrukcję otoczenia. Jak się okazało, o ile kawałek terenu da się rozwalić, tak przyjemności z zabijania przeciwników nie ma zbyt wiele. Hatred pokazuje między innymi jak niektóre gry cierpią na słabej warstwie audio. Nie wiem, czy to mi trafił się trefny egzemplarz, czy taka już uroda produkcji gliwickiej ekipy, ale dźwięków wystrzałów z broni prawie nie słyszałem. Tylko nieliczne pociski wydawały z siebie odpowiedni odgłos (zmiany ustawień audio nic nie dawały, to nie tu leży problem). W sytuacjach kiedy otoczyli mnie stróże prawa klikałem myszką i nie wiedziałem, czy strzelam, czy przeładowuję broń, czy skończyły mi się naboje. Często kończyło się to zgonem. Dodatkowo bardzo słabo gra się w Hatred na padzie. Jestem tak przyzwyczajony do tego kontrolera, że korzystam z niego nawet w pierwszoosobowych shooterach, które raz na jakiś czas ogrywam na PC. Tak mi wygodniej. W tym jednak wypadku jedynym sensownym rozwiązaniem było użycie myszki i klawiatury. To oczywiście wymaga małpiej zręczności. Momentami naprawdę trudno jest trafić kopniakiem idącego przeciwnika, aby później go dobić, a to właśnie bywa najskuteczniejszym sposobem zregenerowania życia.
To wszystko sprawia, że z Hatred pozostają głównie kontrowersje. O dziwo brutalnych egzekucji wcale bym nie zaliczył do najlepszych/najgorszych (zależy jak na to spojrzeć) jakie widziałem w grach. Jest całe mnóstwo tytułów zdecydowanie bardziej kreatywnych w tym aspekcie. Pozostaje więc tylko świadomość, że zabijamy niewinnych ludzi. Liczyłem na to, że będzie wręcz odwrotnie. Uważam się za osobę dojrzałą, która nie ma problemów z odróżnienie świata realnego i wirtualnego. Chciałem przymknąć oko na kontrowersje i cieszyć się ciekawym twin-stick shooterem, bo takich gier ostatnio mi brakuje. No i kompletnie się przeliczyłem.
Może to moja przesadna wiara w inteligencję graczy, ale nie wydaje mi się, aby Hatred wyrządziło jakieś szkody na psychice kogokolwiek. Granice dobrego smaku nie zostały moim zdaniem przekroczone, a więc nie widzę powodu do protestów. GOG nie chciał produkcji Destructive Creations sprzedawać i to była ich decyzja. Skoro mogą sobie na to pozwolić to nie widzę powodu, aby ich za to potępiać. Możemy mówić, że to przez kontrowersje i zarzucać sklepowi hipokryzję (w końcu Postala można tam kupić), jak zdążyli to już niektórzy zrobić. Problem w tym, że GOG zazwyczaj (chociaż znajduje się kilka wyjątków potwierdzających regułę) mocno filtruje gry, które wprowadza do sprzedaży i najczęściej pomija produkcje słabe lub przeciętne. Hatred właśnie taki jest. Warto o tym pamiętać zanim zacznie się oskarżać kogokolwiek o podwójne standardy. O ile takie GTA szokuje praktycznie zawsze, tak ciężko produkcji Rockstar Games odmówić, że broni się nawet bez kontrowersji. Destructive Creations stworzyło za to produkt, który bez nich zginąłby przytłoczony masą innych produkcji, które każdego tygodnia trafiają do sprzedaży.
Wnioski z tej historii nie są szczególnie odkrywcze. Media i gracze (nie wszyscy oczywiście) ponownie dali się naciągnąć twórcom kontrowersyjnego produktu, który ma po prostu mało do zaoferowania. Hatred zdecydowanie można sobie odpuścić, co najdobitniej pokazuje wczorajsza recenzja Patryka. Jest tyle interesujących gier, że szkoda czasu na tytuł Destructive Creations. Jestem tylko ciekawy, co następnym razem wymyślą twórcy. Osobiście wolałbym, aby poszli w stronę ciekawej i dopracowanej rozgrywki, a nie jeszcze większych kontrowersji. Można wtedy niebezpiecznie zbliżyć się do granicy dobrego smaku. Inna sprawa, że podobny numer drugi raz wcale nie musi się udać.