John Boyega wcielający się w postać Finna w nowej trylogii Gwiezdnych wojen znany jest ze swojej bezpośredniości. W zeszłym roku zarzucił Disneyowi rasizm, przez to, jak potraktowali jego postać, nie mając żadnego pomysłu na jej rozwój. Aktor najwyraźniej dobrze nie wspomina lat spędzonych na planie kolejnych części Gwiezdnych wojen, gdyż w ostatnim wywiadzie stwierdził, że filmowe franczyzy przypominają mu luksusowe więzienia.
Boyega wziął niedawno udział w sesji QA zorganizowanej z okazji premiery jego filmu z antologii Mały topór od Steve’a McQueena (Wdowy, Zniewolony. 12 Years a Slave). Dla młodego aktora jest to bardzo waży projekt, nie tylko pod względem ideologicznym i światopoglądowym, ale również dalszego kierunku swojej kariery. Brytyjczyk odniósł się do kwestii zmęczenia niektórych gwiazd, którym nie jest łatwo przez wiele lat wcielać się w tę samą postać. Aktorowi brakowało wolności, aby mógł wziąć udział w mniejszych projektach, a nawet teatralnych przedstawieniach.
Będąc częścią wielkiej franczyzy, aktor może poczuć się czasami, jakby był w luksusowym więzieniu. Szczególnie w momencie, kiedy chce pracować nad czymś innym. Pamiętaj, że w filmowej serii pracujesz przez wiele lat z jedną postacią, która może zaniedbać twoje inne mięśnie i umiejętności.
Aktor przyznał, że przyjął rolę u Steve’a McQueena, o którym słyszał wiele dobrego, gdyż wiedział, że będzie odgrywał zupełnie inny typ postaci niż do tej pory. Wspomina, że był podekscytowany możliwością bycia częścią projektu Mały topór i był zachwycony, kiedy wreszcie zobaczył siebie na małym ekranie. Stwierdził wtedy, że „to jest moja chwila”.
Praca z reżyserem nagrodzonego Oscarem Zniewolonego. 12 Years a Slave szczególnie przypadła do gustu Brytyjczykowi. Jeszcze w zeszłym roku, kiedy świat zastanawiał się, kto przejmie rolę Jamesa Bonda po Danielu Craigu, do swojej kandydatury odniósł się Boyega. Stwierdził wtedy, że byłby chętny wcielić się w tę kultową postać, ale pod warunkiem, że reżyserem filmu zostały właśnie Steve McQueen.