Oficjalna premiera Indiany Jonesa i artefaktu przeznaczenia odbyła się w Cannes, jako jedno z największych wydarzeń tegorocznego festiwalu. Ale sądząc po pierwszych reakcjach i recenzjach widzowie raczej woleliby obejrzeć czterogodzinny irański dramat społeczny, niż wypakowane akcją przygody tytułowego archeologa. W serwisie Rotten Tomatoes film ma tylko 50% pozytywnych recenzji z do tej pory dostępnych ośmiu opinii, z czego średnia ocena to 5,5/10. Podobnie wygląda to w przypadku Metacritic, gdzie z 10 recenzji średnia nota wynosi 51/100.
Indiana Jones i artefakt przeznaczenia – pierwsze recenzje
Najwięcej pochwał recenzenci adresują do Harrisona Forda, który wciąż świetnie radzi sobie jako Indiana Jones. Wszyscy są zgodni, że jego rola podnosi poziom filmu, stając się jedynym punktem, który nie pozostawia żadnych wątpliwości. Aktor sprawdza się zarówno w scenach akcji, jak i tych humorystycznych, nic nie tracąc ze swojego uroku.
Krytycy są jednak podzieleni w kwestii samej akcji, która prezentuje z grubsza wszystko to, co znamy z poprzednich odsłon serii. Niektórzy uważają, że jest to bezpieczna produkcja, która niczym nie potrafi zaskoczyć, a już w szczególności fanów marki. Według innych James Mangold miał stworzyć satysfakcjonujący finał, będący pożegnaniem z Indianą Jonesem.
Wielu recenzentów narzeka na kiepski scenariusz filmu, który nie pozwala w pełni przedstawić tej historii. Za dużo jest również fanserwisu, który do niczego konkretnego nie prowadzi. Niektórzy wprost nazywają Indianę Jonesa i artefakt przeznaczenia najgorszym filmem z serii.
Częścią tego, co przyćmiewa radość płynącą z tego końcowego rozdziału, jest to, jak bardzo fałszywie to wygląda – The Hollywood Reporter.
Indiana Jones i artefakt przeznaczenia to nie tylko niemal kompletna strata czasu, ale także przypomnienie, że niektóre relikwie lepiej zostawić tam, gdzie ich czas i miejsce. Gdyby tylko poprzednie filmy z tej serii zadały sobie wiele trudu, by to podkreślić – IndieWire.
Wszystkie cechy charakterystyczne serii są na swoim miejscu, jak można było się tego spodziewać, z miłością zachowane jak skarby archeologiczne. Ostateczna randka Indy'ego z przeznaczeniem ma szalony finał, który może podzielić publiczność – ale jeśli dołączysz do niego na przejażdżkę, wydaje się, że to odpowiednie pożegnanie z ulubionym bohaterem – Empire.
Akcja jest zręcznie prowadzona przez Mangolda, nie tylko ekscytujący pościg tuk-tukiem przez Tanger. Ale co najlepsze, jest to film Indiany Jonesa, który ogląda się ze łzami w oczach. Widzimy, że postać dojrzała, ale niekoniecznie jest mądrzejsza. Pijąc trochę za dużo, żałuje gonitwy za fortuną i chwałą oraz pozostawienia swoich bliskich – Total Film.
Ostatecznie sprawia wrażenie podróbki bezcennego skarbu: jego kształt i blask mogą być przez chwilę powierzchownie przekonujące, ale im dłużej patrzysz, tym bardziej nędzne wykonanie staje się tym bardziej rażące. Film jest pełen chaosu, ale boleśnie brakuje iskry i brawury: nie ma tu zwrotów akcji - The Daily Telegraph.