Mikey Madison, gwiazda filmu Anora, faworyta oscarowego wyścigu, wywołała niemały popłoch w internecie po tym jak ujawniła, że odrzuciła współpracę z koordynatorem ds. intymności podczas kręcenia scen seksu. Miała ku temu powody? Dlaczego nie chce, by ktoś “mieszał się” się do scen intymnych, w których bierze udział?

Czy koordynatorzy intymności są konieczni? Zdaniem gwiazdy Anory – nie
Madison miała ostatnio okazję rozmawiać z inną aktorką, dla której sceny intymne nie są niczym nowym. W rozmowie z Pamelą Anderson w ramach serii „Actors on Actors” Variety Madison przyznała, że wraz z Markiem Eydelshteynem, odtwórcą roli Ivana, postanowili „zachować kameralność”.
Moja postać jest pracownicą seksualną, widziałam filmy Seana [Bakera przyp. red.] i znam jego oddanie autentyczności. Byłam na to gotowa. Jako aktorka podchodziłam do tego jak do pracy
GramTV przedstawia:
Madison podkreśliła, że zależało jej na uzyskaniu jak najbardziej naturalnego efektu. Według niej, koordynatorzy ds. intymności ten efekt zaburzają. Jednak jej słowa wywołały falę krytyki w sieci. Zwolennicy obowiązkowej obecności koordynatorów na planie argumentują, że ich zadaniem jest ochrona granic aktorów i zapewnienie bezpieczeństwa.
Chociaż koordynatorzy intymności stają się standardem na planach filmowych, wciąż budzą mieszane emocje. Krytycy wskazują na potrzebę indywidualnych decyzji, a wśród sceptyków tej roli znaleźli się wcześniej m.in. Gaspar Noé, Jennifer Aniston i Michael Douglas. Najważniejsze pytanie, jakie wybrzmiewa w dyskusji o zasadności tej profesji, tyczy się tego, na ile konieczna jest obecność specjalisty od scen intymnych, jeśli aktor (aktorka) świadomie decyduje się na swobodną grę?
Nie ma jeszcze żadnych komentarzy. Napisz komentarz jako pierwszy!