Netflix ratuje Hollywood? Prezes platformy uważa, że kino jest „przestarzałe”

Radosław Krajewski
2025/04/24 09:20
2
0

Ted Sarandos ponownie zaatakował kina i tradycyjny model dystrybucji filmów.

Podczas tegorocznego TIME100 Summit, współdyrektor generalny Netflixa Ted Sarandos odniósł się do zarzutów, że platforma streamingowa przyczyniła się do upadku tradycyjnego Hollywood. W odpowiedzi na pytanie, czy w dobie skracających się okien kinowych, niższych wpływów z biletów i przenoszenia produkcji poza Los Angeles Netflix zniszczył Hollywood. Sarandos stanowczo zaprzeczył, a wręcz stwierdził, że to platforma przyczynia się do uratowania amerykańskiego przemysłu filmowego.

Netflix
Netflix

Netflix ratuje Hollywood – twierdzi prezes platformy

Nie, my ratujemy Hollywood.

Szef Netflixa podkreślił, że firma skupia się przede wszystkim na odbiorcach. Przyznał, że chodzi przede wszystkim o formę dostarczania widzom treści.

Jesteśmy firmą bardzo zorientowaną na konsumenta. Dostarczamy program w taki sposób, w jaki chcecie go oglądać.

Odnosząc się do spadającej frekwencji w kinach, Sarandos zadał retoryczne pytanie: „Co chce nam powiedzieć konsument?” Po chwili sam udzielił odpowiedzi: „Że woli oglądać filmy w domu”.

GramTV przedstawia:

Choć przyznał, że sam uwielbia kina, to ocenił, że doświadczenie wspólnego seansu na sali kinowej przestaje być kluczowe dla większości widzów.

Wierzę, że to przestarzała koncepcja – dla większości ludzi, nie dla wszystkich.

Podczas wcześniejszego wystąpienia na World Economy Summit organizowanego przez Semafor, Sarandos poruszył także kwestie barier, jakie stoją przed branżą rozrywkową, zwłaszcza na rynkach zagranicznych, takich jak Chiny, gdzie obowiązują limity i wymogi koprodukcji.

Chodziło mi o to, że branża rozrywkowa często nie jest traktowana jak prawdziwy biznes, i to jest jeden z przykładów.

Komentarze
2
tupolew519
Gramowicz
26/04/2025 16:47

Nie prawda nie są przestarzałe i nigdy nie będą.

dariuszp
Gramowicz
24/04/2025 11:33

Nie zgodzę się. Byłem np. na pokazie przdpremierowym Diuny ze znajomymi. Pierwszy załatwił mi klient a drugi znajomi. Cała sala była zajęta. Wszyscy się świetnie bawili. Pokaz był w Arkadii w Warszawie. Po pokazie poszliśmy na piwo. Wszyscy się znakomicie bawili. To był wypad, wymówka by się spotkać, by się rozerwać, by porozmawiać o byle czym i rozejść się zadowolonym do domu jak już bar zamykali.

Kiedyś tak wyglądały wypady do kina. Szło się z drugą połówką a kino był częścią wieczoru. Bilety miałeś kupione wcześniej by ni stać w kolejce.

Ale oczywiście kina koniecznie chciały robić więcej kasy. Mniejsze, mniej wygodne siedzenia. Dużo droższy popcorn czy coś do picia. Bezsensowne pokazy reklamowe nie przed seansem bo ktoś przyszedł parę minut wcześniej tylko cały blok reklamowy nieraz 30 minut od momentu kiedy film powinien się zacząć. Więc musiałeś zacząć planować się spóźniać na seanse. Nieraz samodzielne kina w ogóle nie mają miejsca żeby się zrelaksować, coś zjeść za normalne pieniądze itp.

Ale przede wszystkim filmy są coraz gorsze. Coraz mniej jest filmów a coraz więcej bezsensownej lewicowej propagandy która nie mówi nic nowego. Tylko powtarzają ciągle to samo i traktują Cię z góry. Co tylko irytuje bo kto chce iść na film żeby traktowali Cię jak idiotę i rasistę albo seksistę albo cokolwiek co aktywista chce przekazać i używa film do tego.

Nie żeby wcześniej tego nie było. Jest mnóstwo filmów tego typu ale oglądając je czułeś że ktoś chciał opowiedzieć fajną historię bo historia miała priorytet. Wiele dzisiejszych produkcji dają wrażenie że aktywista chciał uprawiać aktywizm i tylko używa film jako formę aktywizmu.

I dlatego np. na Snow White sale były puste a na Diunie były pełne. Gdzie oba można uznać za "polityczne" tylko mówimy o innej "polityce" w wypadku wypowiedzi Rachel Zegler a innej w twórczości Franka Herberta.

To tylko spekulacja ale gdyby kino zadbało o doświadczenie widzów to obstawiam że widzowie woleli by doświadczenie w fantastycznej sali kinowej a nie w domu w kapciach.