Premiera Kosmicznego meczu: Nowe ery nie była tak udana, jak zakładało to Warner Bros. oraz właściciele kin. W weekend otwarcia film zanotował i tak lepszy wynik od prognozowanych, ale przychody z kin nie były zadowalające. Skłoniło to NATO, czyli stowarzyszenie właścicieli kin do wydania ostrego oświadczenia, w którym skrytykowali decyzję Disneya i Warner Bros. o hybrydowym modelu premier filmów kinowych, które nie sprawdzają się w obecnej formie. W przypadku drugiej części Kosmicznego meczu doszły jeszcze nieprzychylne recenzje, które odstraszyły potencjalnych widzów. W opiniach krytyków przewijała się jednak jedna pochwała, czyli udany żart z Michaela Jordana. Zgodnie z wcześniejszymi plotkami, w filmie na krótką chwilę pojawia się nie były koszykarz Chicago Bulls, ale aktor Michael B. Jordan znany z serii Creed i Czarnej Pantery. Po premierze reżyser Malcolm D. Lee zdradził, że mieli plany, aby zaprosić do udziału w filmie prawdziwego Michaela Jordana, ale na przeszkodzie stanęła komediowa rola przyszykowana dla gwiazdy.Były koszykarz nie należy do osób, które lubią się z siebie śmiać, a już tym bardziej, gdy odbywa się to ich kosztem. Twórcy planowali dla Jordana niewielką, żartobliwą scenę, która nawiązywałaby do niezwykle popularnego zeszłorocznego serialu dokumentalnego Ostatni taniec. Ostatecznie gwiazda pierwszej części nie dogadała się z producentami i ze scenariusza usunięto kłopotliwą scenę.
Mieliśmy nadzieję, ale wiedzieliśmy, że prawdopodobieństwo jego występu jest bardzo odległe. Szczególnie po premierze Ostatniego tańca pomyślałem, że musimy być w stanie coś zrobić, nawet jako humorystyczną scenę po napisach końcowych, gdy Bugs pokazuje mu film i mówi: „Co myślisz doktorku?”. I wtedy Jordan odpowiada: „Odebrałem to bardzo osobiście”. Chciałem to zrobić! Byłoby fantastycznie, ale nasz film to nasz film, a Kosmiczny mecz to kosmiczny mecz.