Z zamieszczonej prze nas jakiś czas temu zapowiedzi mogliście się dowiedzieć, że na Timeshift czekamy z wielkimi nadziejami. Teraz, tuż przed premierą, apetyty jeszcze się nam zaostrzyły, a to za sprawą bety, w którą mieliśmy okazję zagrać. Pomińmy zatem wszelkie szczegóły związane z fabułą, na to przyjdzie pora przy recenzji. W tym miejscu powiedzmy tylko tyle, że występujemy w roli pewnego naukowca, który poluje na swojego byłego przełożonego, niejakiego dr Aidena Krone’a. A teraz zajmijmy się oceną tego, co dane było nam zobaczyć. Gra jak wiadomo jest FPS-em, w którym największy nacisk położono na tytułowe zabawy z czasem. I choć jesteśmy już grubo po premierze Maxa Payne’a oraz Księcia Persji, a na „hadekach” wylądował właśnie efektowny Stranglehold, okazuje się, że w kwestii czasu w grach komputerowych da się zrobić jeszcze sporo. Główny bohater gry, za którego poczynania odpowiadamy, odziany został w specjalny kombinezon napakowany elektroniką niczym amerykańska łódź podwodna. Z jego pomocą można czas spowalniać, zatrzymywać, a nawet cofać o kilka sekund. Trzeba przyznać, że z tego, co oferuje beta widać już, że pomysł na rozszerzenie „umiejętności czasowych” i wyjście poza typowy bullet time, nie tylko ma sens, ale jest również niezwykle efektowny.
Wyobraźcie sobie taką akcję: stoicie przed drzwiami, za którymi czai się trzech przeciwników. Wpadacie do środka i kiedy w waszą stronę lecą pierwsze pociski, zatrzymujecie czas. Wszyscy wrogowie zamierają w bezruchu. Wówczas wy z chirurgiczną precyzją eliminujecie wszystkich po kolei - choćby z kuszy. Kiedy zatrzymanie czasu mija, na ziemi leżą zwłoki trzech wrogów w posoce krwi. I tak właśnie wygląda większość akcji w Timeshift. Efektownie, zaskakująco i ekstremalnie ładnie pod względem graficznym. Jednak na tym wcale nie koniec. Na stopklatce można wyciągnąć wrogowi broń z ręki i... po prostu nią go zastrzelić. Równie ciekawe, choć może nie powodujące takiego skoku adrenaliny, są akcje z wykorzystaniem cofnięcia czasu. Wymagają one główkowania, umiejętności kojarzenia faktów oraz – często – szybkiego podejmowania decyzji.
Przeżyliśmy dla przykładu taką sytuację: windą trzeba było dostać się na wyższy poziom. Jednak kabina znajdowała się na dole, a wciągnąć na górę można ją było jedynie kręcąc wielkim kołem. Problem w tym, że kiedy koło puszczaliśmy, winda spadała w dół. Tutaj właśnie przydało się cofnięcie czasu. Kręcimy kołem, puszczamy, biegniemy w stronę windy, która z impetem opadła na dół, szybko wchodzimy do niej i cofamy czas. Wówczas winda grzecznie zawozi nas na górę. Takich sytuacji jest w grze więcej, co w połączeniu z dynamicznymi strzelaninami, jakimi jesteśmy raczeni raz po raz, daje efekt niezwykłej grywalności. Choć wersja, którą mieliśmy okazję testować, zawierała jedynie kilka etapów trzeba przyznać, że walki są zacięte i bardzo dynamiczne.
Czy jednak Timeshift jest grą zaledwie jednego chwytu? Z zaprezentowanych materiałów widać, że nie. Na nas ogromne wrażenie zrobiła praca grafików i projektantów poziomów. Uchodzący ostatnio za wzór - i jakość samą w sobie pod tym względem - Bioshock doczekał się godnego rywala szybciej niż można by się chyba było spodziewać. Projekty futurystycznego miasta ogarniętego pożogą, nad którym bezustannie przelatują myśliwce, helikoptery albo małe roboty robi niesamowite wrażenie. Klimat zaszczucia, walki o przetrwanie w tym nieprzyjaznym uniwersum porównać można z tym znanym z przyszłościowych fragmentów Terminatora. Pogłębia go jeszcze fakt, iż niemalże na każdym kroku spotykamy ogromne mechy lub czołgi, których zniszczyć się nie da, ale trzeba przed nimi uciekać - oczywiście wykorzystując w tym celu specjalne umiejętności bohatera.
Grozą wieje również z gruzów, w których się znajdujemy. Dookoła rozciąga się prawdziwe piekło zniszczenia. Z murów wystają metalowe konstrukcje, schody urywają się w połowie, a na horyzoncie straszą upiorne zgliszcza domów. Ma ten cały krajobraz jedną, bardzo poważną wadę, która dla graczy zazwyczaj jest istotna. Otóż poza miejscami do tego przewidzianymi, środowisko gry jest całkowicie nieinteraktywne. Nie da się zniszczyć lampy, strącić z biurka ołówka (swoją drogą, skąd po takiej hekatombie na biurku ołówek!?), ani nawet przepchnąć jakiejś beczki, która akurat stanęła nam na drodze. Pod tym względem Half Life 2 to w dalszym ciągu prawdziwe mistrzostwo świata, a i wspomniany Bioshock jest zdecydowanie bardziej urozmaicony.
Niezłe wrażenie sprawiają natomiast wrogowie. Spotkaliśmy zaledwie kilku przeciwników, ale zarówno ich wygląd, jak i sposób zachowania był zadowalający. Ponieważ wszyscy są żołdakami pozostającymi na usługach szalonego naukowca, wyglądają jak napakowane sterydami osiłki. Uzbrojeni w śmiercionośną broń, odziany w pancerze i mundury oraz hełmy, wyglądają przerażająco i odpychająco zarazem. Niektórzy są wyposażeni w jet-packi zasilane paliwem, co w połączeniu z ostrzałem naszych broni generuje efektowne „bum!”. Z zaprezentowanych giwer najbardziej przypadła nam do gustu specjalna kusza, strzelająca detonatorami z opóźnionym zapłonem. Trafiony nią delikwent ma około trzech sekund życia, gdyż po tym czasie ładunek, który przykleił mu się do ciała wybucha, rozrywając delikwenta na krwawe kawałki. Ponieważ te ostatnie często-gęsto poniewierają się potem po podłożu, widać, że autorzy Timeshifta nie zamierzali tworzyć gry dla dzieci. Potężne zniszczenia sieje również bazooka, która zresztą wzięta do ręki przez bohatera, prezentuje się nie mniej okazale. Po prawdzie to chyba jedna z największych ręcznych wyrzutni rakietowych, jakie można było dotychczas zobaczyć w grach. Dzięki specjalnemu wizjerowi możemy spokojnie przycelować, strzelić, a potem naprowadzany laserowo pocisk chyżo będzie zmierzał do celu. Same eksplozje również zostały zrealizowane ze smakiem i choć w zasadzie nie ma ich tak wiele (ot można zestrzelić jakieś beczki ze środkami łatwopalnymi czy pana z bakiem na plecach), to jednak cieszą oko.
Złego słowa nie można również powiedzieć o udźwiękowieniu gry. Nawet więcej – już teraz trzeba wyrażać się o nim w samych superlatywach. Znakomicie brzmią wszystkie efekty środowiskowe. Inny dźwięk wydają buty, w których biegniemy po betonie, inny gdy biegniemy po żwirze, a jeszcze inny gdy zeskakujemy na ogromne rury w podziemnych przejściach. Klimat rewelacyjnie podkreślają rozmowy przeciwników, którzy starają się namierzyć naszego bohatera. W owych odzywkach autorzy pozwolili sobie również na nieco humoru, bowiem gdy odbierzemy „zastopowanemu” przeciwnikowi broń, ten ze zdziwieniem wypali: „co się dzieje?, gdzie ja jestem?”. Bez wątpienia znakomita jest również muzyka. Motywy przewodnie zmieniają się w zależności od zachodzących na ekranie zdarzeń i dopasowują do sytuacji. Muzyka generalnie jest ostra i rockowa, choć momentami przechodzi w łagodny ambient. Również wszystkie eksplozje i wystrzały z broni brzmią tak jak powinny, a kiedy nad naszymi głowami przemyka myśliwiec lub helikopter, mimowolnie pochylamy się nad klawiaturą. Timeshift zapowiadany był jako nowatorska pozycja z gatunku FPS. To nowatorstwo w odniesieniu do całości jest z pewnością sporym nadużyciem semantycznym, bowiem to wciąż zwykły FPS. Trzeba jednak przyznać, że kilka pomysłów zrealizowano doskonale. Zabawa z czasem okazuje się bardzo przyjemna i wydatnie podnosi poziom rozgrywki. Daje do tego możliwości eksperymentowania. Spowolnienie, zatrzymanie i cofnięcie można bowiem łączyć i używać w różnych konfiguracjach. Cieszy również poziom grafiki, która śmiało może konkurować z najlepszymi shooterami na rynku. Na maszynie wyposażonej w C2D z GeForcem 8800 na pokładzie nie było najmniejszych problemów by puścić grę w najwyższych detalach i przy włączonym antyaliasingu przy rozdzielczości 1280x1024. A dodawać, jak w takich ustawieniach gra wygląda, zapewne nie trzeba.
Problem z Timeshiftem może natomiast polegać na tym, że do premiery autorzy nie poprawią już rzeczy, które uchodzą za największe mankamenty. Chodzi o praktycznie zerową interakcję ze środowiskiem gry oraz liniowość. W kwestii tej ostatniej jest po prostu tak, że zawsze trzeba wchodzić w drzwi z zielonym światełkiem, bo pozostałe są zamknięte, albo podążać korytarzem, który akurat nie jest zawalony jakimiś gruzami czy śmieciami. No cóż. Widać nie zawsze można mieć wszystko... Generalnie beta zrobiła na nas jednak bardzo dobre wrażenie. Z ostatecznym werdyktem wstrzymajmy się jednak do otrzymania pudełkowej wersji.
Głownie w tej grze chodzi oczas zapowada się wypas gier a;)
Usunięty
Usunięty
26/10/2007 17:02
Grałem w porzednie demo, wypadło strasznie słabo, podobno wszystko teraz wszystko idzie w dobrym kierunku... oby, szkoda bybyło zmarnować taki dobry pomysł z manipulacją czasem...
Usunięty
Usunięty
25/10/2007 18:36
Ciekawe co z tego wyjdzie patent na manipulacje czasem to fajny pomysł:D