Podobnie rzecz się ma z serią Pro Evolution Soccer. Związaną z nią przygodę rozpoczyna się dość niemrawo i częstokroć mozolnie. Wystarczy jednak kilka meczów, a gra ukazuje przed nami całe swoje piękno. Z czasem także zaczyna się dostrzegać błędy i braki, których w tej produkcji niemało. Tym samym zdanie fana na temat każdej nowej części piłkarskiej sagi KONAMI jest mocno odmienne od tego prezentowanego w ogólnodostępnych mediach. Fan jest wobec tytułu bezkompromisowy, widzi więcej, wymaga więcej, gra więcej.
Dla każdego sympatyka serii Pro Evolution Soccer rok kalendarzowy zaczyna się w okolicach wakacji. To wtedy właśnie do sklepów na terenie Japonii trafia kolejna wersja Winning Eleven, która pół roku później przybywa do Europy pod zmienioną nazwą i po małym liftingu. Wtedy też do prasy i internetu trafiają pierwsze – bardziej lub mniej konkretne – nowinki i informacje na temat nadchodzącej edycji. KONAMI zwykle dość oszczędnie wypowiada się na temat swoich produkcji. Wrze za to w sieci. Największe i najpopularniejsze fora wręcz pękają w szwach od zapowiedzi, screenów czy filmików. Każdy strzępek informacji jest na wagę złota, każdy zaraz zostaje poddany wnikliwej analizie przez znawców tematu, którzy w mgnieniu oka potrafią oddzielić ziarno od plew.W tym roku było jednak nieco inaczej. Gracze wiązali wielkie nadzieje z nadchodzącym tytułem. Brały się one głównie stąd, iż PES 2008 nie jest już tworzony głównie z myślą o PlayStation 2, a o konsolach nowej generacji. Gorączkę podsycało samo KONAMI, które ultrapozytywnie wypowiadało się o nadchodzącym produkcie. Słowo stało się ciałem w połowie listopada. Czy zamieszka między nami? Przekonajmy się.
Tym, co od lat stanowi o sile piłkarskiej serii KONAMI, jest potężna dawka grywalności i emocji, jaka co roku czeka na graczy. Kolejne części w mniejszym lub większym stopniu zjednywały sobie fanów, ale jedno od lat pozostaje bez zmian – gra przyciąga jak magnes i nie pozwala oderwać się od monitora.Pro Evolution Soccer 2008 zawitał na rodzimym rynku całkiem niedawno. Gra sprzedawana jest w angielskiej wersji językowej, do której przygotowywany jest patch lokalizacyjny.
Pierwszym, co rzuca się w oczy i wciska do uszu, jest oprawa audiowizualna gry. Po raz pierwszy od ponad dziesięciu lat gra nie namawia nas usilnie do wyłączenia muzyki. Mało tego, jest kilka piosenek sympatycznych na tyle, że pozostają w pamięci na długo, a nawet dają się nucić. Utwory, które najbardziej przypadną nam do gustu, możemy umieścić na playliście, dzięki czemu w menu przygrywać będzie nam tylko to, co chcemy.
Reszta warstwy dźwiękowej nie jest już tak zaskakująca. Odgłosy boiskowe zyskały nowy element – okrzyki z murawy. Piłkarze potrafią teraz wyrażać swoje emocje werbalnie. Oczywiście treść okrzyków jest czysto umowna (coś na wzór dialogów w Simsach), a ich celem jest raczej oddanie emocji niż przekazanie czegokolwiek. Reszta dźwięków pozostała bez większych zmian – piłka nadal brzmi jak kopany karton, kibice zaś są zbyt cisi i mają bardzo skromny zasób przyśpiewek.Także komentarz pozostał na swoim dotychczasowym, niskim poziomie. Nowa dwójka komentatorów (Jon Champion i Mark Lawrenson) prezentuje poziom nieco konfesjonałowy – mówią mało, cicho i od rzeczy. Niejednokrotnie słyszymy peany na temat kibiców, którzy zdaniem pana Championa gorąco dopingują swoją drużynę, a których nasze uszy jakoś nie wychwytują. Całe szczęście w grze dostępny jest komentarz hiszpański, który jak co roku brzmi szalenie żywiołowo i sympatycznie.
Niezwykle pozytywne wrażenie sprawia grafika. Zeszłoroczny engine został gruntownie przemodelowany. PES w końcu wygląda jak gra godna platformy, na której się ukazuje. Wszystko za sprawą przeniesienia serii na Xbox 360, dzięki czemu twórcy mogli mocno poszaleć z oprawą. I nie da się ukryć – poszaleli. Modele graczy wyglądają bardzo przyzwoicie, kibice przestali być płaską plamą (stali się pikselami, które wstają i siadają; wygląda to okropnie), stadiony zaś (cała piętnastka!) wyglądają dość poprawnie, choć obejdzie się bez uniesień i zachwytów.Diametralnej zmianie uległy wszelkie ekrany ustawień oraz indykatory wyświetlane w trakcie meczu (scoreboard). Całość zyskała bardzo pozytywny wyraz i w końcu jest naprawdę estetyczna.
Niestety, wszystko ma swoją cenę. PES 2008 charakteryzuje się sporymi wymaganiami sprzętowymi, a nieudolność koderska (inaczej tego określić nie można) sprawiła, że granie na innych detalach niż najwyższe mija się z celem. Ciekawostką jest to, że wraz ze zmianą ustawień graficznych (swoją drogą, gra oferuje całe trzy stopnie ustawień – low, medium, high) pojawiają się rażące błędy w poczynaniach przeciwnika. Komputer nagle zaczyna gubić piłkę, bramkarze zaś trzymają iście angielski poziom. Od grania na niskich i średnich detalach odrzuca także jakość wyświetlanego obrazu. Nie ma co ukrywać, gra wygląda wtedy tragicznie. Jeśli więc nie posiadasz bardzo dobrej karty graficznej, nie podchodź do PES na PC.Poprawie uległy animacje wirtualnych graczy. Nasi piłkarze poruszają się jeszcze naturalniej i płynniej. Studiujący od pewnego czasu fizykę Seabass chyba jednak zbytnio przykuł się do opasłych tomów, bo cyfrowi kopacze poruszają się niczym studenci czwartego roku politechniki – sztywno, nienaturalnie i wręcz komicznie szybko przebierając kończynami (ktoś nawet porównał styl biegania z PES do tego, który prezentowano w czołówce Słonecznego Patrolu).
Zwiększone zostało tempo meczu, co zmusza nas do szybszego rozgrywania piłki. Niektórzy fani zarzucają KONAMI, iż przez to tytuł oddala się od swoich korzeni i zwraca ku czysto zręcznościowemu podejściu do tematu wirtualnej piłki nożnej. Warto jednak zwrócić uwagę na fakt, że tak właśnie wygląda nowoczesna piłka. Akcje muszą być rozgrywane szybko, każdy atak wymaga wymiany wielu celnych podań. Podobny przebieg rywalizacji gwarantuje PES 2008. Mecze nieraz odbywają się w szaleńczym tempie. Gra pozwala na liczne rajdy wzdłuż linii bocznej boiska – wręcz je promuje – co szalenie negatywnie wpływa na rozgrywkę. Zawodnicy klasy Cristiano Ronaldo są w takich sytuacjach nie do zatrzymania. Oczywiście wszystko odbija się na zmęczeniu zawodników, nie ma więc mowy o bezmyślnych szarżach na bramkę przeciwnika, gdyż może skończyć się to tym, iż jeszcze przed końcem pierwszej połowy nie będzie miał kto dla nas biegać.Nieco zmian pojawiło się natomiast w Master League. Prowadzony przez nas klub, jak i indywidualni zawodnicy, muszą teraz walczyć także o popularność. Czynnik ten decyduje o ilości kibiców na trybunach, więc i o wpływach do klubowej kasy. Popularność piłkarzy determinuje zaś ich cenę i atrakcyjność rynkową.
Dostało się natomiast tak ważnemu elementowi, jak statystyki (ot, takie zboczenie po kilku tysiącach godzin rozegranych w Football Manager). Możemy zapomnieć o szczegółowym raporcie pomeczowym, o wyborze najlepszego zawodnika spotkania, o podsumowaniu strzałów czy podań. Mamy za to cztery wykresy przedstawiające posiadanie piłki w różnych przedziałach czasowych. Wspaniale!
Oczywiście in minus należy zaliczyć to, co od lat było kulą u PES-owej nogi: licencje. Owszem, mamy Ghanę, Angolę, Trynidad i Tobago, Wisełkę, ale gdzie Premiership?! Gdzie Bundesliga?! Jakby tego było mało, w grze znajdziemy takie kwiatki, jak Braszczykowski czy Puerta (pierwszy nie istnieje, drugi nie żyje). Dużo wody w Odrze jeszcze upłynie, zanim ten element zyska wysoki poziom i sympatię fanów.Niestety, błędy pojawiają się także w zaaplikowanych przez twórców nowościach. Szumnie zapowiadane symulowanie faulu okazało się dobitnym dowodem na fatalną pracę betatesterów. Instytucja symulacji pojawiała się w grach piłkarskich już kilkukrotnie, nigdy jednak nie udało się odnaleźć złotego środka pomiędzy uznawaniem oszustwa za udane, a karaniem wymuszenia rzutu wolnego (karnego). Także i tu mamy podobną przypadłość. O ile samo udane symulowanie faulu wykonać jest niełatwo, to reakcje sędziów są, nomen omen, karygodne. Aby nieco uplastycznić sprawę, wyobraźcie sobie, że w trakcie meczu Artur Boruc otrzymuje podanie od Jacka Bąka, nikt go nie atakuje, nasz heros (nie każdy wszak ratuje kobiety w parku) nagle się przewraca i... dostaje żółtą kartkę. Zupełny absurd.
Drugą innowacją jest możliwość ustalania ilości osób w murze (L2+góra/dół). Wszystko fajnie i pięknie, ale kiedy komputer wykonuje rzut wolny, zupełnie nie zwraca uwagi na to, ilu graczy stoi naprzeciwko. Prowadzi to do sytuacji, kiedy brak muru przy wolnym z bliskiej odległości nie przeszkadza wirtualnemu graczowi strzelać lobem.Pomyłek nie ustrzegł się nawet tak ważny element gry, jak detekcja kolizji. Często zdarza się, iż sędzia odgwizduje faul w sytuacji, w której nie doszło nawet do kontaktu pomiędzy graczami. Dzieli ich co prawda kilkanaście centymetrów, ale każdy, kto choć raz miał piłkę przy nodze, wie, iż jest to szalenie dużo. Podobne sytuacje mają miejsce przy strzelaniu na bramkę. Piłka potrafi odbić się od niewidzialnej ściany i zupełnie zmienić tor lotu. Z daleka wygląda to co prawda jak interwencja bramkarza, ale już powtórka rozwiewa wątpliwości – system kolizji nie jest idealny.
Zasłonę milczenia należy spuścić na tryb sieciowy. Ten udoskonalany od kilku lat element gry zyskał w tym roku nową „jakość” – nie działa poprawnie. Tryb sieciowy trawiony jest wiecznymi problemami. Tym razem doszły nowe. Okazuje się bowiem, iż próba zgrania dwóch osób o skrajnie ustawionych poziomach detali grafiki kończy się zupełnym klopsem, pokazem growego kalectwa. PES 2008 ponownie udowadnia, iż grać wypada tylko na najwyższych detalach. Do czerpania pełni przyjemności z rozgrywek sieciowych dochodzi jeszcze wymóg dobrego łącza. Najnowsza część serii Pro Evolution Soccer jest jak stare buty piłkarskie. Są wytarte, dziurawe i bez kilku kołków. Ale to one właśnie idealnie leżą na stopie. To te wysłużone w bojach korki dają nam najwięcej radości z hasania po trawie. Obuwie to jednak posiada już dziury na piętach, przez co włożoną weń stopę nieco uwiera każdy postawiony krok.Zadziwia przy tym bierna postawa szewca, który nie robi nic, aby obecny stan rzeczy poprawić. Próba załatania sprawy – którą podjęto na początku listopada – nie przyniosła żadnego efektu. PES jawi się więc jako gra bezkompromisowa – albo się do niej dostosujesz, albo nie spodziewaj się dobrej zabawy.
Wszystkie te wady i narzekania nie zmienią jednego – Pro Evolution Soccer 2008 to tytuł wybitny. Świetny graficznie, z dobrą oprawą muzyczną i – przede wszystkim – gwarantujący całe miesiące rozrywki na najwyższym poziomie. Żadna inna gra nie potrafi tak dosadnie i skutecznie oddać emocji, które towarzyszą spotkaniu piłkarskiemu.
Jeśli więc kochasz ten sport w wydaniu nieco bardziej dynamicznym niż to składające się wyłącznie z tabelek i wykresów – możesz śmiało sięgać po nowe dzieło panów z Tokio. Pozżymasz się, pozłościsz, ale i tak je pokochasz...