Polska wersja bez "bajerów"
Już spis treści wprawić może w konsternację. Zamieniono w nim bowiem kilka pozycji, a do tego jedna znajduje się nie tam gdzie napisano, a kilku rozdziałów z końca książeczki wcale nie uwzględniono... Po "zahaczeniu" wzrokiem o tekst właściwy dość szybko zauważyć można, że odstępy między poszczególnymi liniami zostały za bardzo zmniejszone. Wydaje się, że ten jeden, dwa dodatkowe punkty światła między linijkami tekstu, nikogo by nie skrzywdziły, a ogólnej przejrzystości mogłyby pomóc.
Kali świetnie pisać instrukcje. Kali chcieć!
Katalog błędów, które pojawiają się w dalszej części instrukcji, jest dość różnorodny. Należą do nich m.in.: skomplikowane zdania podrzędne, które zaburzają rytm czytania, powtórzenia, urwane zdania lub takie, które zostały pozbawione niektórych wyrazów (np. części orzeczenia), literówki oraz błędy interpunkcyjne. Żeby nie pozostać gołosłownym, prześledźmy tylko kilka wpadek. Ot choćby taka: w instrukcji kilkakrotnie użyte jest nazwisko "Zacharo" – podczas gdy bohaterowie (dwaj bracia) noszą nazwisko "Zacharov" (którego to poprawny zapis też się w tekście pojawia – zresztą w bezpośrednim sąsiedztwie tego z błędem). Trzeba bardzo się starać, żeby tego nie zauważyć, ale jest jeszcze lepiej! Pod koniec instrukcji, w spisie aktorów, nazwisko pojawia się jeszcze w trzeciej formie "Zakarov"... A co! Pełna dowolność! Nie brak też błędów śmiesznych. Cóż bowiem miało znaczyć takie zdanie: Braki rozumie nadrabia brutalną siłą? Czy ktoś coś z tego rozumie? Zresztą fraza: Dlatego zwykł nosić kamizelkę kuloodporną na co dzień, jako dodatkowy argument w dyskusjach też jakieś niebywale logiczna nie jest. Owym "argumentem w dyskusjach" mogłaby być raczej broń, ale "kamizelka" to z zasady "zabezpieczenie", a nie "argument". Kolejne strony przynoszą nam zdania "ze zjedzonymi wyrazami" (Tam kształtowała jego dzisiejsza osobowość lub Jednym z elementów tego planu były kamienice czynszowe i eksploatujące tanią siłę roboczą), sformułowaniami dość frapującymi ((...)wskaźnik celów pokazuje, ile z nich zostało osiągniętych, a ile jeszcze zostało), zgubionymi kropkami na końcach zdań, literówkami ("Kompozytorzyś"). Osobna kategoria baboli to te, które wskazują, że tłumacz najzwyczajniej nie znał gry: Warto więc strzelać podczas skoku lub jazdy na wózku; jeszcze lepsze jest łączenie obu metod. Że co – przepraszam? Łączenie?! Skoków i jazdy na wózku?! No fajnie, ale się nie da, więc jak to może być "jeszcze lepsze"? Jeszcze inna perełka tego typu: Żeby położyć się na ziemi, należy paść na ziemię, strzelając lub trzymając wciśniętą spację. Hm... To ci dopiero klarowność opisu! Polonizacja gry ratuje honor ekipy... W sumie – bez większego wysiłku – znaleźliśmy w instrukcji blisko 40 mniejszych i większych "perełek", co jest chyba dosyć wymowne. Na 36 stronach! Zostawmy jednak książeczkę, a zerknijmy na polską wersją gry. W tym wypadku uwag będzie zdecydowanie mniej, bo też i poziom wykonania jest znakomity. Tak jakby za polonizację gry i instrukcji odpowiedzialne były inne zespoły! Przede wszystkim spolszczono wszystko: od menu, poprzez pojawiające się w czasie zabawy plansze i wskazówki, po interfejs i oczywiście dialogi. Wróć! Dialogów nie spolszczono, pozostawiając je w oryginale. Zrobiono za to coś o wiele lepszego. Otóż w grze zaimplementowano głos polskiego lektora. Jest nim doskonale znany miłośnikom kina akcji Mirosław Utta. Jego miękki, aksamitny, spokojny, stonowany i łatwo rozpoznawalny tembr sprawia, że epickość i rozmach Strangleholda stają się jeszcze bardziej filmowe, niż w pierwotnej wersji. Grając, ma się doprawdy wrażenie, że jest się uczestnikiem kinowego spektaklu o przygodach detektywa Tequili. To wielki atut polonizacji.Odpowiadając więc na pytanie postawione we wstępie, trzeba stwierdzić, że polska wersja wydatnie potęguje wrażenia z gry. Jest niemalże tak, jakbyśmy siedzieli na zaciemnionej sali przed wielkim ekranem, z tą istotną różnicą, że to my kierujemy krokami "aktora". Sięgnięcie po lektora jest dobre z jeszcze jednego powodu. Dzięki temu wybiegowi autorzy polonizacji uchronili się od zarzutu, że źle dobrali osoby podkładające głosy. Genialne w swej prostocie posunięcie i doskonale pasujące do omawianej gry, jak do żadnej innej! A błędy? No cóż... Po prostu ich nie ma... W planszach i wyświetlanych tekstach brak literówek. W menu to samo. Do tego trzeba powiedzieć, że zastosowana czcionka jest dobrze dopasowana i wyrazista, więc problemów z czytaniem z ekranu nie ma żadnych. W tekście narracji lektora ustrzeżono się najmniejszych choćby wpadek czy dysonansów. Do tego Mirosław Utta, jak na profesjonalistę przystało, wyrabia się z czytaniem wszystkich kwestii na czas i nie uświadczymy momentów, w których aktorzy nic nie mówią, a on jeszcze tak. Ponieważ nie można się nawet przyczepić do tego, że gość "grający" Tequilę nie pasuje do "roli", jest... Po prostu bajka! Trafione, bez pudła, centralnie w dziesiątkę!Reasumując – tragiczna instrukcja i genialna, a przy tym dość oryginalna polonizacja gry. I jak taki duet sprawiedliwie ocenić? No, w sumie gra bez wątpienia ważniejsza, bo kartkami instrukcji przecież się nie gra. Ale skoro coś się pisze, a potem dołącza do zestawu, warto by było, aby jakiś poziom został zachowany. A czas przecież był... I tyle.