Historyjka to nader prosta, acz na tamte czasy i tak opowiedziana w sposób rewolucyjnie logiczny i konsekwentny. Mianowicie grupa badaczy zostaje wystrzelona z wielkiej armaty w specjalnie spreparowanym pocisku prosto w prawe oko dotąd uśmiechającego się beztrosko Księżyca. Na miejscu banda autochtonów bierze naszych bohaterów w niewolę, lecz wkrótce pada ofiarą przewagi fizycznej tudzież technologicznej Ziemian, zbrojnych w parasole. Jak się okazuje, ten niekonwencjonalny rodzaj oręża jest zaiste prawdziwą wunderwaffe na Księżyczan – padają jak muchy, zostawiając po sobie ino dym i smród. Zakończenia oczywiście nie zdradzimy.
I w ten właśnie sposób fantastyka przebojem wdarła się do świata filmu. Od tamtej pory, jak już pisaliśmy, minął ponad wiek, zaś na ekranach kin ukazało się mrowie przeróżnego poziomu i sortu produkcji, opowiadających historie o człowieku w kosmosie. I nie tylko, oczywiście, ale skupmy się właśnie na tej części zagadnienia. Kosmos to wystarczająco dużo miejsca dla wszelkich gatunków filmowych. Filmy stricte przygodowe, kryminały, wojenne, horrory, fantasy (Gwiezdne wojny), opery mydlane (Star Trek) – praktycznie każda dziedzina kina ma swoje kosmiczne poletko. Nie wyłączając nawet tzw. filmów dla dorosłych. Ukazany w niniejszym tekście wybór co ciekawszych (i nie tylko) filmów jest całkowicie subiektywny. Z racji braku czasu oraz miejsca pozwalamy sobie pominąć takie tematy samograje, jak wspominane Gwiezdne wojny tudzież Star Trek, no i oczywiście cała seria o sympatycznych, mających kwas w żyłach Obcych. Każdy z nich bowiem wymagałby długich, żmudnych i objętościowo gigantycznych omówień (za które redakcja potem jeszcze nie zapłaci. I co wtedy?). W 1956 roku, czyli w czasach tak zwanego "Złotego wieku Sci-Fi", na ekrany kin wszedł amerykański film Zakazana planeta. Tytuł może nie brzmi zbyt gustownie, ale sam film okazał się być nader ciekawy pod wieloma względami. Po pierwsze fabuła nie ograniczała się w nim bynajmniej do "zabili go i uciekł", zmutowany w mrówkę zresztą. Otóż na planecie Altair ląduje ziemski okręt wojenny, mający za zadanie odnaleźć zaginiony statek Bellerofont wraz z jego załogą, złożoną z naukowców różnych dziedzin. Na miejscu okazuje się, że przy życiu ostał się ino niejaki doktor Morbius wraz z nader nadobną córeczką imieniem Altaira. Mieszkają sobie w dużym, wygodnym domu w otoczeniu ziemskich zwierzątek i ogólnie mają się dobrze. Pan Morbius z umiarkowanym entuzjazmem odnosi się do perspektywy ratunku i wyraźnie uważa niosących pomoc przybyszów za intruzów. W nocy jednak dochodzi do zagadkowego mordu na jednym z członków załogi. Komandor John J. Adams (młodziutki Leslie Nielsen, który najwyraźniej nie zawsze grał w debilnych pseudokomediach) rozpoczyna śledztwo... Połączenie teorii psychologicznych z ciekawym pomysłem i technologią zaowocowało zaiste interesującym dziełem. W filmie tym pokazano również sporo nader ciekawych efektów specjalnych, np. robota Robby’ego czy też nocny atak niewidzialnego potwora, będący jednym z pierwszych przykładów udanego łączenia animacji z filmem fabularnym. Dzisiaj to norma, ale pięćdziesiąt dwa lata temu był to szczyt techniki filmowej. Dekoracje przedstawiające pozostałości zamierzchłej cywilizacji Krellów również do dzisiaj robią wrażenie. Naprawdę warto Zakazaną planetę obejrzeć. Następny obraz bezwzględnie wart obejrzenia, acz z diametralnie odmiennych względów, to dzieło sławnego na cały świat reżysera, autora takich kasowych hitów, jak Glen czy Glenda oraz Narzeczona potwora, Edwarda D. Wooda Jr. Mowa tu oczywiście o ogłoszonym najgorszym filmem na świecie Planie 9 z kosmosu. Jest to absolutnie obowiązkowy tytuł dla każdego kinomana i miłośnika fantastyki. Zakazana planeta powstała trzy lata przed tą koszmarną produkcją, a poziomem technologicznego zaawansowania bije Plan… na głowę. Ta czarno – biała szmira z latającymi spodkami na wyraźnie widocznych sznurkach mogłaby co najwyżej konkurować z Podróżą na Księżyc, a i to nie wiadomo, z jakim efektem. Jednak nieraz udowodniono, że nie liczą się efekty i technika, jeśli aktorzy, scenarzyści i twórcy dialogów dadzą z siebie wszystko. Hmm… Cóż... Dali. Aktorsko film aż skrzy się od gwiazd (może nie najwyższych rejonów niebios, ale zawsze). Występują w nim takie sławy jak: niezapomniana, piękna i niebezpieczna Vampira, tu wyjątkowo w roli Wampirzycy, tudzież znany na caluśkim świecie, przerażający odtwórca roli Draculi w filmie z 1933 roku, Bela Lugosi – tu jako straszliwy ghoul. Tyle tytułem informacji na temat obsady. Fabuła była znacznie zabawniejsza. Obcy postanowili bowiem zniszczyć ziemską cywilizację. Za pomocą ożywiania zmarłych. Sztuk dwóch. Ta potworna armia miała zacząć od likwidacji USA, a potem zająć się resztą świata. A wszystko to dlatego, że Ziemianie wynaleźli bombę atomową i teraz na pewno wynajdą solarną, która zniszczy wszechświat. Taka, wicie, rozumicie, prewencja. Wprawdzie rzecz cała w kosmosie się nie dzieje, ale zagrożenie przyszło stamtąd, więc do niniejszego wyliczenia pasuje. 2001: Odysei kosmicznej przedstawiać zbyt szeroko chyba nie trzeba. Klasykę się zna, szanuje i basta, a ten obraz bezwzględnie do klasyki się zalicza. Powstał w 1968 roku, więc skromne czterdzieści lat temu. Historia opowiedziana w filmie obraca się wokół tajemniczego Monolitu, którego pojawienie się wśród spokojnie sobie żyjących prymitywnych małpoludów miało zapoczątkować ludzką cywilizację. Potem piękna, niezapomniana wręcz scena, gdy kość, wyrzucona w powietrze przez jakiegoś naszego odległego a włochatego protoplastę, w locie zmienia się w statek kosmiczny, dostojnie zmierzający do stacji orbitalnej. A wszystko to przy dźwiękach walca "Nad pięknym modrym Dunajem" niejakiego pana Johanna Straussa. A swoją drogą, dopiero król walca miałby minę, gdyby takie wykorzystanie swej sztuki był ujrzał. A następnie wyprawa statku Discovery w stronę Jowisza, zbuntowany komputer, niesamowite sceny przejścia przez kosmiczny korytarz, psychodeliczne obrazy końcowe.Wiadomość z umiarkowanie ostatniej chwili: Małpom znudziła się planeta i wybyły w kosmos.