Tydzień z Warhammer 40, 000: Dawn of War II - dzień pierwszy

Marcin Batylda
2009/02/16 20:30

Lekcja nowicjusza – czyli trochę historii Zakonu Krwawych Kruków

Lekcja nowicjusza – czyli trochę historii Zakonu Krwawych Kruków

Lekcja nowicjusza – czyli trochę historii Zakonu Krwawych Kruków, Tydzień z Warhammer 40, 000: Dawn of War II - dzień pierwszy

Nowicjusz Ravion Mallear biegł równym, szybkim tempem. Plecak wyładowany kilkunastoma kilogramami ekwipunku zaczynał dawać mu się mocno we znaki a wilgotne powietrze Typhon Primaris nie ułatwiało oddychania. Wystarczająco jednak odsadził Urstusa i Callgarisa by przejść na nieco spokojniejsze tempo biegu i zebrać siły przed ostatnim wysiłkiem, jakim było pokonanie schodów położonej w środku dżungli areny walk, na której nowicjuszy Krwawych Kruków czekał ostatni etap morderczego treningu fizycznego. Ravion wskoczył na pierwszy z omywanych woda kamieni, tworzących przejście przez przecinający trasę biegu strumień, przeskoczył na następny, balansując trzymanym w rękach karabinem bolterowym, dwoma kolejnymi susami pokonał drogę na drugi brzeg i ruszył dalej biegiem. Tak – uśmiechnął się do siebie – był naprawdę dobry w treningach wytrzymałościowych. Trochę gorzej szło mu na zajęciach teoretycznych, zwłaszcza na tych dotyczących historii zakonu. A Krwawe Kruki stawiały bardzo duży nacisk na merytoryczne przygotowanie swoich przyszłych Braci Zakonnych. Zgrzytnął zębami przypominając sobie swoje ostatnie upokorzenie.

- A więc nie przypominasz sobie, czemu zawołaniem Drugiej Kompanii naszego Zakonu jest "Zwycięstwo Ponad Śmierć?" – głos Brata Kronikarza, pełen był uprzejmego zainteresowania, lecz Ravion nie miał wątpliwości, że za jego plecami reszta nowicjuszy wymienia porozumiewawcze spojrzenia. Rozpaczliwie próbował przypomnieć sobie historię związaną z tym wydarzeniem ale w głowie miał większą pustkę, niż ta, która roztaczała się na jałowych wyżynach jego rodzinnej planety, Calderis. Potrzasnął przecząco głową.

Brat Bibliotekarz zaprzestał wstukiwania czegoś w cogitator stojący przed nim na stole i podniósł na niego wzrok.

- Czy nazwa Thur’Abis mówi ci coś, młodzieńcze? Płaskowyż Thur’Abis? – bioniczne implanty zastępujące oboje oczu wykładowcy wydały z siebie cichy dźwięk, gdy przesłona wizjerów zawęziła się lekko.

- To chyba gdzieś poza subsektorem Aurelia - Ravion próbował zebrać spłoszone myśli.

- Gratuluję przenikliwości, chłopcze – uprzejmy głos Kronikarza był chyba jeszcze bardziej raniący niż parsknięcia kilku nowicjuszy z tyłu sali – drogą eliminacji wykluczyłeś jakiś promil dostępnych możliwości. Zasługujesz na małą podpowiedź – Płaskowyż Thur’Abis nie mieści się również na Świętej Terze. Parsknięcia przeszły w zduszony chichot.

Brat Kronikarz mierzył go jeszcze przez chwilę wzrokiem swych sztucznych oczu po czym westchnął.

- Kampania Kronusjańska. Zwycięstwo Drugiej Kompanii, dowodzonej przez kapitana Daviana Thule, nad plugawymi Nekronami w ich katakumbach pod Płaskowyżem Thur’Abis. Po tym wydarzeniu Druga Kompania przyjęła zawołanie "Zwycięstwo Ponad Śmierć" i dodała do swego godła czaszkę, symbolizującą wroga, nad którym je odniesiono. Siadaj. Na za tydzień bądźcie gotowi opowiedzieć o bohaterach naszego zakonu – od Azariaha Vidyi poczynając, na żyjących obecnie kończąc. Pojutrze egzamin z historii najnowszej – kampanie przeciwko Wrogom Ludzkości w ostatnich trzech wiekach. Ze szczególnym uwzględnieniem Kampanii Kronusjańskiej i działań w systemie Kaurava. To wszystko na dzisiaj.

Ravion oderwał się na moment od swych myśli i przyspieszył, gdy poczuł pod nogami bruk wykładanej kamieniami drogi. Wbiegł pomiędzy wznoszące się w dżungli starożytne ruiny. Od areny walk dzieliło go jeszcze kilkadziesiąt minut biegu. Tym razem nie da się przegonić Urstusowi. Wbiegając na jedno ze wzniesień zerknął przez ramię, ale nie dostrzegł nigdzie zwalistej sylwetki swego przyjaciela. Trudno. Najwidoczniej pokonywanie moczarów musiało zająć mu więcej czasu, albo uległ jakiejś drobnej kontuzji, co nie było rzadkością na treningach prowadzonych przez Sierżanta Cyrusa. Na szczęście tego wymagającego wykładowcę wezwały gdzieś poza planetę służbowe sprawy Zakonu i kadeci od tygodnia cieszyli się nieco większa swobodą.

Ravion nie zamierzał jednak próżnować. Być jednym z Krwawych Kruków, to chluba i zaszczyt, na który trzeba było ciężko zapracować. Zakon bronił Imperium Ludzkości od tysięcy lat. Oprócz walki zbrojnej, jednym z podstawowych obowiązków jakie na siebie przyjął była ochrona sekretnej wiedzy. Dla tego właśnie dbano o to, by nowicjusze znali jego historię w każdym, najdrobniejszym fragmencie. Przynajmniej tę znaną historię. Ravion znów sięgnął pamięcią do pierwszych lekcji historii, na których mówiono o początkach Zakonu.

GramTV przedstawia:

W przeciwieństwie do pozostałych Zakonów Kosmicznych Marines, Krwawe Kruki nie znały szczegółów swego powstania ani nawet imienia swego założyciela – Patriarchy. Ich dążenie do poznania swych początków i gromadzenia wszelkiej wiedzy graniczyła niemal z obsesją. Nie znaczy to, że Zakon dzielił się nią chętnie. Mottem Krwawych Kruków było bowiem: "Wiedza to potęga. Strzeż jej dobrze". Tajemnice i informacje przechowywane w Librarium Sanctorum pilnowane były nieustannie a wstęp miała tam jedynie garstka upoważnionych do tego osób. Reputacja Zakonu była tak wielka, że nawet samo Ordo Inquisition współpracowało z nim, wymieniając informacje i tajemnice, które w innym wypadku nigdy nie opuściłyby ścisłego grona inkwizytorów.

Reputacja Zakonu była tak wielka, że nawet samo Ordo Inquisition współpracowało z nim, wymieniając informacje i tajemnice, które w innym wypadku nigdy nie opuściłyby ścisłego grona inkwizytorów. Współpraca ta rozciągała się nieraz na pola bitew a Szarzy Rycerze wielokrotnie stawali ramię w ramię z odzianymi w szkarłatne pancerze Krwawymi Krukami.

Również taktyka Braci Zakonnych i ich doktryna wojenna nie były standardowe i wielu podważało zgodność z wytycznymi, zawartymi w Kodeksie Astartes. Krwawe Kruki bardzo uważnie analizowały zawsze ruchy i strategię przeciwnika zanim wyprowadzały jakikolwiek atak. Doprowadzało to czasem do tarć pomiędzy nimi a wyznającymi bardziej prostolinijne i otwarte podejście do walki Zakonami, które nad taktyczny marsz, wzajemne ubezpieczanie oddziałów i ogień zaporowy przedkładały szturm na pozycje wroga z imieniem Imperatora na ustach.

Taktyka zakonu została jednak ustalona wieki temu i sprawdziła się w wielu trudnych sytuacjach. Preferował ją chyba najbardziej otaczany czcią bohater Zakonu, Azariah Vidya. Wieki temu, podczas ciężkiej kampanii w sektorze Gothic, po śmierci Mistrza Zakonu, zebrał on ocalałych Braci i poprowadził Krwawe Kruki do zwycięstwa. Zawdzięczano je właśnie precyzyjnej analizie posunięć wroga i ścisłego współdziałania pomiędzy oddziałami – tak Kosmicznymi Marines jak i ewentualnymi sprzymierzeńcami. Azariah Vidya wybrany został potem na Mistrza Zakonu i po dziś dzień wspominany jest w jego historii jako Wielki Ojciec.

Byli też inni wielcy dowódcy. Kapitan Davian Thule i Kapitan Idric Boreale a przede wszystkim Brat Kapitan Gabriel Angelos, weteran kampanii na Tartarusie. Żywa legenda Zakonu. Odważny i zdecydowany, przedkładający obowiązki wobec zakonu i Imperatora tak bardzo, że zdecydował się zniszczyć ojczystą planetę Cyrene, po tym, gdy odkryto, że nie ma dla niej ratunku, gdy plugawi słudzy Chaosu przeniknęli nawet w szeregi tamtejszych braci zakonnych. Podobno niedługo on sam osobiście, na pokładzie okrętu Litania Furii pojawić miał się właśnie tutaj, w Podsektorze Aurelii, w którym położone były planety rekrutacyjne Krwawych Kruków.

- Ciekawe czemu tutaj? – przebiegło przez głowę nowicjusza, gdy brnął po pas w wodzie, pokonując szerokie rozlewisko, trzymając bolter wysoko nad głową. Zwykle wielcy dowódcy toczyli nieustanne boje z zagrażającymi Imperium heretykami, obcymi, mutantami i wyznającymi Mroczne Potęgi zdrajcami z upadłych Zakonów. Typhon Primaris nie było sielankową planetą ale stanowiący niegdyś duży problem zielonoskórzy Orkowie zostali wyparci w bardziej dzikie rejony dżungli a ich ciągłe, wewnętrzne walki sprawiały, że nie stanowili żadnego realnego zagrożenia.

Ociekając wodą i mułem, Ravion wyszedł powoli na drugi brzeg, kiedy jego uwagę przykuły ślady na błotnistym skraju rozlewiska. Odciski dużych, ciężko obutych stóp odznaczały się wyraźnie a ich właściciele nie starali się raczej ukryć swojej obecności. Odgłosy głośnej, gardłowej mowy przypominającej na wpół zrozumiały bełkot dochodziły z kępy drzew w odległości kilkudziesięciu metrów od niego. Orkowie nigdy nie zapuszczali się w te okolice, woląc atakować mniejsze osady, kopalnie i bardziej wysunięte placówki. Błyskawicznie przypadł do ziemi repetując karabin bolterowy i podczołgał się bliżej. Cztery wielkie, zwaliste kształty orków odwrócone były do niego plecami. Nie zauważyli go raczej, gdyż wydawali się zaabsorbowani urywaniem obrotowego talerza anteny nawigacyjnej. Ravion przeklął cicho plugawych obcych imieniem Imperatora.

Na jego oczach skomplikowana, święta maszyneria, błogosławiona przez Kapłanów Maszyny niszczona była przez wrogów ludzkości. Bezsilnie przyglądał się, jak po dokonaniu działa zniszczenia istoty wyszarpują sobie z rąk części anteny. Nie miał jednak wątpliwości, że samemu nie da rady czterem przeciwnikom, z których każdy mógłby rozerwać go na strzępy gołymi dłońmi. Chyba że… Ocenił dzielącą go od orków odległość, odpiął wiszącą u pasa prostokątną torbę z ładunkiem burzącym, wcisnął zapalnik rozpoczynający odliczanie i posłał pakunek szerokim łukiem w stronę grupki wrogów. Ładunek spadł w odległości paru kroków od najbliższego z nich. Orkowie odwrócili się zainteresowani dziwnym przedmiotem. Jeden z nich schylił się i podniósł przedmiot, potrzasnął nim i pokazał towarzyszom. Eksplozja nastąpiła sekundę później, rozrzucając szczątki po najbliższej okolicy.

Ravion wstał zza swej osłony. - Nie trzeba było dzielić się znaleziskiem – mruknął pod adresem orka – "Wiedza to potęga. Strzeż jej dobrze". Skrzywił się złośliwie. Uniósł głowę, gdy znad dżungli poniósł się echem ryk a potem terkot broni maszynowej, któremu odpowiedział głuchy odgłos bolterów. Chyba spotkani przez niego Orkowie nie byli jedyną grupą w okolicy. Niedługo trening nowicjuszy Kosmicznych Marines z Zakonu Krwawych Kruków poddany zostanie prawdziwej próbie.

Komentarze
25
Usunięty
Usunięty
12/12/2011 15:20

INDRICK nie Idrick

Finnegan
Gramowicz
Autor
19/02/2009 18:15

Znanymi z "bezstresowego" podejścia do kwestii szturmu są także Space Volves ];-]Ciesze się, ze się podobało :)PS: Ja tam pamiętam, że Nekronów zniszczyły (z moja skromną pomocą :P ) siły dowodzone przez Arcyprorokinię Taldeer, które po podłożeniu ładunku sprawnie wycofały się poprzez bramy osnowy, niszcząc je za sobą zanim jeszcze zdetonowano ładunek, tak ze ominął je stres wycofywania się przez korytarze Thur''Abis. Warp Spiderzy zdążyli nawet potem skoczyć po popcorn dla wszystkich i można było się odprężyć i obejrzeć sobie jak kilka milionów ton skały wali się Nekronom na łebki ;) Ale wiadomo jak to jest - Imperium ma lepszy aparat propagandowy ;D

Madoc
Gramowicz
18/02/2009 21:11

"Zakonami, które nad taktyczny marsz, wzajemne ubezpieczanie oddziałów i ogień zaporowy przedkładały szturm na pozycje wroga z imieniem Imperatora na ustach." Nie do końca się zgadzam z tym zdaniem. Taka np. Krucza Gwardia słynie ze swych skrytobójczych ataków i wyskoków znienacka. Z kolei Białe Blizny owszem, szarżują, ale tylko po to, by po chwili zawrócić i zaatakować z innej strony. Właściwie zakonem słynących z szarż są tylko Krwawe Anioły (chyba że ktoś jeszcze), przez co niektóre zakony nie chcą z nimi współpracować :P Ogólnie bardzo fajne i zgrabne opowiadanko, nie ma co :)PS: A Nekronów podbiło WAAAAAAGH!!! pod wodzą Gorgutza Wyrwiczerepa, a nie marińskie chuopaki w czerwonych panceżach!




Trwa Wczytywanie