Borderlands - recenzja

Rafał Dziduch
2009/12/02 17:00

Na rubieżach dwóch gatunków

Na rubieżach dwóch gatunków

Na rubieżach dwóch gatunków, Borderlands - recenzja

Zacznijmy może od tego, że autorem Borderlands jest Gearbox Software - stadko niezwykle utalentowanych ludzi, które światu dało już m.in. Half-Life'a oraz kilka części Brothers in Arms, a obecnie pracuje w pocie czoła (i jakoś skończyć nie może) nad Aliens: Colonial Marines). Gearbox Software sroce spod ogona nie wypadło i trzeba przyznać, że ma w branży znakomitą opinię, a gracze darzą to studio niemałym szacunkiem. Również zapowiedzi Borderlands, przewijające się od czasu pierwszych przecieków informacji o grze, dawały nam obietnicę bardzo przyzwoitego tytułu osadzonego w niebanalnym uniwersum. Wypada zatem spytać: „jak jest finalnie?”

A zatem – fabuła gry przenosi nas na fikcyjną planetę zwaną Pandora (ale nie tą z Avatara, jakby ktoś miał wątpliwości. Swoją drogą – co jest grane? – naprawdę nie ma już oryginalnych, nowych, ciekawych fonetycznie i słowotwórczo nazw, że sięga się po te najbardziej oklepane?). Pandora miała wprawdzie być dla ludzkości ratunkiem, ale szybko okazało się, że to pozbawiona złóż mineralnych planeta, na której po kolonizacji ostały się tylko ludzkie szumowiny. Ludzie, którzy mieli choć odrobinę rozumu i pieniędzy, odlecieli. Główna oś fabularna opowieści koncentruje się na próbach dotarcia głównego bohatera do mitologicznej niemalże Krypty, o której wiadomo tyle, że kryje nieskończone bogactwa i dostęp do technologii obcych. Czy czegoś wam to nie przypomina? Owszem, tytuł Fallout można przy okazji rozmów o Borderlands przywoływać wielokrotnie, i to przy różnych okazjach.

Jak zdefiniować najnowsze dzieło Gearbox Software? Do pewnego stopnia wymyka się ono typowym podziałom, a w każdym razie nie jest to gra przypisana ściśle do jednego gatunku. Najpoprawniej będzie zatem napisać, że jest to miks gry akcji oraz elementów RPG. To bardzo istotne rozróżnienie i czynimy je po to, aby fani właśnie wspomnianego Fallouta nie czuli się zawiedzeni. W tej grze napotykamy tylko silnie rozbudowane elementy RPG. Należą do nich chociażby questy, ekwipunek czy rozwój postaci. Jednak żadną miarą Borderlands pełnoprawnym RPG nazwać nie można. Główny nacisk położony został tu przede wszystkim na „action” i doprawdy - zabawa w eksterminację hord przeciwników jest rześka i odświeżająca niczym poranna bryza nad brzegiem Pacyfiku. Czterech jeźdźców Apokalipsy

Przed rozpoczęciem rozgrywki decydujemy się na jednego z czterech dostępnych bohaterów. Od wyboru tego będzie mocno uzależniony typ prowadzonych działań, bowiem różnice między poszczególnymi postaciami są naprawdę spore. I tak, Hunter to mistrz działania z dystansu. Jego umiłowanymi narzędziami destrukcji są karabiny snajperskie, choć i rewolwery nie są mu obce. Ma też – podobnie jak pozostałe postacie – jedną umiejętność specjalną. W jego przypadku jest to możliwość skorzystania z usług ptaka, który wykańcza wrogów. Grając Bersekerem, będziemy mogli skorzystać z szału bojowego, w którym piąchami wielkimi jak imadła (dosłownie) przerabia on przeciwników na siekane buraczki. Z kolei delikatna i zwiewna jak wiatr Siren, jedyna pani w tym męskim towarzystwie, potrafi znikać na kilka sekund i ostro przyspieszać kroku. Ostatnim dostępnym charakterem jest Soldier, preferujący sprzęt ciężki taki jak strzelby i shotguny. Delikwent ten umie dodatkowo rozstawić spore działko, które wraz z tarczami energetycznymi potrafi być solą w oku nawet najbardziej zajadłym wrogom.

Każda z postaci otrzymuje również nieco inne umiejętności, które ułożone są – wzorem RPG-ów – w stosowne drzewko. Po osiągnięciu kolejnego poziomu doświadczenia (a do zdobycia jest ich 50) otrzymujemy jeden punkcik, który na rzeczone umiejętności wydać można. W aspekcie specjalizacji postaci powiedzieć trzeba jeszcze tylko tyle, że choć jest ona siłą rzeczy narzucona (niejako logiką), to nie jest w maksymalnym stopniu fanatyczna. Bez trudu można wyhodować z Siren postać posługującą się świetnie strzelbami (to chyba jedne z najskuteczniejszych broni, swoją drogą). Trzeba po prostu z tych strzelb intensywnie korzystać. W tym względzie jest bowiem tak, że nasze umiejętności w posługiwaniu się broniami wszelkiego typu są wprost proporcjonalne do częstotliwości ich wykorzystywania i bezpośredniego wpływu na to już nie mamy.

Skoro zahaczyliśmy o bronie, warto temat chwilę pociągnąć. Zapowiedzi Borderlands mówiły wszak o generowanych losowo giwerach, które odnaleźć będzie można na Pandorze w setkach, tysiącach, a nawet milionach zróżnicowanych egzemplarzy... Cóż, szczerze pisząc, nie liczyliśmy... Jednak opierając się na przesłankach (ilość przedmiotów, jakie pozostają po zabitych wrogach, setki skrzyń, jakie napotykamy po drodze), można założyć, że również tę obietnicę autorzy spełnili. Broni jest OD GROMA I CIUT, CIUT. Każda opisana kilkoma parametrami (m.in. siła, celność, poziom przybliżenia), więc wielbiciele porównywania poczują się wniebowzięci. Ci zaś, którzy cenią sobie szybkość podczas sprzedawania niepotrzebnego sprzętu, będą mogli skorzystać z kolorystycznych podpowiedzi w nazwach giwer, które świadczą o tym, czy mamy do czynienia z chłamem czy może z perełką, którą warto zachować na dłużej.

No dobrze, a jak się z tego wszystkiego korzysta? Bosko! Jatka w Borderlands jest niemal bezustanna i mocno intensywna. Oprócz kasowanych w ilościach hurtowych wrogów pokroju „normal”, od czasu do czasu natrafimy również na bossów, z którymi pojedynki do łatwych nie należą. Giwery zostały podzielone generalnie na kilka grup (np. pistolety, karabiny maszynowe, snajperskie, strzelby, wyrzutnie rakiet, ale także bronie obcych itp.), ale sloty, w jakich możemy je osadzić (a jest ich w sumie cztery), nie narzucają ograniczeń. Jeśli chcemy, możemy tachać ze sobą cztery strzelby i tylko przełączać się między nimi. Rzecz jasna, bronie uzyskały stosowne usprawnienia, które wykupić możemy w specjalnych punktach, tych samych zresztą, które posłużą za skład pocisków. Ciekawostka związana z walką jest taka, że kiedy giniemy, mamy jeszcze kilkanaście sekund na oddanie serii celnych strzałów. Tracimy wówczas możliwość poruszania się, możemy się tylko rozglądać w ograniczonym zakresie. Jeśli jednak uda nam się w ciągu tych kilkunastu sekund powalić wroga, zostaniemy przywróceni na plac boju w pełnym zdrowiu. Jeśli zaś już finalnie damy się zaszlachtować, za sowitą opłatą wrócimy do życia w jednym z punktów New-U. Tych ostatnich jest sporo i pełnią one jednocześnie funkcje miejsc, w których odbywa się autozapis.

Na kołach i pieszo

Borderlands to tytuł rozbudowany. Warto wspomnieć, że wzdłuż i wszerz zjeździmy kawał świata, bardzo zróżnicowanego pod względem graficznym, do czego jeszcze wrócimy. Sporą część czasu spędzimy po ludzku, na dwóch kopytach, ale dane nam będzie również wskoczyć za kółko. Na temat sterowania lekkim pojazdem w grze (buggy) można było tu i ówdzie przeczytać, że jest kiepskie, niezbyt intuicyjne i że wóz ów się blokuje, ale my tych defektów nie doświadczyliśmy. Model jazdy jest wprawdzie maksymalnie uproszczony i zręcznościowy, ale czegóż w końcu po takiej grze się spodziewać. Do tego faktycznie trzeba się doń przez chwilę przyzwyczajać, ale gdy osiągniemy już umiejętność poprawnej jazdy, śmigamy aż furczy!

GramTV przedstawia:

W czasie zabawy dotrzemy do wielu miejsc, których pojazd nie przejedzie. Są to specjalne zaprojektowane barykady i zwężenia, przy których musimy zdać się na marsz z buta. Ot, „licentia poetica” - autorzy tak sobie to wymyślili i tyle... Za to nasze auto ma te specjalne właściwości, że można z niego strzelać. I to z dwóch, a nie jednego rodzaju broni, a precyzyjniej - z wyrzutni rakiet bądź karabinu faszynowanego. Miła to zabawa, wielce pomocna, bo umożliwia sianie pożogi z dystansu. Choć mordując za pomocą tych narzędzi dywersji, otrzymamy mniej XP-ków niż gdybyśmy uczynili to samo z broni ręcznej. Na ogół jednak nie chce się z autka wysiadać, bo szybciej można nim wszędzie dotrzeć. Dodatkowo pojazd jest tak skonstruowany, że kiedy wpada na wrogów, przerabia ich (dosłownie!) na mokre potoki krwi, co przydaje się o tyle, że przeciwnicy nadzwyczaj często się respawnują. Zabawa jak z leciwego Carmageddonu.

I tak dotarliśmy chyba do największej wady gry, choć oczywiście wiele zależy tu od upodobań. Gracze, którzy cenią sobie wyczyszczenie danego obszaru z wrogów, srodze się zawiodą. Respawn przeciwników jest w Borderlands bezustanny i męczący. Nie zdziwcie się zbytnio, jeśli jadąc jedną i tą samą drogą rano i o zmierzchu (uwzględniono bowiem zmianę pór dnia), spotkacie tych samych, raz już zaciukanych przeciwników. Przypomina to syndrom Sacred, w którym po jakimś czasie po prostu unikało się walk i pędziło na załamanie karku przed siebie. Jest jeszcze zasadnicza wada numer dwa. Tym mocniej odczują ją ci, którzy szukać będą w Borderlands „nastroju” RPG. Otóż wszystkie misje (główne i poboczne) w tej grze są płytkie jak Wisła w czasie suszy... Owszem, jest jakaś tam historia, można się wczytywać w jej niuanse i zgłębiać opowieści krążące po Pandorze, ale jakieś to wszystko takie nieprzekonujące i wrzucone nieco na siłę. Brak charakterystycznej dla RPG-ów więzi tworzącej się z bohaterem i spajającej go ze światem, brak motywacji, możliwości wyborów, rozterek natury moralnej. Tu wszystko jest na jedno kopyto i idzie jak po sznurku.

Jest komiksowo i... bardzo dobrze

Niejako na deser zostawiliśmy sobie wizualny aspekt zabawy. Przyznać trzeba, że autorzy z Gearbox Software poszli w dobrą stronę. W zalewie mega-hiper-super realistycznych strzelanin postawili bowiem na nie do końca wyświechtany jeszcze cel-shading (albo inaczej toon-shading). Grafika przypomina więc słynne gry, takie jak: XIII, Dragon Quest VIII: Journey of the Cursed King, Rogue Galaxy, Killer 7, No More Heroes, Afro Samurai, Metal Gear Acid 2, Ōkami, czy z bliższych czasów najnowsze Street Fighter IV i Prince of Persia. Dzięki takiemu zabiegowi otrzymaliśmy spójny artystycznie, bardzo koherentny świat, który przedstawiony został w mocno karykaturalnym świetle. Taka ocierająca się o „komiksowość” i „kartonowość” grafa sprawia, że tytuł zamiast silić się na bóg wie jakie odwzorowanie rzeczywistości, staje się jeszcze bardziej rozrywkowy, karykaturalny, prześmiewczy i zjadliwy. Widać to już na etapie prezentacji bohaterów w fajnym, choć krótkim intro, widać podczas spotkań z mieszkańcami Pandory, którzy dają nam zlecenia.

Cel-shadingowa estetyka etapów w żadnym wypadku nie oznacza jednak, że mamy do czynienia z pracą amatorów. Konwencja konwencją, ale przyznać trzeba, że zarówno projekty lokacji, jak i przeciwników robią świetne wrażenie. Choć tereny Pandory to głównie pustkowia, świetnie prezentują się na nich wysokie i ostre górskie łańcuchy, rozciągnięte nad przepaściami kładki i drogi, poutykane w wielu miejscach osady, przywodzące na myśl zbite z czego się da fawele biedoty (bardzo ostatnimi czasy popularny termin – przyznacie...) oraz konstrukcje (wielkie słupy, wiatraki, kominy, jakieś hangary i zapomniane fabryki).

Ciekawe są również projekty przeciwników. Na drodze stanie nam blisko dziesięć przedstawicieli gatunków zwierząt (bestii?) zamieszkujących Pandorę oraz wielu zróżnicowanych ludzkich wrogów, różniących się wzrostem, strojem (lub jego brakiem) oraz dziwacznymi nakryciami głowy. Ba – nie zabraknie również smoka, który jest przeciwnikiem niełatwym do pokonania. Tu przy okazji uwaga natury ogólnej – Borderlands do łatwych gier nie należy, stąd wysoki poziom trudności, jaki znajdziecie w naszej ramce z detalami. Generalnie trzeba powiedzieć, że pojedynczych przeciwników wykańcza się prościutko, szkopuł jednak w tym, że oni pojedynczo nie chadzają... Z kolei zmasowany atak bestii może w kilka sekund zakończyć nasz żywot, no chyba że posługujemy się bronią-wymiataczem, sprawnie ciskamy granatami lub będziemy niemilców taranować...

Długo i intensywnie, ale...

Na zakończenie, przed finalną oceną jeszcze jedna kwestia. Trzeba otwarcie powiedzieć, że Borderlands jest grą mocno powtarzalną. Tak jak zostało powiedziane we wstępie, nie jest to typowe i pełnoprawne RPG, stąd zadania zazwyczaj polegają na zabiciu kogoś we wskazanym punkcie, zabraniu czegoś ze wskazanego punktu, włączeniu czegoś we wskazanym punkcie lub po prostu odwiedzenia wskazanego punktu. Gdy siadamy do sesji powiedzmy 5-6 godzinnej, taka koncepcja zabawy może znudzić. W gronie redakcyjnym toczyliśmy na ten temat osobną dyskusję, stwierdzając ostatecznie, że gry nie są WYŁĄCZNIE dla hardcorowców, więc nie należy w ostatecznym rozrachunku tej kwestii uznawać za minus (wówczas ocena musiałaby być o oczko niższa). Po prostu - gdy ktoś siądzie na te 1-2 godzinki i zada sobie jeszcze sporo trudu, aby trochę pofarmić i ponieść statystyki, nudy raczej nie poczuje. Bo tak fajny to jest świat. Po prostu.

Inna sprawa – również niezwykle ważna - że samo wypełnienie wątku głównego to jakieś 20 godzin ostrej bitki. Owszem, spora część tego czasu zostanie spożytkowana na przemieszczanie się między różnymi lokacjami i obszarami, ale takie już prawidła tego typu gier. Wypełnienie dodatkowych questów, zlecanych przez postacie lub też takich, które możemy „pobrać” ze specjalnych tablic informacyjnych, jeszcze bardziej wydłuży zabawę. I – rzecz dość ważna – wszystkie te questy poboczne opłaca się wykonywać, bowiem bez dopakowania postaci, na co główny wątek może nie wystarczyć, jest naprawdę ciężko... Zatem finalnie – Borderlands to udane połączenie (ubogiego) RPG i gry akcji, z naciskiem na to drugie. Programiści z Gearbox Software wykonali kawał dobrej, klimatycznej roboty, która urzeka zwłaszcza klimatem, dużą ilością uzbrojenia i dynamizmem.

8,0
Gdyby kilka elementów poprawiono, z pewnością byłaby 5...
Plusy
  • klimat
  • grafika
  • kolosalna ilość uzbrojenia
  • zróżnicowane postacie i umiejętności
  • drobne elementy RPG
  • długa (a już można ściągnąć dodatek)
Minusy
  • respawny przeciwników
  • bardzo płytkie misje
  • dla graczy, którzy urządzają sobie długie sesje - powtarzalność
Komentarze
42
Usunięty
Usunięty
11/01/2011 15:31

Koncept był taki ze ta gra w co - op rządzi

Usunięty
Usunięty
11/01/2011 15:31

Koncept był taki ze ta gra w co - op rządzi

Usunięty
Usunięty
16/12/2009 18:25

Doskonały klimat, doskonała grafika, dobre poczucie humoru, grywalność, te cechy sprawiają, że jest to dla mnie jedna z ulubionych gier tego roku. Z czystym sumieniem mogę ocenić tą grę na 4/5




Trwa Wczytywanie