
W czasie zabawy dotrzemy do wielu miejsc, których pojazd nie przejedzie. Są to specjalne zaprojektowane barykady i zwężenia, przy których musimy zdać się na marsz z buta. Ot, „licentia poetica” - autorzy tak sobie to wymyślili i tyle... Za to nasze auto ma te specjalne właściwości, że można z niego strzelać. I to z dwóch, a nie jednego rodzaju broni, a precyzyjniej - z wyrzutni rakiet bądź karabinu faszynowanego. Miła to zabawa, wielce pomocna, bo umożliwia sianie pożogi z dystansu. Choć mordując za pomocą tych narzędzi dywersji, otrzymamy mniej XP-ków niż gdybyśmy uczynili to samo z broni ręcznej. Na ogół jednak nie chce się z autka wysiadać, bo szybciej można nim wszędzie dotrzeć. Dodatkowo pojazd jest tak skonstruowany, że kiedy wpada na wrogów, przerabia ich (dosłownie!) na mokre potoki krwi, co przydaje się o tyle, że przeciwnicy nadzwyczaj często się respawnują. Zabawa jak z leciwego Carmageddonu.
I tak dotarliśmy chyba do największej wady gry, choć oczywiście wiele zależy tu od upodobań. Gracze, którzy cenią sobie wyczyszczenie danego obszaru z wrogów, srodze się zawiodą. Respawn przeciwników jest w Borderlands bezustanny i męczący. Nie zdziwcie się zbytnio, jeśli jadąc jedną i tą samą drogą rano i o zmierzchu (uwzględniono bowiem zmianę pór dnia), spotkacie tych samych, raz już zaciukanych przeciwników. Przypomina to syndrom Sacred, w którym po jakimś czasie po prostu unikało się walk i pędziło na załamanie karku przed siebie. Jest jeszcze zasadnicza wada numer dwa. Tym mocniej odczują ją ci, którzy szukać będą w Borderlands „nastroju” RPG. Otóż wszystkie misje (główne i poboczne) w tej grze są płytkie jak Wisła w czasie suszy... Owszem, jest jakaś tam historia, można się wczytywać w jej niuanse i zgłębiać opowieści krążące po Pandorze, ale jakieś to wszystko takie nieprzekonujące i wrzucone nieco na siłę. Brak charakterystycznej dla RPG-ów więzi tworzącej się z bohaterem i spajającej go ze światem, brak motywacji, możliwości wyborów, rozterek natury moralnej. Tu wszystko jest na jedno kopyto i idzie jak po sznurku.
Jest komiksowo i... bardzo dobrze
Niejako na deser zostawiliśmy sobie wizualny aspekt zabawy. Przyznać trzeba, że autorzy z Gearbox Software poszli w dobrą stronę. W zalewie mega-hiper-super realistycznych strzelanin postawili bowiem na nie do końca wyświechtany jeszcze cel-shading (albo inaczej toon-shading). Grafika przypomina więc słynne gry, takie jak: XIII, Dragon Quest VIII: Journey of the Cursed King, Rogue Galaxy, Killer 7, No More Heroes, Afro Samurai, Metal Gear Acid 2, Ōkami, czy z bliższych czasów najnowsze Street Fighter IV i Prince of Persia. Dzięki takiemu zabiegowi otrzymaliśmy spójny artystycznie, bardzo koherentny świat, który przedstawiony został w mocno karykaturalnym świetle. Taka ocierająca się o „komiksowość” i „kartonowość” grafa sprawia, że tytuł zamiast silić się na bóg wie jakie odwzorowanie rzeczywistości, staje się jeszcze bardziej rozrywkowy, karykaturalny, prześmiewczy i zjadliwy. Widać to już na etapie prezentacji bohaterów w fajnym, choć krótkim intro, widać podczas spotkań z mieszkańcami Pandory, którzy dają nam zlecenia. 
Cel-shadingowa estetyka etapów w żadnym wypadku nie oznacza jednak, że mamy do czynienia z pracą amatorów. Konwencja konwencją, ale przyznać trzeba, że zarówno projekty lokacji, jak i przeciwników robią świetne wrażenie. Choć tereny Pandory to głównie pustkowia, świetnie prezentują się na nich wysokie i ostre górskie łańcuchy, rozciągnięte nad przepaściami kładki i drogi, poutykane w wielu miejscach osady, przywodzące na myśl zbite z czego się da fawele biedoty (bardzo ostatnimi czasy popularny termin – przyznacie...) oraz konstrukcje (wielkie słupy, wiatraki, kominy, jakieś hangary i zapomniane fabryki).
Ciekawe są również projekty przeciwników. Na drodze stanie nam blisko dziesięć przedstawicieli gatunków zwierząt (bestii?) zamieszkujących Pandorę oraz wielu zróżnicowanych ludzkich wrogów, różniących się wzrostem, strojem (lub jego brakiem) oraz dziwacznymi nakryciami głowy. Ba – nie zabraknie również smoka, który jest przeciwnikiem niełatwym do pokonania. Tu przy okazji uwaga natury ogólnej – Borderlands do łatwych gier nie należy, stąd wysoki poziom trudności, jaki znajdziecie w naszej ramce z detalami. Generalnie trzeba powiedzieć, że pojedynczych przeciwników wykańcza się prościutko, szkopuł jednak w tym, że oni pojedynczo nie chadzają... Z kolei zmasowany atak bestii może w kilka sekund zakończyć nasz żywot, no chyba że posługujemy się bronią-wymiataczem, sprawnie ciskamy granatami lub będziemy niemilców taranować...
Długo i intensywnie, ale...
Na zakończenie, przed finalną oceną jeszcze jedna kwestia. Trzeba otwarcie powiedzieć, że Borderlands jest grą mocno powtarzalną. Tak jak zostało powiedziane we wstępie, nie jest to typowe i pełnoprawne RPG, stąd zadania zazwyczaj polegają na zabiciu kogoś we wskazanym punkcie, zabraniu czegoś ze wskazanego punktu, włączeniu czegoś we wskazanym punkcie lub po prostu odwiedzenia wskazanego punktu. Gdy siadamy do sesji powiedzmy 5-6 godzinnej, taka koncepcja zabawy może znudzić. W gronie redakcyjnym toczyliśmy na ten temat osobną dyskusję, stwierdzając ostatecznie, że gry nie są WYŁĄCZNIE dla hardcorowców, więc nie należy w ostatecznym rozrachunku tej kwestii uznawać za minus (wówczas ocena musiałaby być o oczko niższa). Po prostu - gdy ktoś siądzie na te 1-2 godzinki i zada sobie jeszcze sporo trudu, aby trochę pofarmić i ponieść statystyki, nudy raczej nie poczuje. Bo tak fajny to jest świat. Po prostu. 
Inna sprawa – również niezwykle ważna - że samo wypełnienie wątku głównego to jakieś 20 godzin ostrej bitki. Owszem, spora część tego czasu zostanie spożytkowana na przemieszczanie się między różnymi lokacjami i obszarami, ale takie już prawidła tego typu gier. Wypełnienie dodatkowych questów, zlecanych przez postacie lub też takich, które możemy „pobrać” ze specjalnych tablic informacyjnych, jeszcze bardziej wydłuży zabawę. I – rzecz dość ważna – wszystkie te questy poboczne opłaca się wykonywać, bowiem bez dopakowania postaci, na co główny wątek może nie wystarczyć, jest naprawdę ciężko... Zatem finalnie – Borderlands to udane połączenie (ubogiego) RPG i gry akcji, z naciskiem na to drugie. Programiści z Gearbox Software wykonali kawał dobrej, klimatycznej roboty, która urzeka zwłaszcza klimatem, dużą ilością uzbrojenia i dynamizmem.