Od wielu lat jesteśmy przyzwyczajeni do tego, że gry są u nas wydawane pod angielskimi tytułami, nawet gdy są polonizowane. Wydaje się, że w Polsce panuje wręcz swojego rodzaju fobia związana z oglądaniem na sklepowej półce pudełek ze zrozumiałymi dla klienta napisami. Ba! Nawet nasze rodzime gry nie lubią się przyznawać w ojczyźnie do tego, że są "stąd". Jasne, mamy Wiedźmina, mamy Wacki, mamy Rezerwowe Psy. Ale jednocześnie do sklepów trafił Painkiller, Chrome, czy Teenagent. Dochodzi nawet do sytuacji, gdy twórcy są rozdarci, czy chcą nazwać swój twór po polsku, czy może po angielsku i w efekcie otrzymujemy potworki w stylu Call of Juarez: Więzy Krwi.
Od wielu lat jesteśmy przyzwyczajeni do tego, że gry są u nas wydawane pod angielskimi tytułami, nawet gdy są polonizowane. Wydaje się, że w Polsce panuje wręcz swojego rodzaju fobia związana z oglądaniem na sklepowej półce pudełek ze zrozumiałymi dla klienta napisami. Ba! Nawet nasze rodzime gry nie lubią się przyznawać w ojczyźnie do tego, że są "stąd". Jasne, mamy Wiedźmina, mamy Wacki, mamy Rezerwowe Psy. Ale jednocześnie do sklepów trafił Painkiller, Chrome, czy Teenagent. Dochodzi nawet do sytuacji, gdy twórcy są rozdarci, czy chcą nazwać swój twór po polsku, czy może po angielsku i w efekcie otrzymujemy potworki w stylu Call of Juarez: Więzy Krwi.