Wakacyjny przegląd gier z eXtra Klasyki - część piąta

Sebastian Kejres
2010/07/23 17:00
0
0

Wakacyjny przegląd gier z eXtra Klasyki - część piąta

Jeden z najdziwniejszych tytułów, jakie zdarzyło mi się grać. Surrealizm fabuły, tak samo zresztą jak i otoczenia, bije młotkiem po głowie. Zeno Clash gra się tyleż dziwnie, co ciekawie. Autorzy dokonali kilku interesujących zabiegów, które w efekcie stworzyły bardzo dobrą grę.

Bohaterem gry jest Ghat – postać, którą poznajemy w chwili, gdy zabija istotę zwaną "ojciecmatka". Ten akt zaczyna odyseję naszego bohatera przez dziwaczne krainy owego uniwersum. Fabuła opowieści nie przebiega liniowo, liczne retrospekcje oraz sny/majaczenia czynią całość jeszcze bardziej surrealistyczną. Natomiast sama rozgrywka jest dla odmiany bardzo liniowa, plansze następują jedna po drugiej, nie dając graczom żadnych możliwości manewru. Ukończenie danego etapu wymaga odbycia konkretnej liczby starć – które zresztą są prezentowane niczym w jakiejś grze typu Tekken.

Kolejną ewidentną ciekawostką jest "gatunek" Zeno Clash. Formalnie jest to FPS – jednak ¾ walk odbywamy wręcz. Rozbudowany system ciosów, bloków i zwodów, dodajmy - dobrze przemyślany i rzetelnie wykonany – czyni z gry naprawdę fajną "nawalankę".

Tytuł to świeżynka, został wydany raptem w zeszłym roku. Technologicznie jest więc jak najbardziej dostosowany do współczesnego sprzętu. Grafika jest dobra – nie powiem ładna, jest na tyle dziwna, że nie każdemu musi się podobać. Odnośnie technologii warto wspomnieć, że Zeno Clash to tytuł steamowy, a co za tym idzie wymagający podłączenia do sieci.

Jak już wspominałem, w tej grze wszystko jest nieco dziwne, a co za tym idzie nie polecę go każdemu. Miłośnicy shooterów mogą twierdzić, że za mało w nim strzelania. Fanom nawalanek może się nie podobać to, że gra jest FPP, itp., itd. Z czystym sumieniem polecę ją natomiast każdemu, kogo pociągają zakręcone klimaty.

Earth to niezwykle już wiekowa seria gier strategicznych. Pierwszy tytuł – Earth 2140 ukazał się w roku 1998, ostatni zaś – Earth 2160 wydano pięć lat temu. Zbiorcze wydanie oferuje nam więc gry na bardzo zróżnicowanym poziomie graficznym i technicznym.

W skrócie, cykl opowiada o zagładzie Ziemi. Rozliczne konflikty różnych nacji doprowadziły nasza planetę do opłakanego stanu. Nie nauczyło to jednak ludzi rozsądku, pozostałe liczące się potęgi militarne nadal toczą ze sobą wyniszczającą wojnę – tym razem o resztki zasobów globu. Co ciekawe, w trakcie rozgrywki większość zdobytych surowców "przekuwamy" na potencjał militarny – gdzie tu logika? Poszczególne części Earth Universe przedstawiają kolejne etapy eskalacji konfliktu. Najpierw jeszcze na Ziemi, a później, już po jej zniszczeniu, na Marsie.

Siedem lat dzielące pierwszą część od ostatniej zaowocowało nie tylko potężnymi zmianami technologicznymi, ale również znacznym przeobrażeniem samej rozgrywki. Zaczynamy zabawę z Earth Universe w rzucie izometrycznym, przechodzimy do prymitywnego 3D, a kończymy na nienajgorszej jakości grafice z użyciem pixel shaderów. Za wyjątkiem najstarszej części, wszystko daje się uruchomić w całkiem przyzwoitych rozdzielczościach.

GramTV przedstawia:

Zmiany w rozgrywce obejmują zarówno dostępne rodzaje jednostek i budynków, jak i sposób rozwoju. Nie ma tu miejsca na szczegółowe omówienie różnic – musi wam wystarczyć moje słowo, że są to trzy różne, i to naprawdę w sporym stopniu, gry. Oczywiście Earth Universe warte jest polecenia miłośnikom klasycznych RTS-ów i fanów serii.

Wydawanie gier do wielkich produkcji filmowych stało się już tradycją – niestety niezbyt chlubną. Poza nielicznymi wyjątkami zazwyczaj są to tytuły, o których można powiedzieć co najwyżej, że są niezłym materiałem marketingowym. Zazwyczaj nie zasługują jednak na miano pełnoprawnych gier. Niestety, na swój reguła ta sprawdza się również w wypadku Piratów z Karaibów: Na krańcu świata. Pomysł niezły, temat chwytliwy, a rezultat taki sobie.

W założeniu Piraci... to gra zręcznościowa osadzona w fabule drugiej i trzeciej części filmu. Poszczególne wyzwania w trakcie rozgrywki odwołują się niejednokrotnie do scen, jakie widzieliśmy na kinowym ekranie, chociaż – co się chwali – nie są kopiowane 1:1. Reszta to łażenie po planszy, zbieranie rozmaitych fantów, siekanie na plasterki dziesiątków rozmaitych przeciwników oraz tak zwane "Jackanizmy". Te ostatnie to zwykłe wciskanie klawiszy w kolejności wyświetlanej na ekranie – oczywiście musimy zrobić to odpowiednio szybko i bezbłędnie. W nagrodę dostajemy rozmaite bonusy.

O marketingowym wymiarze gry świadczą przede wszystkim wymagania sprzętowe, jakie mają Piraci. W efekcie otrzymujemy tytuł o niezbyt wyszukanej grafice – mimo że ukazała się w tym samym roku co Crysis. Modele odwzorowują postacie filmowe tylko na tyle, żeby dało się je zidentyfikować, poza tym są raczej brzydkie. To samo tyczy się scenografii – "Latający Holender" to jakiś koszmarek, a "Czarna Perła" nie wypada wcale dużo lepiej.

Gra ma tylko dwa mocne atuty. Pierwszym jest zachowanie nastroju filmu, a drugim ścieżka dźwiękowa. Na potrzeby gry wykorzystano muzykę z filmu, a głosy do postaci podkładają aktorzy, którzy je odtwarzali. Dostajemy więc grę, która pozwala nam powrócić do świata, jaki znamy z filmowej sagi i której świetnie się słucha. Może to wystarczyć, żeby się na nią skusić – pod warunkiem, że nie trzeba za nią zapłacić więcej niż parę złotych.

Największą zaletą większości gier strategicznych jest ich swoista ponadczasowość. Zwykle, jeżeli dany tytuł został dobrze przyjęty w chwili premiery, jego żywot trwa dopóty, dopóki kompy nadające się do jego obsługi nie wypadną całkowicie z obiegu na skutek zmian technologicznych . Act of War to na swój sposób właśnie tego typu pozycja.

Kanwa historii jest dość prosta, znana wszystkim i niestety w dość banalny sposób "sprzedana". Światowy kryzys energetyczny stwarza napięcia na scenie międzynarodowej. Tajemnicza i zachłanna organizacja terrorystyczna o pompatycznej nazwie "Konsorcjum" dąży do jak największego chaosu, na którym zapewne coś zamierzają wygrać. Do walki z nimi stają "dzielni amerykańscy marines". W kampanii dostajemy oczywiście pod swoją komendę tylko najlepszych z najlepszych – elitarny oddział "Szpon". W trakcie gry mamy również do dyspozycji cały wachlarz jednostek z rozmaitym uzbrojeniem, od przysłowiowego scyzoryka po głowice termonuklearne. Ogólnie ubaw na całego. Wszystko to okraszone straszliwym patosem, rodem wprost z "Dnia niepodległości" albo innego "Armagedonu".

Podstawowym technologicznym zgrzytem AoW jest niezdolność lub ograniczona zdolność do współpracy z 64 bitowymi systemami operacyjnymi. Ponoć w przypadku Visty problem jest rozwiązywalny przez ustawienie zgodności programu. Jednak w przypadku Windows 7 tego typu zabiegi nie pomagają – gry nie daje się odpalić.

Komentarze
0



Nie ma jeszcze żadnych komentarzy. Napisz komentarz jako pierwszy!