Wakacyjny przegląd gier z eXtra Klasyki - część siódma

Łukasz Wiśniewski
2010/07/25 19:00
0
0

Wakacyjny przegląd gier z eXtra Klasyki - część siódma

Kompania Braci: Na linii frontu to samodzielny dodatek do bardzo udanej gry RTS, stworzonej przez studio Relic. Co więcej, w odróżnieniu od późniejszego rozszerzenia, nie wprowadza rewolucji w stylu prowadzenia rozgrywki (Chwała Bohaterom to mniej strategii czasu rzeczywistego, a więcej hack&slash), lecz po prostu dodaje dwie kampanie i nowe frakcje. Pełną listę innowacji znajdziecie w recenzji, którą swego czasu napisał Szary Płaszcz.

Wizualnie Kompania Braci: Na linii frontu prezentuje się rewelacyjne. Ekipa z Relic tak wysoko postawiła poprzeczkę swoimi grami, że ich produkcje do dziś pozostają najlepiej wyglądającymi w gatunku RTS. Zarówno modele jak i efekty eksplozji to wciąż pierwsza liga. Zmieniło się tylko jedno: dziś już większość graczy - a nie jedynie bogata elita - może nacieszyć się grafiką na najwyższych ustawieniach...

Na koniec może mała skaza na ogólnie pozytywnym odbiorze tego dodatku: polityczna poprawność. Kompania Braci: Na linii frontu wprowadza do zabawy jednostki niemieckie, które zarówno z wyglądu, jak i dzięki pewnym szczegółom historycznym z tła kampanii, od razu kojarzą się z pancerniakami SS. Jednakże twórcy (lub cenzorzy) uparli się kluczyć dookoła tematu i nie nazywać rzeczy po imieniu. Trochę to płytkie...

Joint Task Force to jedna z gier, które zupełnie niezasłużenie szybko popadły w niepamięć. No, może odrobinę zasłużenie, bo w momencie premiery ta produkcja miała sporo dziur, w tym wadę skryptu mogącą doprowadzić do zablokowania się fabuły w końcówce kampanii. Problemy jednak zostały usunięte (w opisywanej edycji jest nawet dodatkowa płytka z łatką) i dziś można grać bez ryzyka.

Joint Task Force nie jest typową grą RTS, bliżej jej zdecydowanie do taktycznych wariacji gatunku. Nie mam budowy baz, jedynie dowodzenie wojskami, do tego z możliwością dużej interakcji. Stojące na mapach pojazdy cywilne da się na biegu zastosować jako środek szybkiego transportu i lekką osłonę dla wojaków. Wiele elementów pola bitwy ulega zniszczeniu, ogólnie jest piekielnie dynamicznie.

Zdecydowanie, Joint Task Force to gra bardzo niedoceniona, więc przy tak dużej przecenie warto ją nabyć. Zwłaszcza, iż wizualnie wciąż robi wrażenie. Ostrzegam jednak, iż jeśli liczycie na coś w rodzaju Company of Heroes, możecie się zawieść. Tej grze jest pod wieloma względami bliżej do produkcji takich jak Soldiers: Ludzie Honoru czy Men of War.

Rise & Fall: Civilizations At War to ostatni projekt, jaki wykonało studio Stainless Steel. Firmę tę założył Rick Goodman, ojciec Age of Empires, lecz po serii finansowych nieporozumień splajtowała ona na krótko przed wydaniem właśnie Rise & Fall: Civilizations At War. Po niezłym Empire Earth i żałosnym Empires: Dawn of the Modern World otrzymaliśmy po prostu średniaka.

GramTV przedstawia:

Gra Rise & Fall: Civilizations At War nie doczekała się recenzji na naszym portalu, zresztą w Polsce pojawiła się po cichu i późno. Może i dobrze, iż nie wpadła mi wcześniej w ręce, bo zebrałaby niezły łomot. Za sztampowość rozgrywki, tradycyjne dla gier Goodmana całkowite lekceważenie historii, słabą oprawę graficzną... Teraz, gdy kosztuje grosze, można popatrzeć na nią nieco łaskawiej, aczkolwiek wady pozostają te same.

Rise & Fall: Civilizations At War nie zniosła też próby czasu. Wygląda krzykliwie, ale jednocześnie bardzo staro, w porównaniu z innymi czterolatkami, które objęte zostały wyprzedażą. Jeśli ktoś chce uzupełnić sobie kolekcję o kolejny klon Age of Empires, ma okazję. Co ciekawe, gra pozwala na prowadzenie głównego bohatera w trybie TPP (ale działa to gorzej niż w przypadku Maelstrom).

Światy stworzone na potrzeby systemu Dungeons&Dragons w naturalny sposób przenoszone były na monitory komputerów w grach cRPG. Dragonshard jest próbą bardzo odważną - to RTS. Fakt, z lekką domieszką cRPG, ale mimo wszystko RTS. Do tego opiera się nie o najbardziej popularny setting Forgotten Realms, lecz o Eberron, najmłodszy ze światów D&D. Gra nie miała też zbyt głośnej kampanii reklamowej, więc sporo osób zapewne ją przegapiło...

Dragonshard ma w tej chwili pięć lat i - niestety - ząb czasu zostawił na tej grze swój ślad. Inna sprawa, że w niewiele nowszych produkcjach potrafiono zaimplementować obsługę wysokich rozdzielczości, czy tryby dla monitorów panoramicznych. Twórcy Dragonshard o to zbytnio nie zadbali. Oprawa dźwiękowa też specjalnie nie rzuca na kolana. W zasadzie z rzeczy, które Finnegan trzy lata temu chwalił w swojej recenzji została sama grywalność...

Mimo wszystko jednakże owa grywalność wiele ratuje. Ciekawe rozwiązania w mechanice, interesujący bohaterowie i ciekawy świat to całkiem silne argumenty. Jeżeli nie przeszkadza Wam pewna naiwność w fabule i nieco archaiczna oprawa wizualna, za te pieniądze warto dziś kupić Dragonshard. Zwłaszcza, jeśli lubi się ogólnie Dungeons&Dragons.

Komentarze
0



Nie ma jeszcze żadnych komentarzy. Napisz komentarz jako pierwszy!