Sid Meier. Nazwisko, które dla Myszatego od lat oznacza przekleństwo i błogosławieństwo. Tym bardziej, że nasz redaktor dostał właśnie w swoje ręce wersję beta
Civilization V.
Na kolejną odsłonę kultowego w wielu kręgach cyklu Civilization przyszło nam trochę poczekać. Czy było warto? Po pierwszych kilkunastu godzinach spędzonych z grą, mogę powiedzieć, że owszem. Choć przyznam szczerze, że na samym początku zabawy byłem nieco zdziwiony i chyba nawet troszkę rozczarowany. Później jednak, w miarę zagłębiania się w mechanizmy rozgrywki, rozczarowanie zamieniło się w uzależnienie...
Civilization V różni się zdecydowanie od swej poprzedniczki, okrzykniętej najlepszą grą z całego cyklu. Spokojnie. To wciąż jest „stara, dobra Cywilizacja”. Nie musicie obawiać się elementów zręcznościowych, czy trybu FPP. Po raz kolejny w klasycznych turach budujemy nasze państwo, na przestrzeni wieków walcząc, handlując i wchodząc w układy z sąsiadami. Podstawowa idea gry pozostała więc nienaruszona. Zmieniły się za to w dość znacznym stopniu rządzące tym rozbudowanym systemem zasady.
Przyznam szczerze, że po pierwszym kontakcie z Civilization V poczułem się nieco rozczarowany; gra sprawiała wrażenie niezwykle ubogiej w porównaniu do rozbudowanego o dwa dodatki molocha z cyfrą „IV” w tytule. I tak jest w istocie, nowe zasady są dość proste, brakuje tu wielu elementów i zmiennych z „czwórki”, takich, jak choćby będący przekleństwem tropików współczynnik „zdrowia”. Po kilku godzinach gry okazało się jednak, że nowy system jest niesamowicie grywalny i sprawia wrażenie dużo lepiej zbalansowanego, niż poprzednio. Teraz nawet gracze zaczynający zabawę na pustyni mają szanse na sukces. Zdecydowanie brakuje natomiast jakiejkolwiek obecności religii.
Oczywiście w tak krótkim czasie nie udało mi się ogarnąć wszystkich zależności, pod pozorami prostoty zaszyte są bowiem – jak to zwykle w tej serii bywa – dość kompleksowe mechanizmy rządzące rozgrywką. Postaram się więc skupić na najważniejszych zmianach i nowościach; do czasu recenzji obiecuję rozpracować Civilization V na ile to tylko możliwe.
Miasta
W miastach wciąż stawiamy budynki, Cuda Świata i rekrutujemy jednostki. Zmienił się natomiast diametralnie sposób przejmowania kontroli nad sąsiednimi polami. Nie odbywa się to teraz koncentrycznie, lecz po wypracowaniu przez miasto odpowiedniej ilości Kultury, zajmuje ono... jedno nowe pole. Czy to wystarcza? Owszem, gdyż zazwyczaj i tak nie ma ono populacji, która pozwoliłaby zasiedlić wszystkie dostępne pola. Co więcej, w każdej chwili możemy dowolną, sąsiadującą heksę wykupić za gotówkę. Pozwala nam to na szybkie wejście w posiadanie ważnych pól z surowcami.
Tych ostatnich mamy w Civilization V liczbę porównywalną z poprzednią odsłoną gry. Co jednak istotne, jedynie część z nich odgrywa naprawdę ważną rolę; są to surowce strategiczne i luksusowe. Do tej pierwszej kategorii zalicza się między innymi żelazo. Każde z takich pól posiada tym razem określoną liczbą wartość, których suma wpływa między innymi na możliwość... rekrutowania niektórych jednostek. O ile zwykłych łuczników, czy pikinierów możemy posiadać ilu zechcemy, o tyle już liczba oddziałów spieszonych rycerzy ograniczona jest do naszych zasobów żelaza. Rozwiązanie genialne w swej prostocie, doskonale regulujące liczbę elitarnych jednostek.
Ogólnie większość zmian dotyczących rozwoju i zarządzania miastem uważam za zdecydowanie lepsze, niż poprzednio. Ot, choćby fakt, iż w Civilization V specjalistów przydzielamy do postawionych w mieście budynków. Chcemy mieć więcej pieniędzy? Jeśli posiadamy w mieście bank, wystarczy skierować do niego któregoś z obywateli – efektywność instytucji znacznie wtedy wzrośnie. Możemy to robić zarówno ręcznie, jak i na specjalnym panelu wyznaczyć dla każdego z miast priorytet – na przykład żywność, produkcję przemysłową, kulturę, czy właśnie pieniądze. Rozgrywka jest przez to dużo bardziej elastyczna, a przy tym samo zarządzanie miastem wygodne i przejrzyste.
Warto też dbać o szczęście naszych obywateli. Nadwyżka odkłada się do specjalnej puli, której przekroczenie owocuje automatycznym odpaleniem Złotego Wieku. Teatry, Kolosea, czy cyrki stają się jednymi z najważniejszych budynków w państwie, choć najdroższych w utrzymaniu. Trzeba bowiem pamiętać, że w Civilization V postawienie KAŻDEGO (poza Cudami) budynku, oznacza stałe ubytki z naszej kasy. Dotyczy to także dróg i torów kolejowych, za których utrzymanie musimy płacić co turę! To kolejny z doskonałych pomysłów, zmuszający nas do rozsądnego gospodarowania budżetem państwa. Zachowanie odpowiedniego balansu jest tu sprawą kluczową.
Wojna
Mimo braku religii, które dość często stawały się casus belli, niechybnie dojdzie nie raz do wojny z sąsiadami. Tutaj mamy całe mnóstwo kolejnych zmian. Po pierwsze na jednym polu (również w mieście) może stać tylko jedna jednostka, a jednostki strzeleckie mogą razić wroga z odległości dwóch pól. Walka przypomina obecnie dużo bardziej serię Panzer General, co jednak wychodzi grze na dobre. Tym bardziej, że różnice w sile między poszczególnymi jednostkami bywają teraz ogromne; czołgi wśród wrogiego rycerstwa są praktycznie niezniszczalne. Trudniej w Civilization V zdobyć także miasta, które nie dość, że mogą bronić się same (!), dodatkowo muszą zostać pozbawione punktów obrony w bezpośrednich atakach.
Kolejna nowość w Civilization V, to obecne na mapie „wolne miasta”, wśród których znalazła się także Warszawa. To pozbawione możliwości ekspansji (lecz nie rozwoju) państwa-miasta, które mogą zarówno stać się naszymi sprzymierzeńcami (zlecają nawet questy!), jak i zaciętymi wrogami lub... ofiarami. Kolejny ciekawy i wzbogacający rozgrywkę element. Zmieniły się także zasady rządzące Wielkimi Ludźmi, którzy rodzą się zresztą znacznie rzadziej. Nie mamy teraz możliwości dołączenia ich do miast; możemy natomiast zawsze odpalić Złoty Wiek, czy na przykład przyspieszyć badania, choć najciekawszą opcją jest... postawienie specjalistycznego budynku na jednym z wolnych pól wokół miasta. Szczególnie forteca, którą może zaordynować Wielki Generał jest budynkiem mogącym w krytycznym momencie wojny obronnej przechylić szalę zwycięstwa na naszą stronę.
W pierwszej rozgrywce zdumiony byłem niezwykle powolnym postępem badań i przewagą technologiczną przeciwników. Było to tym bardziej dziwne, iż z ekranu dyplomacji zniknęły opcje wymiany technologii, co w „czwórce” nagminnie wykorzystywała SI. Okazało się, że tym razem możemy wspólnie z innym władcą przeznaczyć pewne środki na wspólne prace badawcze, co po określonym czasie skutkuje opcją wybrania „darmowej” technologii. I tylko w ten sposób możemy nadążyć za zmianami na świecie. Trzeba jednak pamiętać, że wzmacnia się wtedy również nasz sąsiad.
Polityka
Tym, co zwróciło moją szczególną uwagę w Civilization V, jest dużo bardziej „rozsądne” zachowanie SI w kwestii dyplomacji. Wojny nie wybuchały nigdy z niewiadomego powodu, słabsi przeciwnicy łatwiej godzą się na ustępstwa, oferty pokojowe są satysfakcjonujące, zaś dwa razy zdarzyło się, że sąsiedzi sami zaproponowali mi „prezenty” w zamian za spokój. Mimo, iż nie podejmowałem wobec nich żadnych wrogich działań. Komputer potrafi też podczas wojny przegrupować się, wycofać przetrzebione oddziały, czy... wykonać pozorowany atak na jedno z miast, by chwilę potem większością sił przeprowadzić masowy desant na tyłach. Biorąc pod uwagę ograniczoną liczbę jednostek, sprawia to, że walka jest dużo bardziej emocjonująca, niż w części poprzedniej.
Świetnie rozwiązano moim zdaniem również kwestię polityki wewnętrznej, którą oparto teraz na systemie drzewek. Część z nich może koegzystować, część się wyklucza, wszystkie jednak dają teraz wyraźne bonusy. Zbytnie ułatwienie? Niekoniecznie. Owszem, dość mocno „dopalają” one nasze państwo, wymagają jednak niesamowitego rozwoju kulturalnego. A więc kultura? A może jednak badania lub pieniądze? Czy wojskowość? We wszystkim na raz trudno być w Civilization V doskonałym.
Zmian, retuszy i korekt jest naprawdę mnóstwo. Od drobnych zmian w drzewku technologii, po całkowicie przemodelowany system walki i zarządzania miastami, czy polityką wewnętrzną. Jednak wciąż jest to Civilization – wciągające jak spacer po bagnach, niebywale grywalne, wciąż łapiące nas na tę jeszcze jedną turę. Inne, z pozoru prostsze i mniej skomplikowane, a w rzeczywistości zmuszające do całkowitej zmiany stylu gry. I to właśnie jest tutaj najlepsze. Dostajemy grę, która wciąż opiera się na tych samych ideach, a jednak wymusza zupełnie inny sposób myślenia. Całą resztę dostaniemy zapewne w kolejnych dodatkach...
Prasowa wersja, w którą grałem nie posiadała jeszcze – niestety – zaimplementowanego trybu multiplayer. Obiecujemy jednak, że kiedy tylko takowa możliwość zostanie odblokowana, uraczymy Was kolejnym z naszych raportów z pola walki na „gorącym krześle”. I tak naprawdę dopiero stary dobry hot-seat pokaże, jaką grą jest Civilization V. Jak na razie bowiem, po pierwszym rozczarowaniu, zostałem kupiony.
Nie ma jeszcze żadnych komentarzy. Napisz komentarz jako pierwszy!