Dead Rising 2 - recenzja

Łukasz Berliński
2010/09/29 16:00
0
0

Twórca Dead Rising stwierdził, że japońskie gry są zacofane w stosunku do tytułów z Zachodu. Wynajmuje więc kanadyjskie studio, któremu powierza wyprodukowanie Dead Rising 2. To zaś, zapewne zafascynowani rozwiązaniami z Kraju Kwitnącej Wiśni, dostarcza produkt, który poza obszernością niewiele różni się od pierwszej części. Błędne koło się zamknęło, przez co Dead Rising 2 powiela te same wady co wydany cztery lata temu oryginalny tytuł.

Twórca Dead Rising stwierdził, że japońskie gry są zacofane w stosunku do tytułów z Zachodu. Wynajmuje więc kanadyjskie studio, któremu powierza wyprodukowanie Dead Rising 2. To zaś, zapewne zafascynowani rozwiązaniami z Kraju Kwitnącej Wiśni, dostarcza produkt, który poza obszernością niewiele różni się od pierwszej części. Błędne koło się zamknęło, przez co Dead Rising 2 powiela te same wady co wydany cztery lata temu oryginalny tytuł.

My name is Chuck and I’m ready to...

...Nie to nie da bajka. Chuck Greene, główny bohater gry, były uczestnik wyścigów motocross, to kochający ojciec, który dla córki jest w stanie zrobić wszystko. Mała Katey nosi bliznę po ukąszeniu przez zombie i codziennie musi przyjmować dawkę leku Zombrex by nie dołączyć do grona żywych trupów. Medykament jest drogi, zatem Chuck postanawia wziąć udział w chorym telewizyjnym show „Terror is Reality”, którego uczestnicy za grubą kasę, ku uciesze gawiedzi i w blasku kamer, eliminują hordy bogu ducha winnych zombie. Pech chce, że po jednym z odcinków ktoś wypuszcza tłum rządnych ludzkiego mięsa zwłok, które opanowują całe miasto zarażając kolejnych mieszkańców Fortune City. Tym kimś według mediów jest Chuck. Gracz ma zatem wirtualne 72 godziny na oczyszczenie imienia bohatera oraz dotarcie do prawdy lub... zlekceważenie całej sprawy i zajęcie się wątkami pobocznymi oraz radosną eksterminacją chodzących trupów.

Wątek fabularny podzielony jest na kilka pomniejszych epizodów rozgrywających się w przestrzeni czasowej. Chuck wyposażony w zegarek musi pilnować czasu na wykonanie zadań z głównego wątku. Nawet najdrobniejsze spóźnienie bowiem powoduje przerwanie kampanii. Gracz może wtedy co prawda kontynuować grę w oczekiwaniu na pojawienie się wojska, ale nijak nie pozna zakończenia przygód motocyklowego twardziela i jego córki, rudowłosej członkini obrońców praw zombie czy seksownej dziennikarki urodą nie odbiegającą od pojawiających się w mieście pań z plakatów prezentujących okładki Playboya.

Frustracja to za mało

Frustracja to za mało, Dead Rising 2 - recenzja

Skupienie się w Dead Rising 2 na ukończeniu głównego wątku wymaga nie lada samozaparcia. Choć fabuła jest tu przewidywalna, to dzięki nieźle zrealizowanym filmikom przerywnikowym oraz dobrym dialogom ze świetnym angielskim dubbingiem, wciąga. Problem polega na tym, że kampania wymaga od nas całkowitej uwagi. Misje trzeba wykonać o ściśle wyznaczonych godzinach, przez co nie ma czasu na realizowanie zadań opcjonalnych. Na dodatek Chuck co 24 godziny musi podać córce lek, którego znalezienie wymaga czasu lub sporej ilości gotówki. Gra jest jednak na tyle irracjonalna, że Zombrex może zaaplikować jedynie gracz, pomimo tego, że posiadając więcej ampułek mógłby zostawić je w pokoju z monitoringiem, w którym przez cały czas siedzi z Katey rudowłosa dziewczyna. Gra takiej opcji nie przewidziała, zatem Chuck musi częstokroć przemierzać spory teren by wrócić do bezpiecznej kryjówki na spotkanie ze swą latoroślą.

Blue Castle Games, któremu została powierzona produkcja Dead Rising 2, nie eksperymentowało i dostarczyło graczom w zasadzie to samo co w pierwszej części, tylko w dużo większym opakowaniu. Miasto (choć ciężko coś co wygląda jak ogromny kompleks handlowo-rozrywkowy nazwać miastem...) Fortune City prezentuje się okazale i oferuje spory obszar do zwiedzenia. Co z tego, skoro punktów zapisu gry jest tu jak na lekarstwo (grę można zapisać tylko w toaletach podczas spełniania potrzeb fizjologicznych bohatera), a na dodatek są rozmieszczone w fatalnych miejscach? Niejednokrotnie podczas starć z ważnymi dla fabuły postaciami ginąłem tylko z tego powodu, że przed głównym pojedynkiem ścierałem się z hordami powolnych zombie, które nadszarpnęły znacząco mój pasek zdrowia i nie starczyło go na wygranie potyczki z tzw. „bossem”. Kończyło się to wczytaniem gry i kolejną próbą pokonania tej samej długiej trasy. Naprawdę nikt nie wpadł na pomysł, by przed większymi starciami punkty zapisu umieścić nieco bliżej miejsca akcji?

To nie jest gra dla casuali

To nie jest gra dla casuali, Dead Rising 2 - recenzja

Choć w Dead Rising 2 mamy aż trzy sloty do zapisu stanu gry i teoretycznie łatwiejszą rozgrywkę od tej zaprezentowanej cztery lata temu, to w dalszym ciągu tytuł Keiji Inafune do najłatwiejszych nie należy. Jego trudność wynika jednak nie z zamierzonego celu, a niedopracowanych mechanizmów rozgrywki. Wspomniane wyżej mało liczne i niefortunnie ulokowane punkty zapisu to tylko wierzchołek góry lodowej. Weźmy dla przykładu takie zombie. Panoszy ich się w grze co nie miara, są powolne, a ich jedynym atakiem jest złapanie bohatera i ukąszenie go, zabierające jeden punkt zdrowia. Sęk w tym, że nieraz przez ich ogromny tłum Chuck może przejść bez draśnięcia, a innym razem jakiś pojedynczy zombiak znienacka rzuci się na bohatera bo mu się taki skrypt uruchomił, choć jeszcze przed chwilą stał otępiały w miejscu i nic jego ataku nie zapowiadało.

To jednak nic w porównaniu z wymagającymi starciami z psychopatami. Te podłe, choć szalenie interesujące kreatury odznaczają się wysoką wytrzymałością i szybkością. Mówiąc wprost, są od gracza potężniejsze. Mylił się jednak ten, który myślał, że pojedynki te będą niezwykle wciągające i na każdego psychola znajdzie inną metodę. Nic z tych rzeczy. Tylko jednego gościa robiącego za maskotkę na wrotkach sklepu z zabawkami udało mi się pokonać za pierwszym razem. Tylko dlatego, że biedak zablokował się w tłumie zombie i nie mógł się odwrócić by potraktować mnie miotaczem płomieni. Z całą resztą czubków walka wygląda tak samo: atak, ucieczka po jedzenie regenerujące w grze zdrowie, powrót, atak, ucieczka po żarcie i tak aż do ukatrupienia psychopaty. Poddałem się dopiero w starciu z dwoma atrakcyjnymi kobietami, który toczył się w zamkniętym pomieszczeniu i nijak nie dało się uzupełnić szybko kończących się zapasów pożywienia. Przed rozgrywką lepiej zaopatrzyć się w melisę, bo w innym wypadku Dead Rising 2 może z gracza zrobić frustrata. Rozsądnym rozwiązaniem wydaje się jedynie pominięcie najważniejszych wydarzeń, przypakowanie postaci na odpowiednio wysoki poziom poprzez sianie pogromu wśród zombie i zaczęcie gry od nowa już w pełni rozwiniętym bohaterem, bowiem Dead Rising 2 oferuje taką opcję. Tylko czy komuś będzie się chciało?

Zagraj to jeszcze raz

Zagraj to jeszcze raz, Dead Rising 2 - recenzja

Poza ciekawym wątkiem głównym Dead Rising 2 nie oferuje nic ponadto. Zadania poboczne, również ograniczone czasowo, są do siebie bardzo podobne. Poza wspomnianymi potyczkami z psychopatami Chuck może ratować ocalałych mieszkańców Fortune City. Wyruszając na taką misję często spotkamy się z absurdalnym humorem, bo to raz przyjdzie nam ocalić pewną panią w samej bieliźnie, którą atak zombie zastał pod prysznicem i teraz chowa się za palmą, a innym razem przekonać staruszkę, że zombie są prawdziwe, a nie zabawkami. Każdej takiej misji schemat jest niemal identyczny. Najpierw do potrzebującego trzeba dotrzeć, a następnie bezpiecznie odeskortować do bunkra. Rzadko kiedy wcześniej trzeba mu pomóc w inny sposób.

GramTV przedstawia:

Przemieszczanie się w Dead Rising 2, szczególnie w początkowej fazie gry, potrafi być strasznie uciążliwe. Chuck awansuje na kolejne poziomy doświadczenia dzięki punktom prestiżu, które zdobywamy eliminując zombie w wyrafinowany sposób czy wykonując zadania. Gracz nie ma jednak możliwości rozdzielania punktów pomiędzy poszczególne umiejętności bohatera, gra robi to za niego automatycznie, przez co na początku ma się wrażenie, że Chuck jest niewiele szybszy od nowych lokatorów Fortune City. Nie wspominając o tym, że jego umiejętności bojowe ograniczone są do dwóch rodzajów ciosów. Zwykłego kopniaka twardziel „uczy się” w połowie gry, a ultra trudny fikołek poznajemy dopiero pod koniec rozgrywki. Podobnie jest ze środkami transportu. Do najszybszego z nich, motoru, otrzymujemy dostęp wyjątkowo późno. A podróżowanie alejkami ogromnego centrum handlowego ma jeszcze jedną wadę – długie i nad wyraz częste loadingi. Każde przejście z jednej dzielnicy do drugiej czy uruchomienie się cut-scenki poprzedzone jest ekranem ładowania, co na dłuższą metę jest strasznie uciążliwe.

Wiadro-wiertarka w galerii handlowej

Wiadro-wiertarka w galerii handlowej, Dead Rising 2 - recenzja

Poza większym obszarem, który prezentuje się bardzo dobrze, kanadyjskie studio oddało w ręce graczy masę swobody w wykorzystywaniu otoczenia jako narzędzi zbrodni. W Dead Rising 2 arsenał jest wręcz imponujący. W naszym ekwipunku znaleźć się mogą takie podstawowe bronie jak pistolety, karabiny czy piła mechaniczna po tak abstrakcyjne jak psikawki na wodę czy ogromne pluszowe misie. Mniejsza o ich skuteczność, ale sam fakt, że można je wykorzystać w walce należy docenić. W starciach świetnie sprawdzają się także elementy otoczenia. Wszelkie barierki, donice z roślinami czy kosze na śmieci można bez większych skrupułów używać na niczego nie spodziewających się umarlakach. Nic nie stoi również na przeszkodzie by poczuć się jak bohater Martwicy Mózgu i dosłownie wykosić zombie w pień.

Niektóre obiekty znajdowane w Dead Rising 2 możemy ze sobą łączyć w specjalnie do tego przygotowanych warsztatach. Kombinacje odkrywamy za pośrednictwem tzw. combo cards, które możemy otrzymać na przykład za wykonane zadanie lub awans postaci, ale także nic nie stoi na przeszkodzie by eksperymentować samemu. Poza oczywistymi kombinacjami jak koktajl Mołotowa czy kij baseballowy nadziewany gwoździami w warsztacie można stworzyć takie cuda jak wiadro-wiertarkę idealną do drenażu mózgu czy megafon rozsadzający zombie czaszki. Używanie tego typu broni daje największą frajdę i dodatkowe punkty prestiżu, a wszystko to w otoczeniu przyjemnej dla oka zróżnicowanej scenerii i klimatycznej oprawie muzycznej.

Namiastka multiplayera

Namiastka multiplayera, Dead Rising 2 - recenzja

Dead Rising 2 poza trybem dla jednej osoby oferuje także zabawę w sieci, choć to określenie użyte w tym przypadku nieco na wyrost. Jedyną wieloosobową zabawą jest zestaw czterech mini gier robionych na modłę show „Terror is Reality”, w których musimy zabić jak najwięcej zombie. Gra automatycznie dobiera czterech graczy, którzy rywalizują ze sobą o największą ilość gotówki. Jedyny pożytek z tego trybu to możliwość przelewu zarobionej kasy na konto gracza rozgrywającego samotnie kampanię. Co prawda w Dead Rising 2 można grać we dwójkę w ramach kooperacji, ale odbywa się to jedynie w „świecie” gracza zakładającego grę. Druga osoba może sobie tylko nabijać doświadczenie, wykonane wspólnie misje nie będą zliczane na jej konto.

Cierpliwe zombie

Dead Rising 2 nie przypadnie do gustu każdemu. To gra z masą błędów, frustrująca, trudna, a mimo to w jakiś magiczny sposób wciągająca i zapewniająca długą rozgrywkę. Fani pierwszej odsłony będą zachwyceni, reszta może sobie dać spokój. Chyba, że ktoś lubi wyzwania i ma w sobie duże pokłady cierpliwości...

6,5
Tylko dla cierpliwych fanów zombie
Plusy
  • ciekawy wątek fabularny
  • poprawna oprawa audiowizualna
  • mnogość arsenału i akcesoriów
Minusy
  • loadingi
  • punkty zapisu
  • powtarzalność zadań
  • błędy w mechanice rozgrywki
  • frustrujący poziom trudności
  • namiastka multiplayera
Komentarze
0



Nie ma jeszcze żadnych komentarzy. Napisz komentarz jako pierwszy!