Wyspany i wypoczęty po konferencji EA Showcase November 2010 Myszasty opowie Wam dziś co nieco o swych pierwszych wrażeniach z trybu multiplayer w Dead Space 2.
Na początku przyznam się do jednego – uwielbiam Dead Space. Pierwsza gra piekielnie mi się spodobała, zarówno, jeśli chodzi o formułę rozgrywki, jak i ciężki klimat mrocznego hard s-f. Po kilku prezentacjach trybu dla pojedynczego gracza jest to również jedna z najbardziej przeze mnie oczekiwanych w najbliższych miesiącach gier. Tym razem Elektronicy zdecydowali się wreszcie, by pokazać nam tryb multiplayer w Dead Space 2. Zresztą nie tyle pokazać, co udostępnić osiem stanowisk z w pełni grywalną wersją tegoż trybu.
Muszę przyznać, że moje pierwsze wrażenie, kiedy oglądałem grę stojąc obok jednego ze stanowisk, było dalekie od zachwytów. Rozgrywka nie porywała dynamiką, można było odnieść wrażenie, że wszystko jest strasznie chaotyczne, a zarazem powolne i mało ekscytujące. Do czasu jednak... Chwilę później zasiedliśmy bowiem przy wolnym stanowisku i poprosiliśmy jednego z deweloperów o wyjaśnienie nam zasad rozgrywki na uruchomionej mapie, która nosiła nazwę Titan Mines. Moja chęć zagrania rosła wprost proporcjonalnie do każdej kolejnej informacji.
W zaprezentowanym trybie bierze udział ośmiu graczy – czterech ludzi (wszyscy mają na sobie skafandry, jak Isaac) oraz czterech kierujących poczynaniami nekromorfów. Ludzie mają przed każdym starciem dostęp do wyboru ekwipunku, w tym broni. Podczas kolejnych meczy zdobywają również punkty doświadczenia i poziomy, co pozwala odblokować nam różnorodne nowe „zabawki”. Punkty otrzymujemy za zabijanie nekromorfów i realizację poszczególnych etapów zadań na każdej mapie. Dodatkowo, z zabitych przeciwników – podobnie, jak w trybie dla jednego gracza w Dead Space 2 – wypadają dodatkowe magazynki, czy też apteczki. Możemy również używać niezwykle przydatnej stazy, spowalniającej wrogów. Jest więc w sumie bardzo tradycyjnie.
Zgoła inaczej – i na tym polega największy urok tejże strony – wygląda to u nekromorfów. Tutaj mamy do swej dyspozycji cztery gatunki mutantów: pack, spittera, lurkera i pukera. Każdy z nich ma wąską specjalizację i zupełnie odmienny styl walki. Pack, to niewielkich rozmiarów, najmniej odporni na obrażenia (wystarczy jeden strzał!) mutanci, którzy charakteryzują się wszakże olbrzymią szybkością. Ich podstawowy atak polega na wskoczeniu na przeciwnika i próbach odgryzienia mu górnej kończyny bądź głowy. Co ciekawe, zaatakowany może się wtedy bronić, co przeradza się w pojedynek na bashowanie odpowiedniego klawisza. Proste, a naprawdę niezwykle podnoszące poziom adrenaliny. Co więcej, zaatakowanego w ten sposób człowieka mogą wtedy zupełnie bezkarnie okładać ciosami inne nekromorfy.
Spitter, to z kolei wysoki i dość powolny, ale wytrzymały mutant, który może wyrzucać z siebie stożek oblepiającej przeciwnika, żrącej cieczy, dodatkowo wyprowadzając ataki z długich łap zakończonych ostrzami. Najciekawszym z nekromorfów, którymi miałem okazję się bawić, jest jednak znany z pierwszego Dead Space lurker. To owo małe, przysadziste coś z trzema wijącymi się mackami, z których wystrzeliwuje ostre igły. Pamiętacie zapewne, że lurkery najczęściej atakowały przyczepione do ścian lub sufitów. I owszem, grając nim można (a nawet trzeba) robić dokładnie to samo; chowanie się w ciemnym kątach pod sufitem i wypatrywanie ofiar, to podstawowa taktyka. Raj dla camperów.
Kolejna ciekawa cecha wyraźnie słabszych fizycznie nekromorfów, to możliwość wyboru dowolnego z dostępnych gatunków oraz... miejsca respawnu. Po śmierci otwiera się nam specjalne menu, gdzie dokonujemy wyboru typu mutanta oraz wyświetla cała mapa z zaznaczonymi na zielono szybami wentylacyjnymi, z których możemy wyjść. Klimat na potęgę, nawet w takich szczegółach.
Na mapie Titan Mines celem ludzi jest zdobycie trzech części, które pozwolą uzbroić ładunek w centralnej części mapy. Nekromorfy mają do tego nie dopuścić, wszystko zaś w określonym czasie. Co ciekawe, gra nie ma – wzorem podstawki – żadnego HUD-u. Informacje odczytywać trzeba z własnego pancerza, broni, a nawet zegary, odliczające czas do końca starcia, są po prostu umieszczone na kilku ścianach. Znów klimatyczny miodzik. Najważniejsze jest jednak to, że rozgrywka WYMAGA gry zespołowej. Tu nie ma absolutnie miejsca dla solowych, bohaterskich popisów. Aby odnieść sukces, trzeba działać w sposób skoordynowany, planować kolejne posunięcia, a komunikacja między graczami jest obowiązkowa – bez tego będzie to jedynie bezmyślna jatka.
Twórcy na swój sposób wymuszają takie działania poprzez sprytne i jednocześnie przydające całości realizmu zagrywki. Na przykład postać, która przejmie jedną z części potrzebnych do uzbrojenia bomby, porusza się znacznie wolniej niż normalnie. Bez dobrze zorganizowanej obstawy, chroniącej ją przed wyskakującymi w różnych miejscach nekromorfami ma raczej małe szanse na doniesienie przedmiotu do miejsca przeznaczenia.
Na konferencji mogliśmy także obejrzeć drugą mapę, zatytułowaną Solar Array. Tutaj ludzie muszą aktywować kilka przełączników (uaktywniających nadajniki?) . Oczywiście uruchomienie każdego z nich zajmuje trochę czasu, co wystawia postać na bezkarne ataki nekromorfów. Mniej ekscytujące? Nie. Troszkę monotonny przebieg pierwszego etapu misji rekompensuje z nawiązką ostateczna bitwa, gdzie na ludzi czeka zazwyczaj cała brygada dobrze przygotowanych nekromorfów. Misja niby podobna, a jednak zupełnie inna.
Początkowo, mimo obietnic i zapowiedzi twórców, nieco sceptycznie podchodziłem do trybu multi w Dead Space 2. Bałem się, że nie będzie on niczym innym, jak klasyczną jatką, w której liczą się jedynie kolejne fragi, czy też zajmowanie jakoś sprytnie nazwanych flag. Zostałem niezwykle pozytywnie zaskoczony. Po pierwsze multi niesamowicie trzyma klimat gry, nie mamy tu wrażenia, że to kolejny „generic multiplayer” z innymi modelami. Pozornie mało dynamiczny, szybko okazuje się dużo bardziej ekscytujący, niż niejedna ultraszybka strzelanka, a nacisk położony na współpracę sprawia, że od gry zapewne dość szybko odbiją się miłośnicy Rambo. Co akurat mnie bardzo cieszy.
Osobiście nazwałbym ten tryb Co-op vs Co-op. Gracze, którzy liczyli na wielkie batalie 32 vs 32 mogą poczuć się zawiedzeni, jednak chciałbym każdego nakłonić, by chociaż raz spróbował multi w Dead Space 2. Trudno wyrobić sobie ostateczną opinię po 30 minutach gry, jednak całość sprawia wrażenie naprawdę świetnie zaprojektowanej, przemyślanej i wyważonej. Ponadto doskonale trzyma klimat z podstawowej wersji gry – widać wyraźnie, że twórcy zrobili wszystko, by potyczki multi traktować nie jako osobną grę, ale doskonałe uzupełnienie kampanii.
Jestem zdecydowanie na tak. Czekam niecierpliwie na pełną wersję.