Myszasty pograł już nieco w najnowszy dodatek do wielkiego przeboju studia EA DICE - Battlefield: Bad Company 2 - Vietnam. Czas na krótkie podsumowanie.
Seria Battlefield nie pierwszy raz pozwala nam przenieść się do ogarniętego wojną z kapitalistycznym najeźdźcą Wietnamu. Poprzednio była to jednak pełna gra, w całości poświęcona temu teatrowi działań wojennych, tym razem mamy do czynienia z nieco bardziej rozbudowanym DLC. Rzekłbym nawet więcej - tak właśnie wyobrażałem sobie zawsze dodatki DLC, tak też powinny one zawsze wyglądać. Bo czego by o Vietnamie nie mówić, po prostu jest dobry.
Oczywiście tak proste stwierdzenie zapewne nikogo nie usatysfakcjonuje, w związku z czym pozwolę sobie na dopisanie do powyższego przynajmniej kilku zdań z wyjaśnieniami. O podstawowej kwestii już wspomniałem - dodatek przenosi nas do Wietnamu, w czasy, kiedy armia amerykańska prowadziła na terenie tego kraju działania wojenne. Gier o Wietnamie było wiele, jednak zaledwie kilka z nich potrafiło oddać ten specyficzny klimat znany z tak kultowych filmów, jak Czas Apokalipsy, Pluton, czy Łowca jeleni. W Battlefield: Bad Company 2 - Vietnam spotkamy się z jednym z najbardziej sugestywnych obrazów tego konfliktu, tworzonym przez obraz, dźwięk i... chwilami bardzo ciasne mapy.
Rozgrywka jest bowiem znacznie bardziej, niż w Bad Company 2 nastawiona na bliski kontakt z przeciwnikiem. Mapy poprzecinane są wąskimi jarami, okopami, rowami i tunelami, często po prostu wypadamy na przeciwników, choć i snajperzy znajdą tu zawsze kilka miejsc dla siebie. Najlepiej jednak bawić będą się gracze, którzy lubią rozgrywkę bardzo dynamiczną i jednocześnie potrafią współpracować z innymi. Tempo gry, szczególnie w trybie Gorączki bywa chwilami obłędne, a na niektórych mapach nawet Podbój potrafi wykrzesać z graczy sporo inicjatywy.
Mapy otrzymujemy zaledwie cztery (piąta jest do odblokowania przez samych graczy), nie jest to więc bardzo wiele. Jednak wystarczyłoby nawet i to, gdyby nieco lepiej je zaprojektowano pod kątem niektórych trybów. W zasadzie przyczepić można się tutaj do obydwu najważniejszych trybów rozgrywki. W przypadku Gorączki na mapie Punkt Obserwacyjny, jeśli po obydwu stronach mamy do czynienia z w miarę ogranymi zespołami, niemalże niemożliwe staje się przejście choćby do drugiej bazy. Na dobrą sprawę wystarcza, aby obrońcy ograniczyli się do spamu granatami, a dwóch-trzech pilnowało lewej flanki.
Podobne zastrzeżenie można mieć do Podboju. Tutaj, z wyjątkiem mapy Dolina Phu Bai, gra zazwyczaj ogranicza się do sprintu w kierunku środkowej bazy. Jej zajęcie na pełnym serwerze niemalże automatycznie oznacza zwycięstwo. Gra robi się przez to zbyt szybko statyczna i monotonna. Problemu nie rozwiązują nawet łodzie patrolowe, które potrafią nie raz w szykach obrońców sporo namieszać. Wyniku bitwy jednak raczej nie zmienią.
Jeśli jesteśmy przy pojazdach, to mamy tutaj naprawdę sporo zmian w stosunku do Bad Company 2. Przede wszystkim całkowicie zniknęła zaawansowana optyka w czołgach, przez co strzelanie z armaty w jedynie słusznym trybie Hardcore wymaga odpowiedniego obycia się i wyczucia. Ma to jednak same pozytywy, zmusza bowiem wreszcie czołgi do ruchu, tym bardziej, iż dzięki opcji zamontowania miotacza płomieni obsługiwanego przez kierowcę, jest on teraz doskonały w walce na małą odległość.
Szkoda tylko, że zarówno czołgi, jak i śmigłowce odgrywają większą rolę jedynie podczas Podboju na Phu Bai. Marzyło mi się, by wzorem starego Battlefield Vietnam udostępniono ich stronie amerykańskiej dużo więcej, kontrując to stanowiskami p-lot i jakimś ZSU u Wietnamczyków. Do tego ze dwie większe mapy... Ech, marzenia.
Na ziemię jednak zejść nie mam zamiaru ze względu na "te (cenzura) Hueye!", jak zwykli mawiać o nich będący akurat po stronie Vietcongu gracze. Śmigłowce są bowiem ewidentnie zbyt "twarde", potrafią wytrzymać długi ostrzał z ciężkiej broni maszynowej, same zaś masakrują rakietami czołgi i piechotę. Jest to tym bardziej dziwne, że śmigłowce te można było w rzeczywistości uszkodzić ze zwykłego karabinku szturmowego... Troszkę tu twórcy przegięli.
W ten oto sposób przeszliśmy do tematu broni. Broni, której nie ma zbyt wiele, której nie trzeba odblokowywać (czego nieco żałuję), ale też i broni, która w zupełności tu wystarcza. Generalnie rzecz biorąc, każda klasa ma po około trzy podstawowe pukawki, do tego dochodzą uniwersalne dla wszystkich Thompson, shotgun i miotacz płomieni. Najważniejsze jednak, że oprócz snajperów, nikt nie dysponuje tu zaawansowaną optyką, czy nawet kolimatorem - strzelamy na celowniki mechaniczne, mało więc w grze kamperów z karabinami maszynowymi, wymiatających przez pól mapy. Strzela się dużo, blisko, często wręcz z przystawienia. To wyjątkowo "męski" dodatek.
Co ciekawe w praktyce okazuje się, że miotacz płomieni, który wzbudził moje obawy odnośnie balansu podczas prezentacji wersji konsolowej, nie odgrywa póki co jakiejś kluczowej roli. Owszem, w rękach doświadczonego gracza potrafi skutecznie wymieść tłoczących się w okopie przeciwników, jednak równie skuteczny jest dobrze rzucony granat. Natomiast w starciu "miotacz versus karabin", ten pierwszy w zasadzie jest bez szans. Klimatu więc zdecydowanie dodaje, gry na szczęście nie psując.
Doskonałym uzupełnieniem klimatu rozgrywki jest muzyka z lat sześćdziesiątych i początku siedemdziesiątych, której posłuchać możemy nie tylko w menu (rewelacyjne Fortunate Son), ale również w trakcie gry na mapie. Szkoda tylko, że z nawet stojącego obok czołgu wydobywa się ona bardzo cicho. Aż chciałoby się czasem, żeby zamontowane gdzieniegdzie propagandowe "szczekaczki" rozryczały się nagle solówką Hendriksa, niczym w kultowej scenie z Hair. Ale nawet mimo to, wielki plus za tę muzykę, która doskonale współtworzy klimat całej zabawy.
Battlefield: Bad Company 2 - Vietnam, to jak już wspomniałem na samym początku, niemalże wzór dodatku typu DLC. Nie jest to zwyczajny pakiet dodatkowych map (te DICE i EA dawały nam za darmo), a zupełnie nowy setting, z odmienną bronią, częścią mechaniki i pojazdami. Oczywiście posiada kilka wad, wymienionych w powyższym tekście, jednak ma trzy wielkie zalety: to wciąż świetny silnik i balistyka Bad Company 2, klimat jest bliski ideału, a intensywność i zaciekłość walk na niektórych mapach nie ma sobie równych. Ze dwie porządne łatki, znerfowanie "tych %$#$$#^^ Hueyów" i będzie jeszcze piękniej.
Na koniec ostrzeżenie dla nieuświadomionych - dodatek przeznaczony jest TYLKO do trybu multiplayer!