Mejste: W naszym rankingu nie mogło zabraknąć Agenta 47. W czwartej odsłonie ponownie przychodzi nam przyodziać drogi czarny garnitur, białą koszulę i czerwony krawat, by za pomocą niezawodnej garoty likwidować namierzone cele. Podtytuł gry jest nieprzypadkowy. W tej części mogliśmy za zarobione z wykonanej misji pieniądze uzupełnić i ulepszyć swój arsenał. Dodany aspekt ekonomiczny to nie jedyna nowość jaka pojawiła się w Hitman: Blood Money. Dyskrecja w tej grze była wręcz wymagana, bowiem przeciwnicy zostali wyposażeni w lepszą sztuczną inteligencję, dzięki której każdy nasz błąd i pozostawiony przez nas ślad został szybko namierzony. A jeśli dodać do tego wścibskich dziennikarzy, którzy węszyli na miejscach zbrodni i przekazywali opinii publicznej relacje ze zdarzeń, wpływające na współczynnik rozgłosu, trzeba było naprawdę uważać.
Hitman: Blood Money to według nas najciekawsza część przygód Agenta 47, dlatego też nie mogło jej zabraknąć w naszym zestawieniu. To esencja seryjnego mordercy z klasą. O ile o zachowaniu jakiejkolwiek klasy, przy wykonywaniu powierzonych zadań, można w przypadku łysego zabójcy mówić.
89. Assassin's Creed Brotherhood
Marcellus: Nie od razu Rzym zbudowano, jak powiada przysłowie. Kraków też ponoć nie. Podobnie dopiero trzecia część Assassin’s Creed okazała się być najbardziej dopracowana pod względem pomysłów i rozmiaru, choć teoretycznie jest „tylko” dokończeniem przygód Ezio Auditore da Firenze, którego poznaliśmy w Assassin’s Creed II. O dziwo ACB jest jednak większe od ACII, a raczej dłuższe i bardziej urozmaicone. Patrząc na rozwój tej serii, naprawdę ciężko przypuszczać, co będzie dalej, ale tak bardzo dopieszczając ACB twórcy sami sobie poprzeczkę zawiesili bardzo wysoko.
Zachwycające są nie tylko rozmiary Rzymu i jego klimat, a zwłaszcza zaułków na Zatybrzu, czy gwarnego centrum, ale przede wszystkim ilość ciekawych rzeczy do zrobienia. W ACB dużo fajniej rozwiązano odkrywanie miasta, czyli usuwanie „fog of war”, bo teraz są to misje skrytobójcze w czasie rzeczywistym. Poza tym także zabójstwa ważnych z punktu widzenia fabuły osób wyglądają, jak dokonane ręką zabójcy, a nie rzeźnika przebijającego się przez setki wrogów, jak to było choćby w pierwszej odsłonie serii, a po części także w drugiej. Podczas samej zabawy pomiędzy misjami też jest więcej do zrobienia, co fajne – misje fabularne można odkładać na później nawet po ich filmowym początku, by wrócić do nich wtedy, gdy przyjdzie nam na to ochota.
Żeby nie było, gra nie jest bez wad – jazda konno po mieście sprawia czasami zbyt wiele problemów, a konni „przechodnie” nie znają lęku i ładują się czasami w sam środek ostrej jatki i tylko zawadzają. Ezio nadal nie umie kucnąć, ani schować się za winklem, a sterowanie czasami bywa irytujące, ale generalnie gra jest świetna. Dodanie sieciowego multiplayera, w którym także chodzi o skrytobójstwo, a nie zwykłą walkę, sprawiło, że to najlepszy obok Red Dead Redemption tytuł roku 2010 i jeden z najlepszych sandboksów pierwszej dekady XXI wieku.
88. Sid Meier's Civilization IV
Bambusek: Na początek szybkie wyjaśnienie – mówimy tutaj o edycji Complete. Cóż można napisać o jednej z najstarszych serii gier strategicznych? Część czwarta, z dodatkami, uchodzi za najlepszą i najbardziej rozbudowaną. Wybrany naród (jest kilkanaście do wyboru) prowadzimy od epoki kamienia łupanego aż do ery podróży kosmicznych. W międzyczasie toczymy wojny z sąsiadami, zawieramy sojusze, rozwijamy nasze miasta, budujemy cuda świata i wynajdujemy kolejne technologie. Cel ostateczny to wysłanie statku kosmicznego do innego układu. Jednak można równie dobrze wygrać poprzez zmiecenie przeciwników z powierzchni ziemi, zdominowanie ich pod względem kulturowym lub wygranie wyborów na światowego przywódcę w ONZ.
Gra oferuje kilka scenariuszy i edytor generowania map. Jedna rozgrywka może trwać nawet kilkanaście godzin, więc to zdecydowanie nie jest gra dla osób narzekających na nadmiar czasu. Zwłaszcza, ze tutaj syndrom „jeszcze jednej tury” uderza z pełną mocą i bardzo trudno odejść od komputera. Zawsze jest jeszcze coś do odkrycia, miasto do założenia, armia do pokonania. Żywotność gry w dużej mierze przedłużają liczne modyfikacje, z genialnym „Fall from Heaven”, w którym zakochają się fani klimatów fantasy. Miłośnicy rozbudowanych, wymagających strategii turowych powinni brać w ciemno. Chociaż zapewne już dawno to zrobili i grają ze znajomymi po sieci lub w trybie Hot Seat.
87. Killzone
Osti: Lada moment zaczniemy zachwycać się trzecią częścią serii Killzone, w którą pogramy zarówno w 3D, jak i z wykorzystaniem Move. Warto jednak na chwilę zatrzymać się i spojrzeć w przeszłość, w czasy, kiedy to konsola PlayStation 2 święciła swe największe triumfy, i zobaczyć jak wyglądał początek konfliktu ISA z rasą Helghastów.
O dziele studia Guerrilla Games zrobiło się głośno jeszcze przed premierą – głosów mówiących, że Killzone będzie „zabójcą HALO” nie dało się ignorować. A kiedy gra wreszcie pojawiła się na poczciwej Czarnuli to z miejsca zdobyła ona uznanie recenzentów oraz samych graczy – w końcu z jakiegoś powodu stała się ona flagową strzelaniną tej konsoli. Zagadnienie „FPS w klimatach science-fiction” Holendrzy ugryźli od innej strony niż ich koledzy ze studia Bungie, którym zawdzięczamy przygody Master Chiefa. Konflikt między ludźmi, a obcą rasą w ich wydaniu był znacznie bardziej realistyczny, bardziej brutalny i... brudny. W Killzone nie uświadczyliśmy karabinów strzelających plazmą bądź laserami – tutaj fuzje wypluwały z siebie ołów, tak jak ma to miejsce dzisiaj. Ale tej produkcji nie zapamiętaliśmy wyłącznie dlatego, że uświadamiała ona nas jak okropną rzeczą jest wojna i, że ona tak naprawdę „nigdy się nie zmienia”.
Killzone przyciągał do siebie świetną grafiką, w tym pamiętnymi animacjami przeładowywania broni (sic!), a także możliwością rozegrania fabuły na kilka sposobów – do naszej dyspozycji oddano aż czterech bohaterów, a rozgrywka znacząco różniła się w zależności od tego czy zdecydowaliśmy grać jako dzierżący w rękach Miniguna Rico czy jako preferująca cichą eliminację wrogów tajna agentka Luger.
Nie do przecenienia jest również fakt, że była to jedna z pierwszych gier, która umożliwiła użytkownikom PS2 sieciowe szaleństwa. Nie muszę chyba dodawać, że tryb multiplayer był jak na tamte czasy po prostu świetny. Warto zagrać, warto sobie przypomnieć.
86. Resident Evil 5
Komix: Na tą grę czekało wielu fanów z całego świata. Jeszcze przed premierą docierały różne plotki na jej temat, najgłośniejsza sprawa dotyczyła oskarżenia twórców o rasizm. Nie opóźniło to jednak premiery i gra została wydana równolegle na 3 platformy: Xbox 360, PS3 oraz komputery stacjonarne PC. Głównym bohaterem najnowszej odsłony serii jest Chris Redfield, znany z pierwszej części oraz Resident Evil:Code Veronica. Podążając za rozkazami organizacji wałczącej z zagrożeniami bioterrorystycznymi o nazwie BIOTERRORISM SECURITY ASSESSMENT ALLIANCE (BSAA) główny bohater udaje się do Afryki. Spotkanie z wyznaczonym mu kontaktem nie przebiega jednak do końca zgodnie z planem. Okazuje się bowiem, że miejscowa ludność zakażona jest odmianą Wirusa T. Jak we wcześniejszych częściach pojawiają się poboczne postacie wspomagające Chrisa. Jedna z nich, Shava Alomar, jest nawet stałą towarzyszka zmagań, nad która kontrolę może przejąć drugi gracz.
Resident Evil 5 jest produkcją nowatorską na tle swoich poprzedniczek. Świat jest bardziej otwarty, a otoczenie bardziej interaktywne. Sterowanie i system celowania przypomina bardziej ten używany we współczesnych grach akcji. Za pokonanie przeciwników dostaje się punkty, które można potem wydać na ulepszenie wyposażenia, a tego w grze jest pod dostatkiem. Przejście gry jak zawsze odblokowuje dodatkowe opcje takie jak tryb Mercenaries. Kolejne rozszerzenia (dodatkowe scenariusze) pojawiły się w „złotej edycji”.
To co najbardziej rzucało się w oczy to przede wszystkim grafika i miejsce akcji. Zrezygnowano z ciemnych, klaustrofobicznych lokacji, szarości, brązu czy tajemniczej mgły na rzecz jaskrawych, pustynnych barw. Grafika prezentuje się wspaniale, naprawdę nie można na nią narzekać. Jedyna co czasem może zaboleć gracza to inteligencja przeciwników oraz towarzyszy. Trzeba uważać co oddaje się na przetrzymanie swojej towarzyszce gdyż może okazać się, że zużyje ona bezmyślnie najpotężniejszą amunicję i potrzebne przedmioty. Mimo tej drobnej wady Resident Evil 5 to jedna z tych gier, w które trzeba zagrać, zupełnie nowy rozdział w życiu „zombie” i ich eksterminatorów.
85. Guitar Hero II
Zaitsev: Marka Guitar Hero z pewnością zasługuje na wyróżnienie na naszej liście i być może nisko, ale cóż począć... Przed premierą "Bohatera Gitary", producenci gier bardzo sceptycznie podchodzili do specjalnych kontrolerów. W 99% domów graczy awangardą był dodatkowy pad, no chyba, że ktoś miał rodzeństwo. Wtedy wiadomo, że zakup drugiego pada jest jedynym sposobem na uniknięcie rozlewu krwi. Dlatego też w 2005 roku, dość szalonym pomysłem wydawała się zapowiedź wypuszczenia gry, której cena wzrośnie ponad dwukrotnie ze względu na dodatek w postaci plastikowej gitary. To, co było dotychczas domeną dusznych salonów z automatami, wreszcie trafiło pod strzechy. Przy okazji pozwoliło to grom muzycznym na dorośnięcie i oderwanie się od, mocno ograniczonych w tym przypadku, standardowych padów.
Dlaczego jednak wybieramy akurat Guitar Hero II? Mimo faktu, że większość piosenek na trackliście jest coverami, to i tak była to pierwsza porządna gra muzyczna w nowej generacji konsol. Możliwość nabywania dodatkowych utworów poprzez cyfrową dystrybucję została później rozwinięta, a według Ostiego właśnie II ma najlepiej wyważony poziom trudności. Jakby co, to pod jego adresem mają lecieć ewentualne "nooby" za to, że nie wybraliśmy III.
84. Halo 3: ODST
Komix: Samodzielne rozszerzenie do fenomenalnej gry jaką jest Halo 3. ODST przedstawia wydarzenia mające miejsce w tym samym czasie co akcja drugiej odsłony serii. Oś fabuły osadzona jest wokół inwazji ziemi dokonanej przez Covenant 20 października 2552 roku. Głównym bohaterem jest jeden z członków elitarnego oddziału Orbital Drop Shock Trooper prowadzącego działania na terenie kenijskiego miasta New Mombasa. Po raz pierwszy akcja nie była związana z głównym protagonista Spartanem Master Chiefem. Premiera gry poprzedzona była wydaniem pięcioczęściowego komiksu pod tytułem Helljumper będącego prequelem tej produkcji.
Żołnierze ODST nie przeszli modyfikacji genetycznych i nie byli wyposażeni w pancerze Mjolnir. Dlatego też sposób w jaki prowadzili walkę różnił się od tego znanego chociażby z Halo 3. Bohater był znacznie mniej odporny niż Spartan John-117, co zmieniało cały układ sił. Produkcja ta była nastawiona głównie na rozgrywkę sieciową i tryb kooperacji. Wprowadzono również nowy rodzaj rozgrywki nazwany Firefight, w którym walczy się z nacierającymi falami przeciwników starając się pozostać jak najdłużej przy życiu.
GramTV przedstawia:
W trakcie kampanii można było zapoznać się za wszystkimi członkami oddziału i dowiedzieć się jakie relacje ich łączyły. Gracz przejmował kontrole nad postacią zaraz po lądowaniu w New Mombasa i przymusowym rozdzieleniu drużyny. Spora cześć akcji działa się w nocy i w obrębie zniszczonego miasta. Całkiem nieźle oddano obraz opuszczanej w pospiechu, atakowanej, nowoczesnej metropolii. Całość rozgrywki nie sprawiała podobnie heroicznego wrażenia jak części z udziałem Master Chiefa i wyglądały bardziej jak walka o przetrwanie. Grafika prezentowała się znośnie, nie była jednak niczym rewelacyjnym, przede wszystkim dlatego, że stworzono ja za pomocą tego samego silnika, który użyty był w Halo 3.
Wielu posiadaczy komputerów PC i konsol PlayStation 3 nie rozumie czym można się zachwycać w tej produkcji. W ich oczach wszystkie części Halo są proste, brzydkie i podobne do siebie. Cóż, nie da się ukryć, że jest w tym trochę prawdy, jednak Halo ma w sobie moc przyciągnięcia uwagi graczy dzięki stworzeniu bardzo dobrego modelu rozgrywki, zarówno w trybie dla pojedynczego gracza jak i w rozgrywce sieciowej. Nie inaczej jest w przypadku Halo 3: ODST.
83. Battlefield 1942
Lucek: Jeśli myślimy o świetnej sieciowej strzelance, na myśl od razu przychodzi nam Battlefield. Historia serii sięga 2002 roku, kiedy to w studiu DICE powstała pierwsza część tej gry FPS. Podczas rozgrywki możemy wcielić się w żołnierza jednego z sześciu państw biorących udział w II Wojnie Światowej. Dostępne są oczywiście różne klasy postaci, ale nie jest to rzecz, która zachwycała najbardziej. Strzałem w dziesiątkę okazało się udostępnienie różnego rodzaju pojazdów mechanicznych takich jak samoloty, łodzie podwodne, czy oczywiście ciężarówki. Ciekawostką jest to, że sprawne kierowanie każdym z pojazdów wymagało nieco wprawy, a gracze dzielili się na specjalistów od danego sprzętu.
Sam schemat rozgrywki nie zachwyca rozbudowaniem. Podczas gry musimy pozbawić przeciwną drużynę wszystkich punktów poprzez zdobywanie fragów oraz utrzymywanie pod swoją flagą punktów kontrolnych rozmieszczonych na całej mapie. Mimo to, Battlefieldowi 1942 nie można odmówić tego, że jest jednym z najlepszych multiplayerowych tytułów wszech czasów. To dzięki sukcesowi Battlefield 1942 możemy cieszyć się tak zaawansowanymi produkcjami jak obie części Bad Company.
82. Alan Wake
Osti: O Alan Wake po raz pierwszy usłyszeliśmy jeszcze przed oficjalną premierą konsoli Xbox 360, ale ciągłe przesuwanie jego daty premiery sprawiło, że położyliśmy na nim swoje ręce dopiero w 2010 roku. I zachwyciliśmy się. Studio Remedy udowodniło, że linia dzieląca kinematografię od przemysłu elektronicznej rozrywki z roku na rok staje się coraz cieńsza. Historia pisarza horrorów, który wraz z ukochaną wyjeżdża do malowniczego miasteczka Bright Falls w celu znalezienia wewnętrznego spokoju i inspiracji do napisania nowego dzieła to jeden z najmocniejszych scenariuszy tego roku w grach wideo. I niech nie zmyli Was ten sielankowy opis – Alan Wake to survival horror pełną gębą, któremu znacznie bliżej jest do pierwszych odsłon serii Silent Hill niż do strasznego inaczej, choć i tak rewelacyjnego Resident Evil 5. Nadprzyrodzone zjawiska, ciągłe uczucie zagrożenia, walka z opanowanymi przez tajemnicze cienie mieszkańcami wioski, wieczny niedobór amunicji i nasz jedyny sprzymierzeniec – światło. Te wszystkie elementy to znaki rozpoznawcze tej produkcji. Jeśli kochacie chwilę, kiedy to dreszcze nawiedzają Wasze plecy to bez wątpienia tytuł ten jest przeznaczony dla Was.
Ponadto Alan Wake jest konkretną grą akcji, aczkolwiek strzelaniny i sekcje platformowe nie grają tutaj pierwszych skrzypiec. Najważniejsze są atmosfera i tajemnica, którą skrywa przed nami wspomniane już Bright Falls i niektórzy jego mieszkańcy. Tytuł powinien przyciągnąć do siebie także wzrokowców – jest to jedna z najlepiej wyglądających gier na konsolę amerykańskiego giganta. Wspomnę również o tym, że „słucha się” jej równie dobrze.
Nietuzinkowe pomysły, wykonanie i to „coś”, co sprawia, że historię na ekranie śledzimy z zapartym tchem. Polecamy!
81. Burnout: Paradise
Zaix: Gracze, którzy zagrali w Burnout: Paradise dzielą się głównie na dwie kategorie – tych, którym Paradise przypadło do gustu, oraz tych, którzy woleli poprzednią część serii – Revenge. Cóż, problem jednak w tym, że obie wspólny miały głównie tytuł serii, natomiast charakter rozgrywki w każdej z nich był odmienny. Burnout: Paradise przenosi nas do prawdziwego wyścigowego raju, w którym twórcy przygotowali dla nas tyle atrakcji, że czasem aż nie wiadomo za co się zabrać.
Do dyspozycji mamy kilka rodzajów wyścigów: zaczynając od zwykłych, gdzie wygrywa pierwszy kierowca na mecie, aż po zawody kaskaderskie i czasówki. Nic nie stoi nawet na przeszkodzie, aby po prosu krążyć po okolicy ile mocy pod maską i wykorzystując wyskocznie oraz inne, przystosowane do różnych ulicznych szaleństw miejsca. No i ten model zniszczeń! Trzy lata temu był absolutnie najlepszy. Teraz pomimo upływu czasu niektórzy twórcy się co najwyżej zbliżyli do tego poziomu. To się nazywa klasa sama w sobie, prawda? No ale w końcu to Criterion Games oraz ich Burnout.
A ja przewiduję, że na pierwszych miejscach będą gry najnowsze. Dlaczego? Bo je się pamięta najlepiej (a nawet nie trzeba pamiętać, bo są "na świeżo"). Dlatego też mam wrażenie, że w pierwszej dysze znajdą się takie gry, jak Mass Effect 2, CoD:BO, WoW, czy Wiedźmin. Moim skromnym zdaniem zupełnie niezasłużenie, ale to inna bajka. No, ale nie uprzedzajmy faktów, to tylko takie moje domysły :)
Usunięty
Usunięty
03/01/2011 21:30
Ostatnie 20 miejsc to bardzo dobre gry, sam się dziwię że są tak nisko, pewnie autorzy rankingu zaskoczą nas na pierwszych miejscach jakimiś indykami w które nikt nigdy nie grał :P
lRayl
Gramowicz
03/01/2011 20:37
Fajnie, że Killzone znalazło się w rankingu. To naprawdę dobra gra jest. Ile ja się w nią w split screen nagrałem.:)