60. Race Driver: GRID
Produkcja kontynuuje trend rozpoczęty w ToCA Race Driver, a następnie Colin McRae: DiRT, aby w jednym tytule zawrzeć jak najwięcej samochodowych serii wyścigowych – w GRiD możemy więc ścigać się na kilku kontynentach, i to zarówno w typowych wyścigach, jak i chociażby zawodach w drifcie. A wszystko to zostało podane w wyjątkowo efektywny sposób, z przecudnym modelem zniszczeń.
Prawdziwymi bohaterami Left 4 Dead okazała się jednak czwórka mutantów: wymiotujący Boomer, potężny Tank, zabójczy Hunter oraz Smoker, który swym długim jęzorem potrafił narobić strachu. Zagościli oni w świadomości graczy na dobre, czego przykładem mogą być liczne parodie, a nawet film z gatunku XXX. I choć ekipa Gabe’a Newella skupia się głównie na Left 4 Dead 2, to jedynka w dalszym ciągu sobie świetnie radzi. I nie oszukujmy się, miała zdecydowanie lepszy klimat i dużo bardziej wyrazistych bohaterów niż jej kontynuacja.
Dzieje się tak dlatego, że niemal każdy element tej gry wymaga współpracy. Wzajemne wspieranie się nie dotyczy jedynie poruszania się po mapie, ale nawet zbierania punktów na dodatkowe wsparcie. Bo czy może być coś piękniejszego, niż wybuch atomówki? No właśnie, a w World in Conflict można zrzucić nawet dwie bomby na raz. Czy może być coś piękniejszego, niż promienie słoneczne nieporadnie przebijające się przez chmurę radioaktywnego kurzu i pyłu?
Fahrenheit skierowane było do odbiorcy dojrzałego, który nie dźgnie babci nożem (pun intended), tym bardziej, że zaczynało się naprawdę ostro – od sceny zabójstwa dokonywanego przez postać, w którą na początku gry się wcielamy. Już samo to dawało ostro po głowie, a potęgowane było trikami stosowanymi choćby w serialu 24 godziny, czyli podziałem obrazu na kilka kadrów, w których akcja pokazywana była z różnych ujęć. Dokładając do tego sterowanie, które potęgowało tak zwaną immersję, czyli poczucie bycia w grze tudzież więzi z bohaterem, poprzez konieczność wykonywania nawet dość prostych ruchów, jak choćby odkręcania kurków, by zmyć krew z dłoni czy mopowania podłogi zanim ktoś przyłapie bohatera na miejscu zbrodni.
Klasyfikowano Fahrenheit jako przygodówkę, ale więcej tu akcji niż kombinowania. Chwalono grę także za fabułę, ale o ile na początku gra wydaje się być kryminałem z mrocznymi mocami w tle, później nieco za bardzo odjeżdża w kierunku zjawisk zarezerwowanych dla programu Nie do wiary, co zapewne nie każdemu przypadnie do gustu. Ale i tak warto zagrać, bo gra nie znalazła się na tej liście przypadkiem.
Choć na pierwszy rzut oka Plants vs Zombies wygląda na prostą, casualową rozgrywkę, to z każdą kolejną planszą staje się coraz bardziej wymagająca i wciągająca. Naszym zadaniem jest umiejętne sadzenie roślinek przed domem stereotypowego mieszkańca USA, których zadaniem jest powstrzymanie napierających hord zombie. Zarówno roślin jak i zombie jest tu cała mas, różnią się od siebie nie tylko wyglądem, ale także właściwościami. Mnogość trybów rozgrywki, śliczna oprawa graficzna oraz specyficzny humor zapewnią zabawę na długie godziny. A niby to taki niepozorny tytuł...
Wady niestety były – AI strasznie wolno rozgrywało swoje tury. Na pewno bardzo irytujący babol biorąc pod uwagę, że tura gracza, zwłaszcza na początku rozgrywki, trwała jakieś 30 sekund. Po czym następowała kolej SI i tu już trzeba było czekać najmniej dwa razy dłużej. Wielu osobom też przeszkadzała cukierkowo-animowa grafika. Cóż, to już była kwestia gustu. HoMM zawsze był bardziej baśniowy niż choćby Disciples. No i nadal grafika piątki była daleko w tyle pod względem „słodyczy” w porównaniu z dwiema pierwszymi odsłonami. Każdy fan strategii turowych powinien się z grą zapoznać, nawet jeśli po tym miałby wrócić do hołubionej części trzeciej.
Dlaczego padło akurat na Championship Managera 4? Dlaczego nie na którąś z nowszych pozycji, wzbogaconych choćby o trójwymiarowy silnik (i masę innych aspektów)? Być może chodzi o sentyment do samej nazwy - nie ma bowiem wątpliwości, że wśród CM-ów to właśnie "czwórka" była najlepsza. Być może zaważyło idealne połączenie skomplikowania z grywalnością. Być może decydującym czynnikiem okazała się ogromna popularność, jaką zwłaszcza, acz nie tylko, na Wyspach Brytyjskich zdobyła seria po premierze właśnie tego tytułu. A może zadecydował jeszcze inny czynnik. Tak czy inaczej, CM 4 jest w naszym rankingu przedstawicielem tego, co kochają fani piłkarskich menedżerów: kompletnej i niezwykle rozbudowanej bazy danych, zasysania tak mocnego, że nie wiesz kiedy za oknem zaczyna robić się ciemno, a potem jasno, a przede wszystkim możliwości wcielenia w życie (choć tylko wirtualne, ale przedstawione z wielką dbałością o szczegóły) swoich pomysłów na grę ulubionej jedenastki.
Dodatkowo stworzyli system jednoczący społeczność graczy, który na bieżąco śledzi ustanawiane rekordy i motywuje graczy do większego wysiłku, znacznie przedłużając żywotność Hot Pursuit. I choć gra nie ustrzegła się kilku błędów, szczególnie w wersji pecetowej, to jest to kawał dobrego, wyścigowego mięsa. A o to przecież chodziło.
Call of Duty 2, podobnie jak pierwsza część, oferuje dostęp do kilku kampanii, w trakcie których przejmujemy kontrolę nad amerykańskim spadochroniarzem, brytyjskim komandosem oraz rosyjskim piechurem. Całość ma charakter filmowy co oznacza, że wszystkie lokacje i rozkład przeciwników są oskryptowane (wybuchy następują po postawieniu nogi w odpowiednim miejscu, wrogowie zawsze atakują w ten sam sposób etc.). Wszystko po to, by gracz mógł poczuć się, jak bohater filmu sensacyjnego.
W przypadku Call of Duty 2 najważniejsze jest jednak to, że gra cieszyła się tak samym zainteresowaniem, a może i nawet większym, co pierwsza część. Twórcy, mimo arcytrudnego zadania, jakim niewątpliwie było stworzenie godnej kontynuacji tak wyśmienitego pierwowzoru, krótko mówiąc podołali. W efekcie czego „dwójka” zebrała bardzo wysokie noty w recenzjach, a gracze chcieli kolejnych części. Dlatego też Activision zdecydowało, że następne odsłony będą pojawiać się co roku.
W rozgrywce każdy miłośnik samochodówek znajdzie coś dla siebie. Trybów jest olbrzymia liczba, począwszy od zwykłej kariery, przez takie jak Top Gear czy zdobywanie licencji. Fenomenalnie prezentuje się możliwość robienia zdjęć, zarówno w trakcie powtórek jak i w specjalnej opcji podróży fotograficznej. Można ustawiać i kontrolować niemal wszystko, nie tylko w ustawieniu wozu, ale również aparatu (lekka przesada, kto z tego wszystkiego korzysta?). Powtórki po wyścigach są świetne i ogląda się je z przyjemnością. Za pomocą wielu parametrów można analizować jazdę swoją i przeciwników. Niestety ci ostatni sprowadzają często na gracza stan „jazdy ze skryptami”, gdyż nie wykazują się oryginalnymi manewrami czy sposobem prowadzenia samochodu.
Grafika jest bardzo dobra, zwłaszcza na trasach gdzie występują trudniejsze warunki atmosferyczne takie jak nocna jazda w strugach deszczu, trasy zimowe itp. Istnieją również bardzo duże możliwości tuningu, zarówno mechanicznego jak i kosmetycznego. Można nawet umyć samochód albo wymienić olej. Każdy znajdzie coś dla siebie, jak choćby nawet namiastkę menadżera sportowego. Gran Turismo 5 to świetna i wszechstronna gra wyścigowa, niestety nieco zbyt wszechstronna. Gdyby twórcy ukończyli ją wcześniej albo chociaż zrezygnowali z niektórych dodatków na rzecz ważniejszych elementów, mogłaby być znacznie wyżej w naszym notowaniu.
Dowiedz się jak głosowaliśmy!