Harpen:Call of Duty to pierwszoosobowy shooter, którego akcja rozgrywa się w realiach II wojny światowej. Twórcy, czyli studio Infinity Ward, w skład którego wchodziła wówczas lwia część pracowników firmy 2015 (Medal of Honor: Allied Assault), umożliwili graczom możliwość wzięcia udziału w czterech niezbyt długich, ale intensywnych kampaniach w trybie dla pojedynczego gracza (opowiedzieliśmy się po stronie Amerykanów, Brytyjczyków, Rosjan i Aliantów) oraz absorbujący tryb rozgrywki wieloosobowej. Autorzy skupili się na tym, by w swoim nowym dziele oddać nie tylko klimat wojny, ale stworzyć go w taki sposób, by gracz miał wrażenie, że ogląda dobry film sensacyjny i jednocześnie bierze w nim czynny udział. Stąd też tempo akcji jest bardzo wysokie i nie ustaje ani na moment, a na każdym kroku czają się skrypty – rozkład i zachowanie przeciwników jest z góry ustalone, dlatego też przechodząc dany etap po raz kolejny natrafimy na tych samych wrogów w tych samych miejscach.
Call of Duty to początek serii, która dzisiaj bije rekordy sprzedaży i popularności, a jej kolejne odsłony pojawiają się rokrocznie. Co ważne, Activision, które zajmuje się wydawaniem nowych części, nie zamierza zwalniać tempa – prawdopodobnie będziemy otrzymywać więcej niż jeden tytuł z serii Call of Duty w przeciągu dwunastu miesięcy. Wracając jednak do samej gry. Twórcy mieli świetny pomysł na wprowadzenie powiewu świeżości do gatunku strzelanek FPP i z powodzeniem go zrealizowali. W momencie, gdy Call of Duty trafiło na rynek, olśniewało wszystkim – zróżnicowanymi misjami, dynamiką, oprawą audio-wizualną. Oczywiście nie obyło się bez wad – napisy końcowe można obejrzeć po zaledwie pięciu godzinach zabawy.
39. Battlefield: Bad Company 2
Zaitsev: Rynek wojennych FPS-ów został bezwzględnie przejęty przez markę Modern Warfare w 2007 roku. Chociaż uproszczona zabawa typu "run'n'shoot" podpasowała masowemu odbiorcy, to na rynku wciąż brakowało tytułu, który zapełniłby lukę pomiędzy Call of Duty a Arma w kwestii realizmu. Z odpowiedzią na tę potrzebę wyszło studio DICE, które postawiło w Bad Company na zgranie w zespole oraz pogodziło realizm z łatwością rozgrywki. Ponadto przy projektowaniu gry zadbano o to, aby gracze mieli zawsze kilka sposobów na przedostanie się do bazy wroga. Czy to przez nadłożenie drogi poprzez flankowanie na ogromnych mapach, skok ze spadochronem z helikoptera, wjazd na quadzie obłożonym ładunkami C4, czy po prostu sianie zniszczenia z wnętrza czołgu. To wszystko jest tutaj możliwe i sprawia masę frajdy.
Specjalne uznanie w przypadku Bad Company 2 należy się również podejściu DICE do dewelopingu gry. W ciągu roku pojawiło się bowiem aż 7 darmowych map packów, a niedawno wypuszczony dodatek Vietnam wprowadza do gry spory powiew świeżości. Oby takim podejściem do odbiorcy zarazili się również inni producenci.
38. Braid
Mejste: Jeżeli robilibyśmy ranking gier niezależnych, Braid z pewnością i w pełni zasłużenie zająłby pierwsze miejsce. Pod płaszczykiem klasycznej, dwuwymiarowej gry platformowej kryje się piękna historia, opowiadająca o życiowych błędach, ich konsekwencjach i próbie ich naprawy. Wszystko to podane w niesamowitym stylu, który pretenduje do miana sztuki. Obrazy z Braida bez problemu można by oprawić w ramkę i powiesić na ścianie.
Braid to także fenomenalny mechanizm rozgrywki, zmuszający szare komórki do pracy na najwyższych obrotach. Wszystko za sprawą manipulacji czasem, która sprawia, że pozornie niemożliwe nagle staje się logiczne i racjonalne. I choć przejście samej gry nie stanowi większego problemu, tak już zebranie wszystkich puzzli porozmieszczanych na planszach bez zerkania w solucję, to już nielichy wyczyn. Jeśli lubicie dobre fabuły, a także pogłówkować i nie graliście jeszcze w Braida musicie koniecznie nadrobić zaległości!
37. Return to Castle Wolfenstein
Harpen: Podobnie, jak w przypadku Wolfensteina 3D, także w Return to Castle Wolfenstein akcja rozgrywa się w realiach II wojny światowej. Wcielamy się w amerykańskiego agenta służb specjalnych, B.J.-a Blazkowicza, którego zadaniem jest przedarcie się przez tytułowy zamek, celem rozprawienia się z niemieckimi żołnierzami i nie tylko. Bowiem w odróżnieniu od wielu innych strzelanek FPP osadzonych w okresie 1939-1945, producenci RtCW, studio Splash Damage, zrezygnowało z realizmu. Dlatego też trafiamy m.in. do katakumb, gdzie musimy rozprawić się z zombiakami, odwiedzamy bazę wojskową w Norwegii, w której trafiamy m.in. na monstrualnego przeciwnika wyposażonego w ogromny pancerz, a w samym finale na naszej drodze staje osoba odpowiedzialna za całe zamieszanie, której pokonanie wymagania niemałej zręczności i szybkości. Jeśli chodzi o uzbrojenie, to oprócz tradycyjnych karabinów (MP40, Sten itp.), wrogów likwidujemy za pomocą rail-guna, miotacza płomieni czy też działka, które razi prądem.
Return to Castle Wolfenstein to kontynuacja jednego z protoplastów gatunku pierwszoosobowych strzelanin, czyli Wolfensteina 3D. Nadzieje był spore, pierwowzór zawiesił poprzeczkę bardzo wysoko, ale na całe szczęście twórcom udało się sprostać oczekiwaniom fanów, w efekcie czego otrzymaliśmy naprawdę udanego FPS-a. Przemawiają za nim: świetny klimat (zwiedzanie zamku to istna przyjemność) budowany przez bardzo dobrą oprawę wizualną, udźwiękowienie oraz fakt, że nierzadko musimy eksplorować puste lokacje, w oczekiwaniu na przeciwników, którzy pojawiają się na naszej drodze z zaskoczenia.
36. Metal Gear Solid 3: Snake Eater
Osti: Opowieść o prawdziwej odwadze, poświęceniu, a także lekcja tego jak wygląda prawdziwy patriotyzm. „Głupia gra wideo”? W przypadku trzeciego Metal Gear Solid nawet największym przeciwnikom naszego hobby takie słowa nie są w stanie przejść przez usta.
Snake Eater był próbą odbudowania wizerunku seri i odzyskania fanów po „wpadce” jaką była druga część serii. Piszę „wpadce” ponieważ ciężko tak mówić o grze, która szczyci się średnią ocen 96% w serwisie metacritic.com. Ale powiedzmy sobie szczerze – chyba nikomu nie przypadło do gustu to, że przez większą część gry wcielaliśmy się w Raidena, który swym wyglądem przypominał kilkunastoletniego chłopca, a jednym z naszych przeciwników był… biseksualny wampir. Sprowadzenie znamienitej serii na właściwe tory to tylko jeden z powodów, dla których „trójka” znalazła się w naszym Top 100.
Inne to między innymi świetny, i zakręcony mocniej niż trasa kolejki górskiej, scenariusz, iście filmowe przerywniki (którą trwają prawie 1/3 czasu gry) będące małymi arcydziełami i cała plejada zapadających pamięć postaci – żadna z nich nie jest „czarna” bądź „biała”, nawet nasi przeciwnicy. A wszyscy mają do opowiedzenia ciekawą historię swego życia.
Metal Gear Solid 3 to także, a nawet przede wszystkim, bardzo grywalna skradanka, która ogromny nacisk kładzie na przetrwanie w dżungli. Podtytuł Snake Eater nie wziął się znikąd, prawda? Polowanie na zwierzęta opatrywanie ran oraz ukrywanie się przed przeciwnikami to esencja tej gry. Nie martwcie się – strzelanin i walk z bossami, również takimi ogromnych rozmiarów, nie zabrakło.
Na sam koniec zostawiłem sobie zdanie, które nie pozostawia żadnych wątpliwości. To jedna z najlepszych gier na konsolę PlayStation 2 i jedna z najlepszych gier w ogóle.
35. Star Wars Jedi Knight II: Jedi Outcast
Pepsi: Wśród tytułów opisywanych przeze mnie są takie, które według mnie plasują się za wysoko, ale też takie, które nie zostały chyba odpowiednio docenione. Jedi Outcast jest właśnie jedną z produkcji, zasługujących w moim odczuciu na wyższą lokatę. Jedi Knight II to po dziś dzień najlepsza gwiezdnowojenna gra akcji, zwłaszcza w świetle niespełnionych nadziei, jakie fani uniwersum George'a Lucasa żywili w stosunku do serii The Force Unleashed. Gracz wciela się w rolę Kyle'a Katarna, a więc postaci nieznanej z ekranów kin (wszak akcja toczy się po wydarzeniach znanych z oryginalnej trylogii). Byłego rycerza Jedi poznajemy jako najemnika, ale z czasem chwyta on za miecz świetlny i zaczyna korzystać z dobrodziejstw Mocy.
Jedi Outcast można pokochać za kilka rzeczy. Najważniejsze (przynajmniej dla fanów Gwiezdnych wojen) jest rzecz jasna uniwersum, o które zadbali spece z LucasArts. Pojawiają się postacie znane z dużego ekranu - Luke Skywalker czy Lando Calrissian. Przecinanie kolejnych wrogów mieczem świetlnym daje sporo radości, podobnie jak wspomaganie się Mocą. Szczególnie emocjonujące są walki z bossami, którzy sztukę władania orężem Jedi mają opanowaną niemal do perfekcji. Rozgrywka ani przez chwilę nie jest jednostajna, co zapewniają rozsiane tu i ówdzie skomplikowane zagadki (jak bardzo ich brakuje współczesnym tytułom...), których rozwiązanie wymagało sporej ilości czasu, ale też dawało mnóstwo satysfakcji. Całość spleciona jest wciągającą fabułą z kilkoma zwrotami akcji. Przypuszczam, że nawet dziś Jedi Outcast dostarczyłby mi lepszej rozrywki, niż nafaszerowane różnymi plastikowymi fajerwerkami tak zwane megahity.
34. Battlefield: Bad Company
Marcellus: Wydawałoby się, że w nieco ponad pół roku po Call of Duty 4: Modern Warfare kolejna współczesna strzelanka nie ma czego szukać na rynku, a jednak Battlefield: Bad Company spróbowało szczęścia, bo miało w zanadrzu kilka świetnych elementów, jakich nie uświadczymy w grach z serii Call of Duty.
Najważniejszym argumentem była możliwość zrobienia srogiej rozpierduchy na otwartych mapach. O ile Call of Duty 4: Modern Warfare było świetnie oskryptowanym i trzymającym w napięciu corridor-shooterem, tak Battlefield: Bad Company postawiło na względną swobodę w sposobie pozbywania się przeciwników. Można było ich klasycznie wystrzelać, ale o wiele większą frajdę sprawiało rozwalenie budynku, w którym się kryli. Albo wywalenie wielkiej dziury w ścianie i wyprucie całego magazynka w zaskoczonych wrogów z okrzykiem „niespodzianka!” na ustach. A jak ktoś miał fantazję, mógł wjechać humvee w budynek i sprawdzić co się stanie – pojazdy w Bad Company służyły jako normalny środek transportu, a nie element skryptowanego oddechu pomiędzy kolejnymi wymianami ognia.
GramTV przedstawia:
Co ciekawe, Bad Company było pierwszą grą spod znaku Battlefield, jaka zagościła na konsolach (i tylko na nich), ale od razu zaskarbiła sobie uznanie graczy. Nie tylko wymienionymi już zaletami. Grafika również była niczego sobie, a udźwiękowienie na dobrym systemie potrafiło nieźle dać popalić sąsiadom. Autorski silnik DICE zwany Frostbite potrafi naprawdę wiele, ciekawe co stworzą we współpracy z ex-Infitnity Ward...
Można też wspomnieć o świetnym sieciowym multiplayerze, który również zyskał wielu fanów, ale obecnie nie wytrzymuje już porównania z rewelacyjnym multi z drugiej części Bad Company oraz dodatku Vietnam i choć w „jedynkę” nadal warto zagrać, to już na pewno nie dla multi. Gra wyróżniała się wisielczym humorem i świetnymi tekstami rzucanymi przez bohaterów, których za takowych zresztą trudno byłoby normalnie uznać. Raczej za wyrzutków i odszczepieńców, parafrazując tytuł znanego filmu sprzed lat, była to „Parszywa czwórka”, bo i złoto miało swoją rolę w fabule.
33. Okami
Osti: Grę nieodżałowanego studia Clover najlepiej opisać słowami: nigdy się nie zestarzeje. Odwieczny konflikt dobra i zła to temat uniwersalny, wręcz wyświechtany, ale tutaj walka z siłami ciemności nie polega na przelewaniu hektolitrów krwi. Zadaniem głównej „bohaterki” – bogini Amaterasu, która na Ziemi zjawia się pod postacią białej wilczycy jest przywrócenie do życia całej krainy. Grając w Okami sprawiamy, że na pustych gałązkach wirtualnych drzew znów rozkwitają liście, a na twarzach mieszkańców okolicznych wiosek znów pojawia się uśmiech. Oryginalność to tylko jeden z czynników, który zapewni temu dziełu zasłużone miejsce w annałach historii gier wideo. Mówiąc o podróży Amaterasu i jej gadatliwego pomocnika – małego owada Issuna nie sposób nie wspomnieć o przepięknej cell-shadingowej grafice gdyż to dzięki niej tytuł ten wygląda jak starodawne malowidło rodem z Kraju Kwitnącej Wiśni. I nigdy się nie zestarzeje...
Kilka słów należy się mechanice rozgrywki. Kiedy Okami ukazało się na rynku na PlayStation 2 wielu ludzi okrzyknęło ją „Zeldą na konsolę Sony”. Próba ratowania świata, niebezpieczna podróż, mnóstwo zadań dodatkowych itp... Owszem, schemat jest podobny, ale tylko w Okami za pomocą boskiego pędzla zamienicie noc w dzień kreśląc na nieboskłonie kółko, naprawicie most dorysowując brakujące przęsła czy przetniecie wroga na pół rysując grubą kreskę biegnącą od jednego do drugiego końca ekranu. A takich pomysłów, które sprawiają, że o rozgrywce w Okami możemy mówić wyłącznie w samych superlatywach jest znacznie, ale to znacznie więcej.
Dzieło Japończyków to tak naprawdę nie tylko gra. To również swoisty hołd złożony japońskiej kulturze i dawnym wierzeniom jej mieszkańców, a czegoś takiego nie widuje się w naszej branży zbyt często. Jego twórcy pokłonili się również przed graczami dostarczając im tytuł, w który włożyli całe swe serce. Miejsce w setce najlepszych gier XXI w. jest dla niego jak najbardziej zasłużone.
32. Killzone 2
Adam Bednarek: Gdy w 2005 roku, na targach E3, Guerrilla Games zaprezentowało filmiki z Killzona 2, wszyscy upadli na kolana przed geniuszami z GG. Owszem, potem Sony przyznało się, że materiały były podkręcone, ale i tak każdy z niecierpliwością oczekiwał nadejścia Killzone 2.A ten spełnił wszystkie pokładane w nim nadzieje. Zabawa w Killzone 2 zaczyna się dwa lata po wydarzeniach z jedynki. Tym razem to ludzie składają przyjacielską wizytę na planetę Helghan. Sev i oddział Alfa wyruszają schwytać Visariego.
Trzeba przyznać, że klimat jest wyborny. Wraz z ekipą przedzieramy się przez zniszczoną stolicę Helghastów, by w końcu dotrzeć do pałacu Visariego. Starcia są naprawdę emocjonujące, Guerrilla Games drugiego Killzona napakowało po brzegi akcją i co chwila coś się dzieje. Twórcy nie nudzą, o monotonni nie ma mowy, eksterminacja Helghastów sprawia mnóstwo frajdy. A po dziesięciu godzinach, jakie potrzebne są na skończenie kampanii, dostępne jest jeszcze multi – jedno z najlepszych rozgrywek sieciowych dostępnych na PS3.
Killzone 2 wygląda obłędnie. Do dzisiaj właściciele Playstation 3 w fanboy'owych wojenkach wystawiają twór Guerrilla Games na pierwszy ogień i faktycznie ciężko ten argument podważyć. W konsoli Sony drzemie mnóstwo mocy, a Guerrilla Games z przyjemnością dla nas to wykorzystuje.
Krótko i na temat: Killzone 2 to po prostu tytuł obowiązkowy dla każdego posiadacza PlayStation 3. Świetny klimat, emocjonujące i wciągające walki, olśniewająca grafika i całkiem przyzwoita polonizacja. Polski oddział Sony zatrudnił kilku znanych aktorów, a ci sprawili się bez zarzutu. Jeśli ktoś jeszcze nie zagrał, niech jak najszybciej nadrabia zaległości.
31. Medal of Honor: Allied Assault
Harpen:Medal of Honor: Allied Assault jest grą akcji, w której rozgrywkę obserwujemy z perspektywy pierwszej osoby. Przenosimy się w realiach II wojny światowej, gdzie wcielając się w żołnierza armii amerykańskiej, sierżanta Mike’a Powella, mamy za zadanie wykonać kilkanaście niebezpiecznych misji na wrogim terenie. Działamy głównie pod osłoną nocy, ale nie brakuje misji rozgrywanych za dnia. Generalnie każdy z przygotowanych etapów znacząco różni się od siebie mimo iż cel zabawy jest zawsze taki sam. Nieistniejące dziś już studio 2015, które stworzyło omawianą produkcję, zadbało o to, by jak najwierniej odwzorować poszczególne elementy – lokacje, rodzaje broni, udźwiękowienie, typy przeciwników i wiele innych. Dlatego też koniec końców otrzymaliśmy tytuł, który jest znany nawet osobom na co dzień nie mającym do czynienia z grami komputerowymi.
Medal of Honor: Allied Assault to gra, którą zapamiętamy przede wszystkim za fenomenie zrealizowane lądowanie wojsk alianckich na plaży Omaha w Normandii. Twórcom, niczym w filmie Szeregowiec Ryan, udało się stworzyć niepowtarzalny klimat tamtej bitwy. Etap początkowo stanowi nie lada wyzwanie, zwłaszcza dla mniej wprawionych graczy, ale jego pomyślne ukończenie daje niemałą satysfakcję. Dzieło studia 2015 to jednak nie tylko wspomniany poziom, lecz także próba odpowiedzi na pytanie, co by było, gdyby firma się nie rozpadła. Czy dzisiaj to Medal of Honor byłby królem FPS-ów, a Call of Duty w ogóle by nie powstało? Przypomnijmy, że po zamknięciu 2015 zdecydowana większość pracowników założyła Infinity Ward.
Ale nie da sie zaprzeczyć że zarówno WIII jak i CS powinny się znaleść diabelnie wysoko (imho top 5, ale nie bdac inkwizycyjny zgodzilbym sie na top 20)
Racja, takie gry (gry o których ludzie będą pamiętać jeszcze bardzo długo, a grać zapewne licznie jeszcze przez wiele lat) zasługują na zdecydowanie większe uznanie. Zwłaszcza że w ich przypadku to jakość budowała ich legendy, a nie miliony wydane na marketing.
Usunięty
Usunięty
08/01/2011 18:58
Umm.. czy Ty coś brałeś albo piłeś? Zacząłeś tracić wątek :<.
Vojtas
Gramowicz
08/01/2011 18:47
Dnia 08.01.2011 o 17:36, Demagol napisał:
Szkoda, że akurat najbardziej forsowany nowy "ficzer", czyli korzystanie z mieczy świetlnych to jednak bubel (kilka prostych jak bicie cepem ciosów + rzucanie mieczem), a korzystanie z Mocy nie jest do końca takie intuicyjne, chociaż odpowiednią konfiguracją klawiszy można to rozwiązać.
Przede wszystkim zabrakło jakiegoś sensownego systemu kombosów - jest ich tam kilka, ale mało. W Jedi Academy było już dużo lepiej, ale też nie idealnie. Mam nadzieję, że Redzi sobie z tym dobrze poradzą w Wieśku.
Dnia 08.01.2011 o 17:36, Demagol napisał:
A te już nie.
No jak nie? Przecież Mara pojawia się w Mysteries of the Sith.