20. ICO
Najlepiej zapamiętałem to, że muszę cały czas pilnować Yordy, eterycznej towarzyszki głównego bohatera, bo czyhają na nią duchy-cienie i mogą ją porwać. Co ciekawe – bohaterowi nic specjalnego z ich strony nie groziło, a mimo to stres był większy, niż podczas normalnej walki w dowolnej grze. I to nawet pomimo tego, że odpędzenie cieni nie jest wcale trudne. Przygoda polega na wspólnym pokonywaniu przeszkód, rozwiązywaniu zagadek i unikaniu wspomnianych cieni, utrudnieniem zaś jest to, że Yorda ma własną wolę – można ją tylko wołać lub chwycić za rękę, choć oczywiście zazwyczaj trzyma się blisko bohatera. Niestety, nie jest tak sprawna, jak on, więc trzeba znaleźć dla niej łatwiejszą drogę do celu.
Ico wyróżnia się niezwykłym stylem graficznym, pięknym i wysmakowanym designem oraz niezwykłym klimatem, który wylewa się z każdej klatki wyświetlonej na ekranie. Ogromny, majestatyczny i tajemniczy zamek będący areną przygody wymyka się opisowi, a Ico (i Shadow of the Colossuss) pokazało, że nie wszystko musi być opisane i wyjaśnione, a większy niepokój budzi nieznane, niż przerażające swym wyglądem potworzysko wyskakujące z wrzaskiem na środek ekranu. W Ico po prostu trzeba zagrać, nie mogę zagwarantować, że się spodoba, bo gusta są różne, trzeba też wziąć poprawkę na to, że grafika ma już swoje lata, a gra nie wymaga skilla, manuala, czy przesadnego kombinowania nad zagadkami. Jedyne, czego tak naprawdę wymaga, to odrobina wrażliwości i chęć przeżycia pięknej, bajkowej przygody. Czapki z głów przed dziełem Team Ico i Fumito Uedy.
W Kroniki Riddicka: Ucieczka z Butcher Bay gracz wciela się w rolę typowego „faceta z jajami”, którego pięści są groźniejsze od niejednego noża. Jednocześnie rozgrywka zmusza do rozwagi, chowania się w cieniu i wyczekiwania na właściwy moment. To wystarczyło, by Kroniki Riddicka przekonały do siebie wielu graczy. Widać to chociażby po naszym zestawieniu, w którym znalazły się obie części serii. Wiemy, że to dziwny zabieg, ale tak właśnie zagłosowali nasi redaktorzy. Jedynkę umieściliśmy wyżej od kontynuacji, ponieważ w momencie premiery zrobiła ona większą furorę – i to zarówno oprawą graficzną, jak i grywalnością. Assault on Dark Athena to produkcja równie dobra co pierwsza część serii, lecz odtwarzająca znany nam już pomysł. Stąd Ucieczka z Butchera Bay znalazła się aż na dziewiętnastej pozycji.
Ale szczerze? Najciekawsze w niej są właśnie te fragmenty, gdy nie walczymy, czyli rozwiązywanie zagadek oraz skradanie się za plecami strażników. Wszystko to po to, aby zdobyć dowody na manipulacje wojska, które najprawdopodobniej samo stwarza sobie przeciwnika, aby czerpać korzyści z wojny. Brzmi znajomo? Mimo upływu lat, fabuła BG&E wydaje się być coraz trafniejszym komentarzem do bieżących wydarzeń na świecie.
Choć gra była krótka, zapewniała niebanalną, niespotykaną wcześniej rozgrywkę. Po kompleksie poruszaliśmy się głównie za pomocą umiejętnie stawianych portali wejścia i wyjścia, prowadzeni przez specyficzny głos GLaDOS, którego na potrzeby gry użyczyła Ellen McLain. To dzięki Portalowi dowiedzieliśmy się, że „cake is a lie”, poznaliśmy companion cube, a także usłyszeliśmy kultowe już dziś „Still Alive”. Gdyby każdy testowy wybryk programistów był taką perłą, nie byłoby chyba miejsca dla poważnych gier. Może to i lepiej, bowiem Portal 2 ma już być pełnoprawną grą, robioną na poważnie, w oczywiście „niepoważnym” stylu do jakiego Valve nas przyzwyczaiło.
Historia jest ciekawsza, zrezygnowano z bezsensownych śledztw, wszelkie zadania poboczne służą jakiemuś celowi. Nawet wprowadzono minimalny aspekt ekonomiczny, chociaż tutaj tradycyjnie w pewnym momencie mamy tyle pieniędzy, że pewnie moglibyśmy wykupić połowę miasta. Lepiej też, i rozsądniej, rozwiązano kwestię ukrywania się przed pościgiem, tzn. strażnicy są nieco mniej ślepi niż poprzednio. Jedyne co może wciąż kłuć w oczy to fakt, że nasz assassin ubiorem wyróżnia się wśród tłumu jak biały miliarder w murzyńskim getcie. Po za tym jest bardzo dobrze – znane z historii postacie, nakreślona geneza konfliktu miedzy Templariuszami i Zabójcami, ciekawie przedstawiona historia ludzkości (chociaż zagorzali Katolicy pewnie poczuli by się nią obrażeni), nadal piękna grafika miast. Warto mieć grę w kolekcji i ukończyć chociaż ten jeden raz.
Nie masz ochoty wypełniać kolejnych misji i odkrywać fabuły GTAIII? Spece z Rockstar postarali się o to, by gra nie nudziła przez najkrótszą nawet chwilę. Możemy szukać różnego rodzaju sekretów ukrytych przez autorów, bawić się w taksówkarza, policjanta, kierowcę karetki, czy nawet strażaka. Mało? Zawsze można udać się na lotnisko, by spróbować wzbić się w powietrze samolotem Dodo. W czym problem? Po zamachach z 11 września autorzy zdecydowali się na pozbawienie samolotu skrzydeł – mimo to, po długim treningu dało się „nielotem” (nazwa mówi sama za siebie) odlecieć. Uważamy, że pomimo upływu lat, GTAIII wcale nie zestarzało się bardzo. Gra nadal bawi dużo bardziej niż niektóre wydawane dzisiaj tytuły, więc dla każdego kogo ten kultowy tytuł ominął (są tacy?), powinna być to jedna z pierwszych pozycji na liście „do nadrobienia”.
W czym tkwi siła Gears of War? Niewątpliwie w niezwykle dynamicznej rozgrywce. Autorzy skonstruowali kampanię w taki sposób, by nie dać nam ani chwili wytchnienia – co rusz napotykamy kolejne hordy przeciwników, których musimy wysłać na tamten świat, by uratować naszą planetę. Wymiana pocisków z oponentami jest nad wyraz absorbująca i sprawia, że ciężko się od tej produkcji oderwać choćby dlatego, że wrogowie charakteryzują się zaawansowanymi algorytmami sztucznej inteligencji, stawiając przed graczem nie lada wyzwanie (zwłaszcza w późniejszych etapach). Ogromnym atutem jest również bardzo specyficzna oprawa wizualna – twórcy postawili na szaro bure kolory, ograniczając jaskrawe barwy do niezbędnego minimum. Kolejną zaletą są bohaterowie – mimo iż mięśniacy, którzy zrównają z ziemią wszystko, co spotkają na swojej drodze, wykazują ludzkie odczucia (możemy to zaobserwować w dialogach lub też scenkach przerywnikowych).
W trakcie rozwoju fabuły dowiadujemy się więcej na temat zdarzeń mających miejsce na tym przeklętym okręcie, poznajemy również lepiej bohatera i jego przeszłość. Nikt nie pozostaje jednak wolny od tajemniczych wpływów odnalezionego na pobliskiej planecie artefaktu i szybko okazuje się, że każdy z członków drużyny ma własne cele, a zdrada nie jest im obca. Również przeciwnicy nie ułatwiają sprawy, gdyż są nadzwyczaj odporni i aby pokonać ich ostatecznie, trzeba ich najczęściej rozczłonkować. Zamieszkujące statek bestie pojawiają się w kilku rodzajach, od niesamowicie szybkich atakujących wręcz mutantów z kostnymi ostrzami, po pełzające koszmary, czy przypominające dzieci potwory wystrzeliwujące śmiertelne pociski.
Do walki ze stającymi na naszej drodze monstrami możemy wykorzystać bogaty arsenał futurystycznych broni i narzędzi. Niemal każdy z elementów wyposażenia można ulepszać, nawet skafander. W walce i do rozwiązywania swoistych zagadek i problemów świetnie przydaje się możliwość użycia stazy, spowalniającej wybrany obiekt. Doskonale prezentują się również momenty gry w zerowej grawitacji, jest to wisienka na torcie jakim jest Dead Space. Oczywiście jak przystało na produkcję EA, grafika prezentuje się świetnie, podobnie oprawa dźwiękowa. Zarówno niesamowita upiorna muzyka, jak i odgłosy przeciwników potrafią przyśpieszyć bicie serca. Polecam granie w nocy, dla spotęgowania wrażeń dostarczanych przez tę produkcję. Dead Space to pozycja obowiązkowa dla każdego miłośnika, horror, sf, jak również dla każdego gracza ceniącego dobrą rozgrywkę.
W Heavy Rain mieliśmy okazję wcielić się w cztery różne charaktery, początkowo zupełnie sobie obce, jednak mające jeden wspólny mianownik – wszystkie były zaangażowane w wydarzenia dziejące się w trakcie rozgrywki. Gracz częstokroć stawał przed trudnymi wyborami moralnymi, które skutkowały na dalszy bieg scenariusza. To od naszych decyzji zależało, jak zakończy się sprawa zabójcy z origami. Szkoda jednak, że wiele wątków, które nie zostały wyjaśnione w grze, a miały zostać rozwinięte w DLC, do dziś nie ujrzały światła dziennego. Pomimo tego obcowanie z Heavy Rain to czysta przyjemność i każdy szanujący się gracz powinien przynajmniej raz poprowadzić historię przygotowaną przez ekipę Davida Cage’a.
Half-Life 2 to jedna z tych gier, których klimat nie pozwala oderwać się od monitora. To także jedna z tych gier, które na nowo zdefiniowały pojęcie strzelanek. Ekipa z Valve udowodniła, że można stworzyć grę niebanalną, w której rozgrywka jest płynna, nic nie jest przerywane cut-scenkami, a mimo to przyciąga uwagę gracza. Gdzie wcześniej mogliśmy się bawić gravity gunem? Wykorzystywać fizykę na taką skalę? Eliminować natarczywe i uroczo przebrzydłe headcraby? Owszem, Half-Life 2 nie był pozbawiony błędów, z topornym modelem sterowania pojazdami na czele. Ale do jasnej cholery, na jaki inny dodatek czeka tyle osób? Valve, my już chcemy zagrać w Episode 3!
Half-Life 2 w moim prywatnym rankingu zajęło pierwsze miejsce i uplasowanie się poza pierwszą trójką najlepszych gier pierwszej dekady XXI wieku to jakieś nieporozumienie. Ale co poradzić, tak wygląda demokracja...
Dowiedz się jak głosowaliśmy!