W tekście o singleplayerowej rozgrywce w Homefroncie napisaliśmy, że fabuła nie będzie w tej grze pierwszorzędna. Bo to prawda – będzie się w to grało dla mającego duży potencjał multi. Dla mnie Homefront jest trochę jak skrzyżowanie BF: BC2 i GTA.
Po trzygodzinnej sesji wieloosobowej zorganizowanej przez THQ, mam w głowie trzy główne punkty, które mi się w grze Homefront podobają.
Po pierwsze, lubię w nim to, że choć przed początkiem każdej gry wybiera się dwa rodzaje broni specjalnych, perków lub systemów wspomagania oraz pojazd, to używać ich można dopiero wtedy, kiedy zbierze się punkty za asysty i zlikwidowane przeciwników. Ma to trzy efekty. Pierwszy – na początku rundy wszyscy zaczynają z w miarę standardowym wyposażeniem. Nikt nie wsiada od razu do helikopterów, nikt nie obsadza dronów, nikt nie jedzie czołgiem. Drugi – że specjale nie mają ograniczonej ilości użycia, o ile ktoś zdoła na nie zarobić. Trzeci efekt jest taki, że jeśli ktoś w innych grach nie specjalizował się w piechocie, może mieć problem z zarobieniem na bonusy. Dla przykładu: gdy grałem z wyrzutnią rakiet, pierwszy raz mogłem użyć ją dopiero po tym, kiedy zlikwidowałem 3 wrogów. Inna sprawa, że wcześniej nie było też czołgów.
Po drugie, podoba mi się w Homefrontsystem przywiązany do killstreaków. Działa tak: kiedy zabije się 3 lub 4 przeciwników pod rząd (podczas eventu autorzy zmieniali na żywo różne ustawienia serwerów, więc wszystkie moje dane są orientacyjne), automatycznie przydzielane są gwiazdki – od 1 do 5 – oznaczające poziom bycia ściganym.
Z perspektywy gracza ścigającego wygląda to tak: w pewnym momencie dostajesz informację, że przydzielono Ci nowy cel: snajpera. Na minimapie pojawia się żółty okrąg, wskazujący okolicę, w której dany gracz – tutaj snajper - przesiaduje. Gdy nawiązać z nim kontakt wzrokowy, stosowna informacja będzie też widoczna nad jego głową. Za likwidację celu dostajesz dodatkowe punkty – różnicy dokładnie nie pamiętam, ale jest spora. Za zwykłe zabicie jest 100, za cel – wielokrotność zależna od tego, ile rywal zdobył gwiazdek, plus bonus do XP. Jako, że w Homefroncie poziomów będzie 75, warto się postarać. Zresztą, to jest wymagane, jeśli myślisz o tym, żeby Twoja drużyna wygrała.
Perspektywa ściganego jest trochę inna. Za killstreak przydzielany jest bonus punktowy, co cieszy, bo od razu ma się więcej argumentów w walce. Dodatkowo, za zdobycie każdej z kolejnych gwiazdek (gra stale pokazuje, ile trzeba jeszcze zabić) otrzymujemy jeszcze inne wzmocnienie: lepszą amunicję, więcej zdrowia, pancerz, skan pola bitwy wskazujący najbliższych wrogów, etc. Co każdą gwiazdkę zwiększa się też o 2 liczba wrogów znających naszą przybliżoną pozycję.
Jak widać, im więcej ofiar na liczniku killstreaka, tym gra staje się jednocześnie trudniejsza (bo ściga więcej ludzi) i łatwiejsza (bo łatwiej ich likwidować). Oczywiście kluczowe będzie tutaj dobre zbalansowanie – jak wspomniałem, podczas naszej gry autorzy co chwila zmieniali ustawienia. Jeśli przegną w stronę zbytniego nagradzania pięciogwiazdkowców, którzy będą ukrywali się po krzakach i sterowali dronami, ochota szybko nam wszystkim przejdzie. Zresztą, kolega, który podczas naszej sesji osiągnął 5 gwiazdek dwa razy, zwrócił uwagę, że dobrze jest się po prostu ukryć w miejscu, w którym szukający mogą wybiegać prosto na nas – choćby w rogu mapy, czy na końcu drogi.
Trzecia rzecz, która w Homefroncie bardzo mi się spodobała, to rozmiar map. Dwie, na których grałem, były tylko nieco mniejsze, niż te w BF:BC2, nie ma tu uczucia ściśnięcia, nie wpada się co chwila na przeciwnika. Jako osoba, która lubi przestrzeń i walkę na długi oraz średni dystans, cieszę się.
Zresztą, tak jak w singlu Homefront przypomina Modern Warfare, tak w trybie wieloosobowym w ogóle ma sporo wspólnego z BF:BC2. Jest tu i tryb, w którym walczy się o kilka punktów, a po zdobyciu ich przechodzi do kolejnej części mapy, i drony, i masa pojazdów.
Drony dzielą się na dwie grupy: zwiadowcze i takie, które mogą zabijać. Sterując latającym zwiadowczym, zaznaczamy jedynie partnerom z drużyny tych wrogów, których zauważymy. Punkty dostaje się od razu, nie tylko za asystę. Te bowiem wynagradzane są dodatkowo. Jak widać, można więc nabić dość sporo, nie widziałem też ograniczników na spamowanie oznaczenia.
Drony bojowe są i naziemne, i latające. Obie grupy w sprawnych rękach czynią na polu bitwy srogie zniszczenie, bo są w Homefront bardzo wytrzymałe, o wiele bardziej, niż w Battlefield: Bad Company 2. Moim zdaniem to będzie pierwsza rzecz, która zostanie zmieniona po premierze, szczególnie że czas przeładowania był bardzo krótki. Choć skuteczność tych latających osłabia na szczęście fakt, że te, którymi sterowałem, miały tylko rakiety, a nie karabin, więc na szybko ruszającą się piechotę nie są aż tak skuteczne.
Ci, którzy lubią zadawać śmierć z powietrza, przywitają z otwartymi ramionami inny bonus dostępny za zdobywane w trakcie walki punkty: zamawiane naloty. Wciska się przycisk, nad polem walki pojawia się coś w stylu Predatora, a my mamy kilkadziesiąt sekund na zrzucenie bomb. Są tu zarówno klasyczne, jak i... kasetowe, niezwykle zabójcze na większe zgromadzenia piechoty. Je dostaje się jednak dopiero po awansie na bardzo wysoki poziom.
Kiedy spytałem twórców, jaka jest ich największa nadzieja związana z multi w Homefront, powiedzieli, że dzięki systemowi gwiazdek, zarówno wyjadacze (ścigani), jak i początkujący (ścigający), będą tak samo mocno zaangażowani w grę i tak samo będą do niej wracać. Myślę, że jest na to szansa, jeśli tylko będzie odpowiedni balans i nie okaże się, że wszyscy kochają latać dronami, a nikt nie chce biegać piechotą.
Z innych ważnych rzeczy: Homefront otrzyma dedykowane serwery na PC, nie ma zniszczalnych budynków, a tuż przed respawnem kamera najeżdża z góry na miejsce odrodzenia się, pokazując, gdzie są bliscy nam wrogowie. To ostatnie powoduje, że często miałem niezdrową przewagę i likwidowałem w 5 sekund gościa, który był tuż za rogiem, ale nie znał mojej pozycji.
Jeśli ta, i inne drobne wady, zostaną wyeliminowane, Homefront będzie żył w multi długo.