Przyznam, że po Gears of War 3 nie spodziewałem się zbyt wiele. Ot, trzecia część cyklu, która zapewne niewiele będzie różnić się od poprzednich. I w kwestii nowości nie pomyliłem się zbytnio – nie ma ich za dużo. Jednak nowa – i zgodnie z zapowiedziami twórców – ostatnia część przygód Marcusa Feniksa oraz wesołej czeredki spod znaku COG, kupiła mnie już po kilku godzinach zabawy. GoW3 jest bowiem doskonałym przykładem na to, że nawet oklepane schematy można zaaranżować tak, by potrafiły bawić przez kilka intensywnych godzin.
Głównych bohaterów opowieści nie trzeba chyba przedstawiać nikomu, nadmienię tylko, że wciąż i nieustannie głównym bohaterem gry jest Marcus Fenix i to właśnie nim (choć nie tylko!) przyjdzie nam pokierować podczas samodzielnej rozgrywki w Gears of War 3. jeśli chodzi o samą opowieść, mamy tutaj do czynienia z dalszym ciągiem sagi o opanowanej przez szarańczę planety Sera. Spotkamy w trakcie gry większość znanych nam doskonale postaci, wyjaśni się również wiele kwestii i wątków zapoczątkowanych w poprzednich częściach, oczywiście z naciskiem na drugą. Więcej nie napiszę, żeby nie zostać zlinczowanym za spoilery...
Sama fabuła nie powaliła mnie jakoś specjalnie na kolana, nawet mimo kilku ciekawych pomysłów. Mam nieodparte wrażenie, że pytania, które postawiła „dwójka” były znacznie ciekawsze, niż odpowiedzi, które znajdziemy w Gears of War 3. Nie zmienia to jednak faktu, że wciąż jest to całkiem mocny element całości, niemalże równie ważny, jak kwintesencja rozgrywki, czyli walka. Bardzo podoba mi się też obecny coraz częściej w grach akcji trend, by elementy fabuły wplatać płynnie w sekwencje związane z walką. Postacie wciąż rozmawiają ze sobą, komentują wydarzenia na ekranie, nie gubimy więc wątków zapoczątkowanych w scenkach przerywnikowych i jeszcze mocniej wczuwamy się w klimat.
Samych przerywników jest całe mnóstwo, jednak praktycznie ani razu nie kusiło mnie, by cokolwiek pominąć. Tutaj olbrzymie brawa i uznanie dla twórców za świetną reżyserię i aranżację całości. Nie mówię tu tylko o samych wstawkach fabularnych, ale całej materii gry. To moim zdaniem jedna z najlepiej zaaranżowanych produkcji ostatnich lat, w której przejścia między sekcjami interaktywnymi a „filmikami” na silniku gry są niemalże niezauważalne. Przez cały czas mamy wrażenie, że bierzemy udział w wysokobudżetowym filmie, w którym dość często reżyser daje nam aktora z przyczepioną za plecami kamerą do ręki.
Jest to do tego stopnia dobrze zrealizowane, że nie rażą nawet specjalnie ewidentne kalki, często utrzymane w zbyt tanim kosztem, jak dla mnie... Bądźmy uprzejmi: grających na uczuciach klimatach. Na szczęście sceny takie na tyle dobrze wpisują się w przyjętą konwencję opowieści o twardych na zewnątrz, ale wciąż mających ludzkie odruchy i słabości kolesiach z wielkimi giwerami, że przymykamy na nie oko, ciesząc się dobrze poprowadzoną narracją. A o to przecież chyba chodzi.
Intensywności doznań Gears of War 3 zawdzięcza również to, że szybko wybacza się grze brak jakichkolwiek praktycznie innowacji. GoW3, to po prostu zlepek elementów rozgrywki, które znamy doskonale, widzieliśmy i doświadczaliśmy niejednokrotnie. Nie ma tu miejsca na jakiekolwiek eksperymenty, czy nowe pomysły. Jednak nawet głupie strzelanie ze stacjonarnego lub zamontowanego na pojeździe działka jest tu często podane w taki sposób, że bawi nas, jakbyśmy robili to po raz pierwszy.
Trudno zresztą brak większych innowacji w trybie dla pojedynczego gracza traktować w przypadku Gears of War 3, jako znaczącą wadę. Seria od początku wręcz szczyci się charakterystycznym stylem rozgrywki, który po premierze pierwszego Gears of War zaczął być masowo kopiowany w wielu grach akcji TPP. To jedne z tych przypadków, gdzie lepsze może być wrogiem dobrego, psując integralność cyklu. Ważne, że doszlifowano maksymalnie znane nam już z poprzednich części elementy rozgrywki, będące jej wizytówką. Najwięcej zmian znajdziemy zaś w trybie dla wielu graczy, o czym już za chwilę.
Czego by nie mówić o może nie porywającej, ale świetnej i wciągającej kampanii, jest to dla mnie klasyczny przykład „jednostrzałówki”. Raczej nic nie zmusi mnie, by przechodzić ją ponownie, choć absolutnie nie uważam spędzonego z Gears of War 3 czasu za stracony. Dość powiedzieć, że podczas przechodzenia kampanii musiałem zmusić się, by zrobić sobie dłuższą przerwę na posiłek. Dlatego też tym, którzy potrzebują choć minimalnego wyzwania, z całego serca polecam rozpoczęcie zabawy na poziomie wyższym, niż normalny. Na tym bowiem – zapewne w imię „zachowania płynności narracji” – zabawa nie jest praktycznie żadnym wyzwaniem. Dość powiedzieć, że ja, gracz raczej rzadko korzystający z gamepada, zginąłem podczas rozgrywki na „normalu” ledwie kilka razy i to zazwyczaj przez własną niefrasobliwość. Nie musiałem też na przykład powtarzać żadnego pojedynku z bossami.
Czas na rzecz najbardziej kontrowersyjną, szczególnie w świetle mieszanych opinii, które pojawiły się po premierze Gears of War 2. Chodzi tu o narzekania sporej grupy fanów na zbyt kolorową i mało mroczną oprawę gry. Bądźcie świadomi tego, że w Gears of War 3 ekipa Epic poszła jeszcze dalej. Palmy... Napisałem palmy?! A miało nie być spoilerów... Na szczęście nie zaliczam się do „gearsowego betonu” i różnorodność lokacji w trójce poczytuję za jedną z największych zalet gry. Szarańczę i faunę Sery będziemy bowiem rozwalać zarówno w dzień, jak i w nocy, pod palącym słońcem i w strugach deszczu, w ruinach i eklektycznych pałacach, na ziemi, w powietrzu i pod wodą. Znudzenie się „okolicznościami przyrody” raczej mało prawdopodobne.
Tutaj jeszcze raz pochwalę twórców za doskonały timing całości rozgrywki. Przez większość czasu tempo jest bardzo duże, zadbano jednak o nieco uspokajające, lecz całkiem klimatyczne fragmenty. Kiedy zaczyna nam się nudzić bieganie, otrzymujemy okazję, by zasiąść za sterami jakiegoś robota, czy też wskoczyć na pokład pojazdu. Zanim w miarę spokojny spacerek z niespodziankami wywoła pierwsze ziewnięcie, zostaniemy wrzuceni w kilkuminutową, intensywną młóckę. Gdy z kolei strzelanie do „szeregowców” zacznie stawać się rutyną, pojawi się coś większego. A nawet olbrzymiego i mającego wrogie zamiary. Jak widzicie, wciąż i nieustannie jestem pełen podziwu dla umiejętności zlepienia przez twórców z ogranych kawałków tak udanej opowieści. Gears of War 3 zaczyna już co prawa pożerać swój ogon, ale robi to z rzadko spotykanym smakiem.
Oczywiście najlepsze są jednak tryby, w których zmierzymy się z innymi graczami lub ramię w ramię, staniemy z nimi do walki z kolejnymi falami wroga. No właśnie, wroga, a nie tylko Szarańczy. Jednym z najciekawszych trybów zabawy sieciowej w Gears of War 3 jest bowiem „odwrócona” Horda, czyli zabawa w „tych złych”. W trybie nazwanym Bestia, wcielamy się bowiem w przedstawicieli Szarańczy, których zadaniem jest pokonać ludzką obronę.
Zabawa oparta jest o system tokenów, które dostajemy za likwidowanie przeciwników i wydajemy na coraz to potężniejsze wcielenia. Zaczniemy więc, jako samobójczy ticker, by wcielać się w coraz to mocniejsze i potężniejsze „pomioty” (serio, nie mogę pozbyć się od lat tych skojarzeń z DA, zbyt wiele analogii), masakrujące ostatnią nadzieję ludzkości. Bałem się, że tryb ten został dodany trochę na siłę, ale przeżyłem miłe zaskoczenie. Gra się świetnie, a duże zróżnicowanie Szarańczy sprawia, że przynajmniej na początku wcielanie się w kolejnych jej przedstawicieli daje ogromną frajdę.
Na tym tle jakoś nie porwały mnie zmiany w nowej Hordzie. Rozbudowanego systemu obrony „bazy” nie przyjąłem jako jakiegoś znacznego ulepszenia, choć być może zmieni się to, gdy pogram weń nieco dłużej. Większość czasu spędziłem bowiem w bardzo tradycyjnym, ale dającym wielką satysfakcję trybie drużynowego deathmatchu z ograniczona liczbą tokenów na odrodzenia. System tak prosty, jak i w tej prostocie genialny. Każda z drużyn ma bowiem ograniczoną (standardowo do 20) liczbę odrodzeń. I to nie na jednego gracza, lecz całą ekipę. Sprawia to, że gracze stają się znacznie ostrożniejsi, znacznie chętniej pomagają też kolegom z drużyny, podnosząc rannych i oczywiście zmuszeni są wręcz do ścisłej współpracy.
Walka jest przez to bardziej zacięta, a przy tym zdecydowanie bardziej taktyczna, a polowania na samotnych stają się chlebem codziennym. Po kilku chwilach zabawy rzadko jednak zdarza się, że ktoś podejmuje samodzielne akcje, przez co gra staje się rzeczywiście bardzo drużynowa. Oczywiście do swej dyspozycji otrzymamy jeszcze kilka innych trybów (multi w Gears of War 3 jest naprawdę rozbudowany), jednak te trzy przytrzymały mnie przy sobie najdłużej. To właśnie one sprawiają, że grę warto kupić nawet w przypadku, gdy znudzeni jesteśmy mocną i intensywną, ale składającą się z doskonale znanych klocków kampanią. Tryb dla wielu graczy, to zdecydowanie najmocniejszy punkt programu w przypadku Gears of War 3.
Co więc oferuje nam trzecia odsłona sagi o Marcusie Feniksie i walce ludzkości z Szarańczą? Po pierwsze mocną, intensywną i w miarę zróżnicowaną kampanię, składającą się wszakże z elementów, które wszyscy doskonale znają. Brak ciekawych, nowych rozwiązań jest na szczęście dobrze skontrowany świetną aranżacją i reżyserią całości. Z drugiej strony mamy naprawdę bardzo dobry, rozbudowany oraz oferujący wiele trybów rozgrywki multiplayer, który skutecznie przedłuży żywotność gry i posiada kilka ciekawych rozwiązań. Jak już wcześniej napisałem, Gears of War 3, mimo powolnego pożerania swojego ogona, robi to w taki sposób, że wciąż mi to smakuje.
W świetle powyższego uważam, że pogłoski o tym, jakoby trójka miała zakończyć ostatecznie historię Marcusa, są dobrym znakiem. Kontynuowanie tej serii w obecnej formie byłoby już ewidentnym odcinaniem kuponów i zapewne – mimo komercyjnego sukcesu – zakończyłoby się psuciem marki. Tym bardziej, że zakończenie jej w tak dobrym momencie, tak solidnym produktem, jak Gears of War 3 może sprawić, że ewentualna reanimacja, czy spin-off z miejsca okaże się sprzedażowym hitem. Bo w całkowite uśmiercenie tej marki jakoś nie wierzę...
- Zamów Gears of War 3 PL na Xbox 360
- Zamów Gears of War 3 PL - Limited Edition na Xbox 360