Wiadomość o tym, że Uncharted ma być jednym z tytułów startowych na PlayStation Vita niosła ze sobą wiele niewiadomych. Jak stosunkowo niewielki ekran poradzi sobie z ukazaniem szalonych wyczynów Drake'a rodem z hollywoodzkich superprodukcji? Czy dobrym pomysłem było powierzenie prac nad grą zdolnemu, ale mało znanemu studiu, zamiast pozostawić ją rękach ojców serii? Zadając sobie takie właśnie pytania uruchomiłem Uncharted: Złota Otchłań. I już po kilkunastu minutach zacząłem mieć wyrzuty sumienia, że śmiałem wątpić w jego jakość, choć odsłona ta różni się od pozostałych czymś więcej niż tylko platformą docelową i nazwą dewelopera.
Wiadomość o tym, że Uncharted ma być jednym z tytułów startowych na PlayStation Vita niosła ze sobą wiele niewiadomych. Jak stosunkowo niewielki ekran poradzi sobie z ukazaniem szalonych wyczynów Drake'a rodem z hollywoodzkich superprodukcji? Czy dobrym pomysłem było powierzenie prac nad grą zdolnemu, ale mało znanemu studiu, zamiast pozostawić ją rękach ojców serii? Zadając sobie takie właśnie pytania uruchomiłem Uncharted: Złota Otchłań. I już po kilkunastu minutach zacząłem mieć wyrzuty sumienia, że śmiałem wątpić w jego jakość, choć odsłona ta różni się od pozostałych czymś więcej niż tylko platformą docelową i nazwą dewelopera.
Bend Studio, które w tym razem zastąpiło Naughty Dog w pracach nad przygodami Nathana Drake'a ma u mnie spory kredyt zaufania. Ekipa ta bardzo dobrze poradziła sobie ze wskrzeszeniem serii Syphon Filter czego efektem są dwie udane jej odsłony na PlayStation Portable. W portfolio studia znajduje się również świetne Ressistance: Retribution, które pokazało w swoim czasie, że na PSP da się stworzyć szybką i efektowną trzecioosobwą strzelaninę. Przygotować dobre czy nawet bardzo dobre gry na platformę o ustabilizowanej pozycji na rynku, to jednak zupełnie coś innego niż odpowiadać za tytuł czołowej marki, o którym od początku wiadomo, że ma ciągnąć sprzedaż PS Vita. Na szczęście Bend Studio po raz kolejny pokazało, że handheldy Sony to ich środowisko naturalne.
Uncharted: Złota Otchłań to prequelem, ale historia w nim opowiedziana jest raczej niezobowiązująca i nie wnosi wiele nowego do serii. Umiejscowienie akcji o kilka lat wstecz w stosunku do głównego nurtu oznacza oczywiście, że Nate jest nieco młodszy. Nie szpecą go jeszcze wszystkie te blizny, których nabawił się w czasie swoich późniejszych przygód, ale poza tym jest to ten sam bohater, którego znamy i uwielbiamy. Spotkamy tez innych starych znajomych, chociaż nie są oni jeszcze nie tak starzy jak ma to miejsce w odsłonach gry znanych z PlayStation 3.
Akcja gry rozpoczyna się w momencie, gdy Drake na prośbę swojego dobrego kumpla pojawia się w kolumbijskiej dżungli w roli eksperta oda dawnych kultur. Kumplem jest Jason Dante, złodziej, kanciarz i specjalista od ciemnych interesów. W drodze na teren tajemniczych wykopalisk dołącza do nich dziewczyna o imieniu Chase, która poszukuje swojego dziadka, sławnego archeologa. Obecność trójki obcokrajowców nie podoba się z kolei byłemu generałowi i obecnemu lokalnemu baronowi narkotykowemu również zainteresowanemu odkryciami z sprzed wieków, choć głównie ze względu na ich wartość w dolarach amerykańskich. Tak oto tworzy się zalążek przygody, która wciągnie Was bez reszty od pierwszych minut.
Fabuła przez całą grę trzyma wysoki poziom, choć na pewno nie jest tak spektakularna jak choćby w Oszustwie Drake'a. W żadnym wypadku nie należy traktować jako zarzut. Położenie większego nacisku na eksplorację i odkrywanie zagadek przeszłości kosztem strzelanin i fajerwerków moim zdaniem wyszło grze na dobre, nadając jest specyficznego, nieco bardziej kameralnego charakteru. Zresztą takie rozwiązanie ma również uzasadnienie w samej historii, która tym razem niemal w całości rozgrywa się na terenie jednego państwa. Jeżeli jednak znajdą się malkontenci narzekający mniejszą ilość eksplozji, wynagrodzą im to wybuchowe charaktery bohaterów, których sprzeczne interesy prowadzą do zaskakujących sojuszy i kilku niespodziewanych zwrotów akcji
Charyzma postaci jak zwykle w dużej mierze bierze się z fantastycznej pracy aktorów. Nolan North jest jak zwykle niedościgniony, ale również polskiemu dubbingowi trudno coś zarzucić. Bardzo dobrze wypadła Dorota Gardias w roli Chase, zwłaszcza jeśli weźmiemy pod uwagę, że był to jej debiut w studiu nagraniowym. Głosy Polaków można porównać z oryginalnymi w każdej chwili, przełączając się pomiędzy wersjami językowymi gry. Kiedy tego spróbujecie szybko wyjdzie na jaw, że rodzime tłumaczenie nie oddaje wiernie wypowiedzi angielskich. Jest to zamierzone działanie i z reguły przemyślane działanie, w końcu w translacji niektóre dowcipy straciłby zupełnie sens. Mimo tego z przykrością stwierdzam, że tłumacze w kilku miejscach wykazali się niedbalstwem. Rozbawiło mnie „Come on” przełożone nonszalancko jako „Daj spokój”, chociaż akurat w tym przypadku oznaczało „Chodźmy”. W pierwszych rozdziałach kilka wypowiedzi ma też pogmatwaną składnię, jak choćby „Tych żołnierzy zabito, ale nie przez Kunów” zamiast „Tych żołnierzy zabito, ale nie zrobili tego Kunowie”. Nie powtarza się to jednak na tyle często, żeby zaczęło drażnić.
Jest też kilka fragmentów, w których scenarzyści, tłumacze i aktorzy pokazali niesamowitą klasę. Jeden z nich rozgrywa się w czasie spływu kajakiem po rzece wijącej się przez amazońską dżunglę. Dla starego znajomego Drake'a, którego kojarzycie na pewno z zamiłowania cygar i paskudnych koszul, przyjacielska rozmowa stała się wymówką do podzielenia się kilkoma pikantnymi historii swojego życia osobistego. Wracałem kilkukrotnie do tej błyskotliwej dyskusji, żeby zapamiętać jak najwięcej czerstwych tekstów i genialnych ripost obydwu kumpli. Nie przypominam sobie, żeby coś podobnego zdarzyło mi się kiedykolwiek wcześniej.
Uncharted: Złota Otchłań jako tytuł startowy otrzymał ważną misję zaprezentowania nowych sposób sterowania jakie oferuje PS Vita. I tutaj znowu Bend Studio pokazało wielką klasę tworząc mechanikę, która sprytnie wplata wykorzystanie żyroskopu, a także dotykowego ekranu i tylnego panelu. Przy czym przez większość czasu sami decydujemy, z których opcji chcemy korzystać. Tak właśnie jest w czasie eksploracji, kiedy Drake'iem poruszamy się tradycyjnie za pomocą gałek analogowych a skok wykonujemy przyciskiem X, ale w każdej chwili możemy też zaznaczyć palcem ścieżkę, którą powinien podążyć nasz bohater. Z drugiego wariantu korzystałem okazyjnie, zwykle wtedy, kiedy po nieudanym skoku zmuszony byłem jeszcze raz przebywać tę samą drogę, ale myślę, że spora część graczy będzie jej używać znacznie częściej. Rozbujanie Nate'a na linie poprzez bujanie konsolą w przód i w tył też jest ciekawą alternatywą, ale nie próbujcie tego w miejscach publicznych. Dla postronnych osób może się to wydawać, delikatnie ujmując, dziwne.
GramTV przedstawia:
W przypadku walki sterowanie to miks tradycji i nowoczesności. Przyciski L i R jak zwykle odpowiadają za celowanie znad ramienia i strzał, ale już rzut granatem wykonamy tylko przytrzymując specjalną ikonkę na ekranie i przesuwając ją w wybrane miejsce. Co swoją drogą jest tak wygodne, że szybko uznacie to za jedynie słuszny sposób. Świetnie rozwiązano też używanie snajperki. Poruszając delikatnie konsolą korygujemy położenie celownika, a zoom podkręcamy dzięki tylnemu panelowi. Mogę się założyć, że to rozwiązanie w najbliższym czasie stanie się standardem wśród shooterów na nowego handhelda Sony. Z kolei walka wręcz jest mieszana, ponieważ w trakcie pojedynku na pięści uniki i elegancko wyreżyserowane decydujące ciosy wykonujemy wyłącznie przesuwając palcem po ekranie w kierunku wyznaczonym przez żarówiastą strzałkę.
Jedynymi momentami, w których rzeczywiście możemy poczuć się przymuszani do korzystania z wariantu dotykowego są quick time events. Tak jak we wszystkich innych odsłonach Uncharted jest ich sporo, ale systematycznie wprowadzane są nowe, więc nie nudzą się szybko. Oczywiście są jeszcze zagadki i to w liczbie do tej pory dla serii niespotykanej. Chociaż określenie „zagadki” nie do końca jednak tu pasuje, częściej są to po prostu zadania, z których większość wymaga od nas nie tyle umiejętności myślenia co cierpliwości i precyzji. A do tego korzystania z nowych form sterowania, rzecz jasna. Dlatego też kilka razy będziemy otwierać zamki szyfrowe obracając je we właściwy sposób, przyjdzie nam też dokładnie oczyszczać z ziemi odnalezione przedmioty, obracając je przy użyciu tylnego panelu i strącając brud na ekranie.
Twórcy chyba są chyba największymi na świecie sanami szkicowania węglem, bo zdecydowanie najczęściej zmuszają nas do tej właśnie czynności. Różne płaskorzeźby i żłobienia w czasie całej przygody odrysowywać więc będziemy kilkadziesiąt razy i jest to dokładnie tak nudne jak się wydaje. Układanie porozrywanych dokumentów też wykorzystuje się nieco zbyt intensywnie. Poza tym nie mogłem się nadziwić kto drze na kawałki i zostawia w zgrabnej kupce tyle plakatów, artykułów, a nawet aktów własności gruntów w środku amazońskiej dżungli. Na szczęście trafia się też kilka zagadek z prawdziwego zdarzenia polegających na przykład na odpowiednim przesuwaniu figur po czymś na kształt szachownicy. Takie chwile przywołują na myśl miłe wspomnienia o pierwszych odsłonach Tomb Raidera, a to nie byle wyróżnienie.
Zbieracze wszelkiej maści ukrytych przedmiotów będą zachwyceni Złotą Otchłanią. Liczba czekających na odnalezienie skarbów, drogocennych kamieni, monet, map i mniej lub bardziej przypadkowych przedmiotów przyprawia o zawrót głowy. Chyba po raz pierwszy w historii serii warto bardzo dokładnie przyglądać się otoczeniu i szukać ukrytych przejść i pozornie niedostępnych półek, na których czekają na nas wspomniane znaleziska. W notatniku Drake'a znajdziemy albumy z pustymi miejscami na przedmioty, dzięki czemu wiemy co udało nam się już zgromadzić, a ile rzeczy wciąż czeka na odkrycie. Nie sposób zgromadzić wszystkiego za jednym razem, co zachęca do powrotu do gry nawet po jej przejściu. Jest to tyle ważne, że ta część Uncharted pozbawiona została trybu wieloosobowego. Jedyną formą interakcji pomiędzy pozostaje wymiana znajdziek w postaci kart tarota na sieciowym Czarnym Rynku.
Rozgrywkę dodatkowo wydłużają jeszcze zadania dla zapalonych fotografów. Nasz protegowany wszędzie nosi ze sobą aparat, a w notesie ma zapisane prośby o wykonanie zdjęcia konkretnych miejsc w odpowiednich ujęciach. Trudność polega na tym, że nasza fotografia musi w 100% zgadzać się z oczekiwaniami. Aparatu używamy tak samo jak snajperki, mamy więc pełną kontrolę nad wielkością zbliżenia. Satysfakcja po wykonaniu idealnego ujęcia już przy pierwszym podejściu jest trudna do opisania. Czuje się wtedy, że kariera w National Geaografic stoi przed nami otworem i ma się ochotę z miejsca pobiec do najbliższego sklepu z elektroniką.
Aparat Drake'a przydaje się też w wielu innych miejscach, a to dlatego, że gra oferuje wiele zapierających dech w piersiach widoków, które po prostu chce się uwiecznić. Malownicze wodospady, gęsta roślinność spowijająca zmurszałe budowle i kolor nieba w czasie zachodu słońca robią piorunujące wrażenie. Równie dobrze prezentują się wnętrza świątyń z promieniami słonecznymi przebijającymi się przez dziury w dachach i jaskinie oświetlane migotliwymi pochodniami. Nie ma wątpliwości, że jest to w tej chwili najładniejszy tytuł dostępny na platformę przenośną.
Statyczne screeny czy nawet filmiki prezentujące fragmenty rozgrywki nie oddają kunsztu grafików Bend Studio, który w pełni docenimy dopiero oglądając grę na ekranie PlayStation Vita. Uncharted: Złota Otchłań w ruchu jest naprawdę olśniewająca. Spora w tym zasługa świetnej animacji postaci, która została zaczerpnięta wprost z wersji na konsolę stacjonarną. Nie wszystko jednak wyszło idealnie. Na tle dopracowanego otoczenia bardzo słabo wygląda rozpikselowany ogień, na zbliżeniach w oczy kuje czasem mizernej jakości tekstura, raz czy dwa gra porządnie mi gruchnęła, ale mimo tych braków pozytywne wrażenia dominują. Zapowiedzi, że PS Vita zaoferuje grafikę o jakości zbliżonej do PS3 nie były wcale marketingowymi przechwałkami.
Wymagania stawiane Uncharted: Złota Otchłań były ogromne, ale tytuł ten spełniła je wszystkie. Historia, której ukończenie wyrwie Wam z życiorysu 10 do 12 godzin nie ustępuje poprzednim odsłonom, dubbing po raz kolejny jest na wysokim poziomie, a innowacyjne sterowanie zadowolić powinno casualowych graczy szanując jednocześnie przyzwyczajenia starych fanów. Ponadto całość wygląda i działa rewelacyjnie. Po raz pierwszy konsole przenośne nawiązały równą walkę ze stacjonarnymi odpowiednikami, a to dopiero tytuł startowy! Mając to na uwadze wynik podobnej rywalizacji za rok czy półtora jest nie do przewidzenia.
8,5
Mały Uncharted jest wielki!
Plusy
prawdziwy Uncharted bez żadnych kompromisów
wciągająca fabuła
świetna grafika
mądre wykorzystanie możliwości PS Vita
bardzo dobry dubbing
wiele powodów by odwiedzić zaliczone wcześniej lokacje
I właśnie dla tego tytułu kupię PSV (w sklepie Gram.pl) :)
Ale nie kupuj go od razu z konsolą,bo to gra na raz a już można ją znaleźć na Allegro w niskich cenach. Bardziej do pierwszego grania polecam Wipeouta.
Usunięty
Usunięty
05/05/2012 21:06
I właśnie dla tego tytułu kupię PSV (w sklepie Gram.pl) :)
Usunięty
Usunięty
17/04/2012 23:57
Dnia 17.04.2012 o 15:15, Adan napisał:
> Powtórzę - dla chcącego nic trudnego. Daliby radę. I przy okazji strzeliliby sobie w stopę zabierając Vicie najlepszego exa. Po co ktoś miałby kupować Vitę, jak wszystkie gry z niej byłby także na PS3, hm..?
Czyli wszystko sprowadza się do tego, o czym wspomniałem w tekście o DLC do gier - KASA! Klapki na oczach i nic więcej.. Eh... Życie.