Dla wielu DLC, czyli płatne rozszerzenia do gier nie są niczym innym jak wyłudzaniem pieniędzy od osób, które zakupiły już wcześniej pełną wersję danego tytułu. Niestety, na rynku takich dodatków panuje bezprawie większe niż na historycznym Dzikim Zachodzie. Wśród „Dobrych” takich jak Rockstar, Valve i rodzimy CD Projekt RED są też „Źli” i „Brzydcy” czyhający na nasze portfele niczym sępy na padlinę. Grzechów tych ostatnich nie odpuściłby nawet spowiednik.
Grzech I: „Gracze kupią wszystko”
DLC ma krótką historię sięgającą zaledwie ostatnich lat poprzedniej generacji konsol. Mimo obiecujących początków w postaci oferowanych za darmo (sic!) pakietów map do rozgrywek sieciowych czy też nowych wyzwań i misji dla kampanii singlowych wielu producentów i wydawców zeszło na złą drogę. Obecna generacja urządzeń służących do oddawania się naszej ulubionej rozgrywce przyniosła nie tylko szereg innowacji, ale również skazała nas na piętno ogromnej ilości nic nie wnoszących dodatków do ukochanych przez graczy serii. Podłączenie konsol do Internetu oraz wymóg stałego połączenia z siecią w przypadku sporej liczby tytułów pecetowych otworzył twórcom gier wrota do wirtualnych bazarów, na których, ku naszemu nieszczęściu, da się sprzedać prawie wszystko.
Klasycznym przykładem, który stał się symbolem pazerności autorom dodatków, jest oczywiście zbroja dla konia z gry The Elder Scrolls IV: Oblivion. Tamriel to niebezpieczna kraina. Chroń swojego rumaka dzięki przepięknej, ręcznie rzeźbionej zbroi – czytamy w opisie produktu w Xbox Live Marketplace. Dacie wiarę? Niestety, sprzedawanie cyfrowych przedmiotów za jak najbardziej rzeczywiste pieniądze stało się faktem. Mimo bojkotu działań firmy Bethesda przez graczy ten proceder ma się nadzwyczaj dobrze. Pakiety dodatkowych strojów (które przecież drzewiej w grach się odblokowywało, a nie kupowało!), nowych broni, utworów przygrywających w tle, a nawet złota czcionka dla naszego PSN ID/Gamertaga – za te wszystkie drobnostki oczekuje się od nas pieniędzy! Dlaczego nie mieliśmy jeszcze „wiosny graczy” i rewolucja nie opanowała chociażby Internetu? Wciąż zadaję sobie to pytanie.
Na czyich barkach ten grzech ciąży najbardziej?
The Elder Scrolls IV: Oblivion - słynna zbroja oraz DLC Magiczne Tomy
Dead or Alive Extreme Beach Volleyball 2 - komplet różnokolorowych bikini dla zawodniczek
Dead Space 2 - bronie oraz skórki postaci
Castlevania: Harmony of Despair - dodatkowe utwory ścieżki dźwiękowej
Street Fighter III: Third Strike Online Edition (plus właściwie wszystkie bijatyki od Capcom)
Lara Croft and the Guardian of Light - zestaw nowych skórek, w tym pakiety tematyczne związane z poprzednimi grami od Crystal Dynamics
Madden NFL 2010 - wspomniana złota czcionka dla PSN ID/Gamertaga
Grzech II: Sprzedajmy nowe, lepsze zakończenie!
Jak w najprostszy sposób zatrzeć DOBRE wrażenie po ukończeniu ciekawego tytułu? Oczywiście poprzez wydanie płatnego DLC, które sporo i w sumie niepotrzebnie namiesza w jego finale. Taki też los spotkał grę Prince of Persia z 2008 r. Francuska firma Ubisoft, producent i wydawca, zwietrzyła interes wprowadzając na cyfrowy rynek dodatek Epilogue będący jak sama nazwa wskazuje zwieńczeniem historii Księcia i pięknej Eliki. "Na papierze" prawie wszystko wyglądało wspaniale: prawie trzy godziny rozgrywki, nowe wyzwania i zagadki, walki z bossami i oczywiście obowiązkowy komplet osiągnięć do odblokowania.
Wątpliwości budził natomiast sam fakt, iż całość ma być nową konkluzją dla zakończonej już przecież opowieści. I to taką, którą zobaczą tylko Ci, którzy wyłożą na nią pieniądze! Czy jest to fair wobec graczy? Wyobraźcie sobie, że autor kupionej przez Was książki wydaje dwudziestostronicowy epilog będący "właściwym zakończeniem". I bynajmniej w księgarni nie dostaniecie go za darmo. Też czułbym się oszukany. Podobne głosy zdało się słyszeć w sprawie DLC Epilogue do Prince of Persia.
Czy do Prince of Persia dołączy niedługo Mass Effect 3 z wymuszonym przez fanów nowym zakończeniem? Przekonamy się o tym już w lecie. Na nasze szczęście - zupełnie za darmo.
Grzech III: Zdobywanie czegoś własnymi siłami jest passé
Mozolne odblokowywanie kolejnych osiągnięć? Wysilanie szarych komórek, aby wirtualnej gotówki było jak najwięcej? To już było! Przecież teraz osiągnięcia oraz dostęp do późniejszych etapów gry można po prostu kupić! Tak, oczywiście za jak najbardziej prawdziwe pieniądze.
Starszym pokoleniom graczy może się to po prostu nie mieścić w głowie, ale paczki DLC, dzięki którym nie trzeba już na dobrą sprawę... grać są czymś na porządku dziennym. W tego typu specjałach bryluje firma EA, która oferuje płatne "pójście na skróty" dla kilku swoich tytułów. Czyż nie jest to kuriozalne? A co powiecie na to, iż pakiet odblokowujący wszystkie postaci, lokacje i sprzęt dla gry Skate 2 zatytułowano Time is Money (Czas to pieniądz)!
Czy jest to w pewien sposób "nieetyczne"? Ja nie mam żadnych wątpliwości, że tak. Zwłaszcza jeśli chodzi o produkcje oferujące grę po sieci. Myślicie, że studio DICE jest święte?
Pozostali grzesznicy:
Battlefield 3 - automatyczne odblokowanie wszystkich broni oraz "perków"
The Godfather - rozszerzenie Don's Collection oferujące wyłącznie... wirtualne pieniądze
NHL 10 - niezliczona ilość dodatków podnoszących statystki hokeistów
Grzech IV: "To może pójść jako DLC"
Grając w najnowsze produkcje ciężko czasem nie oprzeć się wrażeniu, że czegoś w nich brakuje. I bynajmniej nie chodzi tutaj o "czar minionych czasów" czy też niesklasyfikowane "coś", co miałoby przyciągnąć nas do gry na dłużej. Coraz częściej widzimy, że w tytułach, które trafiają na sklepowe półki brakuje całych poziomów! Developerskie nożyce nie są w branży niczym nowym, ale ich najnowsze zastosowanie, czyli wycinanie fragmentów z gotowego dzieła, aby sprzedać je później osobno zupełnie słusznie budzi nasze wątpliwości.
Wzorami niegodnymi naśladowania są dodatki do Assassin's Creed II o wdzięcznych tytułach Battle for Forlì i Bonfire of the Vanities. Nie tylko miały się one początkowo znaleźć w pudełkowych wersjach edycji konsolowych - ich wyraźny brak "wytłumaczono" fabularnie uszkodzoną pamięcią Animusa (sic!), systemu umożliwiającemu głównemu bohaterowi serii odgrywanie wydarzeń z przeszłości. Kiepski żart to mało powiedziane. Co ciekawe, w edycji Assassin's Creed II na PC owe rozdziały historii Ezio Auditore da Firenze znalazły się, zgodnie z zasadami przyzwoitości, na płycie z grą.
Nożyc użyto również w przypadku Deus Ex: Bunt Ludzkości. Nomen omen świetne DLC Brakujące Ogniwo udostępnione po premierze podstawki było najzwyczajniej w świecie fragmentem, który w wyniku dziwnego zbiegu okoliczności nie dostał się do pudełek z produkcją Eidos Montreal. Cena rozszerzenia na poziomie blisko 50 złotych zapewne również nie ma z tym nic wspólnego.
Osobny akapit należy się też jeszcze świeżej produkcji Ninja Gaiden 3, dla której to przygotowano specjalne (i jak na razie darmowe) paczki z... nowym orężem. Wszystko w porządku? Bynajmniej. "Za darmo" rzeczonych broni, czyli kosy i metalowych pazurów w stylu Wolverine'a, możemy użyć w kampanii singlowej. Żeby skorzystać z nich w trybie multiplayer trzeba uiścić odpowiednią opłatę. Kuriozum? W rzeczy samej! Tylko dlaczego nie znalazły się one wraz z pozostałymi danymi na dysku?
GramTV przedstawia:
Kto jeszcze ma nieczyste sumienie?
Star Wars The Force Unleashed - dwa poziomy wydane w formie DLC, które znalazły się w edycji kolekcjonerskiej
Beautiful Katamari - dodatkowe poziomy wyraźnie wycięte z pełnej wersji gry
Resident Evil: Operation Raccoon City - tryb gry Spec Ops
Grzech V: Może nikt nie zauważy, że to już jest na płycie
Dodatki pobierane z sieci potrafią ważyć całkiem sporo, zwłaszcza jeśli są to nowe tryby rozgrywki lub wręcz krótkie kampanie dla pojedynczego gracza, których to na wirtualnych bazarach zaczyna przybywać. Ale i od tej reguły są wyjątki. I to wyjątki sprawiające, że sami gracze wołają o pomstę do nieba. Coraz częściej okazuje się, ściągane przez nas z sieci DLC na dobrą sprawę... znajdują się na płycie z grą będącą już przecież w naszym posiadaniu!
W stosowaniu tej praktyki szczególnie biegli stali się "niebiesko-żółci", czyli firma Capcom. To przez głośną aferę z rozszerzeniem Mercenaries do Resident Evil 5 zaczęła się (słuszna) nagonka na developerów, którzy każą płacić za pewne rzeczy podwójnie. Przypomnijmy, rzeczone DLC będące zupełnie nowym trybem multiplayerowym ważyło tylko 2 MB i było de facto plikiem odblokowującym właściwe dane z fizycznego nośnika.
Niestety, nie mogę w tym miejscu napisać, że Resident Evil 5 było przykrym wyjątkiem i podobne rzeczy już nie mają miejsca. Ultimate Marvel vs. Capcom 3, Street Fighter x Tekken i ostatnio... Mass Effect 3. Plaga ta zdaje się powoli rozprzestrzeniać. A co gorsza nawet uznani projektanci tacy jak Cliff Bleszinski otwarcie mówią, iż w wielu przypadkach zamieszczanie dodatków na płytach jest po prostu smutną koniecznością.
Grzech VI: Co z tego, że DLC nie działa?
Jakie są niebezpieczeństwa związane z zakupem DLC? Przede wszystkim rozszerzenie może nam się nie spodobać, ale to na dobrą sprawę najmniejsze zmartwienie. Branża i gracze znają przypadki, w których pobrany z sieci dodatek nie chce się uruchomić lub wręcz uniemożliwia bezproblemowe zagranie w podstawkę!
Z taką sytuacją spotkali się m.in. ci, którzy zakupili spolszczonego Fallouta 3. Rozszerzenia wydane w angielskiej wersji językowej zupełnie nie chciały z nim "współpracować". Sytuacja komplikowała się jeszcze bardziej wtedy, gdy zdesperowani klienci specjalnie kupowali podstawkę w "języku królów", aby móc zagrać w DLC - okazało się, że zapisane stany gry z polskiej wersji językowej... nie działają w wydaniu angielskim!
Z kolei pobranie DLC do gry Naruto: Rise of the Ninja (Xbox 360) sprawiało, iż w pełnej wersji pojawiały się... niespotykane dotąd błędy. Co ciekawe, takie kłopoty gracze zawdzięczali rozszerzeniu, które było zupełnie darmowe. Ale to nie koniec problemów z adaptacją popularnego anime. Kolejne dwie paczki dla tej produkcji zawierały nowe postacie oraz osiągnięcia o łącznej wartości 60 GS. Sęk w tym, że tych ostatnich, w wyniku błędów, po prostu nie dało się odblokować! Ciekawostkę stanowi fakt, iż owe DLC zniknęły z oferty Xbox Live Marketplace.
Pozostali grzesznicy:
Mass Effect 2
Dragon Age
Grzech VII: DLC nie może być przecież zbyt tanie
Ostatnim grzechem ciążącym na sumieniu niektórych developerów jest oferowanie dodatków po horrendalnie wysokich cenach. Wszystko powinno mieć swoje granice, nawet pazerność. Poniższe przykłady to dowód na to, że niektórzy producenci, niestety, nie mają żadnych barier.
Samurai Warriors 2 w wersji na konsolę Xbox 360 to produkcja, która nie zapisała się jakoś szczególnie w zbiorowej pamięci graczy. Ale jej rozszerzenie, a konkretnie update do edycji Xtreme Legends, to zupełnie inna bajka. Niestety nie dlatego, że owe DLC jest wzorem doskonałego dodatku. Na długo zapamiętana zostanie cena, za którą ten pakiet danych można było zaprosić na swój dysk twardy - 2400 MP, czyli prawie 100 złotych. Dodajmy, iż tyle samo kosztuje Season Pass dla gry Gears of War 3. To koszt trzech gier z Xbox Live Arcade. "Pikanterii", o ile tak to można nazwać, całej sprawie dodaje fakt, iż w chwili wydania Xtreme Legends używaną podstawkę można było kupić za ok. 1/3 ceny DLC. Sytuację ratowało wyłącznie to, iż uaktualnienie rzeczywiście zawierało sporo, bo aż 36, nowych scenariuszy do kampanii singlowej oraz kilka nowych postaci.
Kto jeszcze jest "winny"? Autorzy Gears of War 3, rewelacyjnej trzecioosobowej strzelaniny. Prawie wszystkie DLC przeznaczone dla tego dzieła warte były wydania na nie pieniędzy. Prawie to w tym przypadku słowo klucz. Kolekcja skórek na broń za 3600 MP (to nie błąd w druku!) to lekko mówiąc spora przesada.
Najlepsze zostawiłem jednak na koniec. W grudniu 2010 roku na Steamie pojawiło się DLC o nazwie The Mega DLC Pack dla gry Railworks 2 będącej symulatorem kolejowym. Rzeczona paczka kosztowała - uwaga, uwaga - aż 150 funtów! Ponad 750 złotych (sic!) za nowe trasy i składy, które istnieją tylko i wyłącznie w cyfrowej formie? Ale... to jeszcze nie koniec. Podana przed chwilą cena była ceną promocyjną. Przed obniżką pakiet ten kosztował (wrażliwsi niech przeskoczą od razu do następnego akapitu) 600 funtów, czyli czterokrotnie więcej!
Reszta grzeszników:
Need for Speed World - DLC z jednym (sic!) dodatkowym samochodem za 75$
Dark Orbit - możliwość kupna drona dziesiątego poziomu za jedyne 1000 euro
Siedem grzechów głównych notorycznie popełnianych przez developerów za nami. Czy jest ich więcej? Jesteśmy bardzo ciekawi Waszych opinii na ten temat. Czy tego chcemy czy nie DLC stały się już nieodłączną częścią branży i samego grania. To jak będzie wyglądała przyszłość płatnych rozszerzeń w dużej mierze zależy od nas, a dokładniej naszych portfeli. Pamiętajmy o tym będąc klientem wirtualnego targowiska.
> Zanim> nie ogłosili tego DLC nikt w ogóle nie zauważył ze czegokolwiek mogłoby brakowac w tamtym> miejscu[Odkopie ale troche sie zirytowalem.]No widzisz, a ja zauwazylem od razu. Wielka dziura fabularna - i wlasciwie jedyna w calej grze. Tak wiec na przyszlosc radze uwazac z szafowaniem slowa "nikt".
Usunięty
Usunięty
20/12/2012 09:59
Grzech V: Może nikt nie zauważy, że to już jest na płycieDodałbym tutaj BioShock 2 i niesławne DLC do multi, które było już na płycie...
Makoko
Gramowicz
13/12/2012 22:25
Mnie to osobiście najbardziej szlak trafia jak DLC wychodzi kilka dni po podstawce. Zawsze traktowałem DLC jako coś w stylu "Mamy pomysł jak urozmaicić daną grę i spowodiwać że czas gry się wydłuża", a tym czasem coraz częściej słyszy się "Kup grę, a potem 150 różnych dodatków bo inaczej gra będzie tylko zarysem ogólnego pomysłu" :/