Każdy szanujący się fan szeroko pojętych gier akcji powinien zaliczyć walkę z Tyranozaurem z pierwszej odsłony serii Tomb Raider, dramatyczne lądowanie w Normandii z klasycznego już Medal of Honor: Allied Assault i wreszcie długą “przejażdżkę” pociągiem w Uncharted 2: Among Thieves. Od kilku dni do tej listy śmiało możemy dodać także kilka momentów z gry Transformers: Fall of Cybertron. Czy produkcja bazująca na serii zabawek od Hasbro faktycznie jest tak dobra? Owszem.
Każdy szanujący się fan szeroko pojętych gier akcji powinien zaliczyć walkę z Tyranozaurem z pierwszej odsłony serii Tomb Raider, dramatyczne lądowanie w Normandii z klasycznego już Medal of Honor: Allied Assault i wreszcie długą “przejażdżkę” pociągiem w Uncharted 2: Among Thieves. Od kilku dni do tej listy śmiało możemy dodać także kilka momentów z gry Transformers: Fall of Cybertron. Czy produkcja bazująca na serii zabawek od Hasbro faktycznie jest tak dobra? Owszem.
Kilka lat temu za reaktywację niezwykle popularnej w latach osiemdziesiątych marki Transformers wziął się hollywoodzki reżyser Michael Bay. Jego trzy filmy traktujące o wielkich robotach potrafiących zmieniać się w najróżniejsze pojazdy zarobiły ogromne pieniądze, ale nie do końca przypadły do gustu fanom pierwowzoru, czyli towarzyszącej wspomnianym zabawkom kreskówce sprzed prawie trzydziestu lat. Inaczej miała się sprawa ze studiem developerskim High Moon, które w czerwcu 2010 r. dostarczyło do sklepów grę Transformers: War for Cybertron. Ich dzieło, choć niepozbawione wad, było mokrym snem wszystkich grających miłośników Optimusa Prime’a i jego metalowej drużyny. Właśnie pojawił się sequel tejże pozycji. Po “Wojnie” przyszedł czas na “Upadek”. Podtytuł na szczęście charakteryzuje tylko wydarzenia, których świadkami będziemy w czasie trwania kampanii singlowej. Do ogólnego poziomu całej produkcji najlepiej pasuje określenie “skok wzwyż”.
Transformers: Fall of Cybertron to jedna z tych kontynuacji, w których z “więcej, mocniej i lepiej” faktycznie najbardziej widać to ostatnie. I to na prawie każdej płaszczyźnie tej gry. Zdecydowanie najmocniejszym punktem tytułu od ekipy High Moon jest tryb dla pojedynczego gracza, w którym poznamy finał zaciętej walki między dobrymi i szlachetnymi Autobotami a ich odwiecznymi przeciwnikami, Decepticonami, kierowanymi przez esencję zła wcielonego - Megatrona. W odróżnieniu od wspomnianych już blockbusterów pana Baya, w których dużo miejsca zajmują kiepsko napisane i jeszcze gorzej zagrane wątki miłosne, akcja grywalnych Transformerów rozgrywa się w całości na rodzimej planecie robotów, Cybertronie. Oznacza to, że w grze nie zobaczymy żadnego człowieka. I bardzo dobrze. Dzięki temu twórcy pokazali nam całe spektrum wyniszczającego konfliktu dwóch frakcji, a do tego zaserowali fabułę, która z - nie oszukujmy się - infantylnego materiału źródłowego zrobiła coś, co w dzisiejszych czasach faktycznie może być “cool”, pozostając jednocześnie zgodne z jego podstawowymi założeniami. O dziwo, także w kwestii designu, który twórczo rozwija koncepty wprost z dekady kiczu.
Historię, którą poznamy w czasie trwającej ponad osiem godzin kampanii, najlepiej charakteryzują hasła: dramat, wojna, ucieczka i... rewelacja. Już dawno nie grałem w pozycję, której tryb single tak bardzo mi się spodobał. Scenariusz i jego przekład na grywalny kod są po prostu świetne. Fall of Cyberton porywa od pierwszych minut, gdzie nie tylko od razu rzucani jesteśmy w wir strzelanin i dzikich pościgów, ale doświadczamy hitchcockowskiego trzęsienia ziemi, którym w tym przypadku jest atak Decepticonów na statek Autobotów - ich ostatnią nadzieję na ucieczkę z Cybertrona w stronę stronę tajemniczego kosmicznego portalu. Dlaczego bohaterowie muszą opuścić swój dom? Skąd wziął się rzeczony portal? Co w tej grze robią roboty-dinozaury? Fabuła nie tylko dostarcza satysfakcjonujących odpowiedzi, ale i udziela ich w wielkim stylu.
Całość może nie jest takim roller coasterem jak dowolna część cyklu Call of Duty, ale z pewnością nie można narzekać na nudę i skryptowane momenty, którym często udaje się wydusić z naszych ust jakże pożądane przez ich autorów słowo “wow”. Mechanika rozgrywki na dobrą sprawę zmienia się co poziom. Podobnie jest z kierowanymi przez nas bohaterami - i to takimi, którzy opowiadają się po stronach konfliktu! W jednej chwili kierujemy potężnym, ale niezbyt zwinnym Optimusem, by za chwilę wskoczyć w buty (a może bardziej koła?) jego przeciwnika Starscreama, który może w każdej chwili zmienić się w coś, co swoim wyglądem i właściwościami przypomina myśliwiec F-22. Kampania wciąż zaskakuje, ale i co najważniejsze ma odpowiednie tempo. Dynamiczne poziomy obfitujące w niekończące się wymiany ognia w odpowiednich proporcjach wymieszano z tymi, na których przyjdzie nam się skradać i eksplorować wcale nie małe plansze. Pod tym względem Transformers: Fall of Cybertron lśni niczym kości Energonu, o który to surowiec walczą roboty. Szkoda tylko, że kampanii nie można ukończyć wspólnie z drugą osobą. “Upadek” aż prosi się o split screen i o sieciową kooperację. Zaznaczę tylko, że ta ostatnia była dostępna w War for Cyberton.
Gatunkowo grze studia High Moon najbliżej jest do TPS-ów, choć nie zabrakło w niej zapożyczeń od arcade’owych wyścigów i zręcznościówek z samolotami w rolach głównych. W kwestii rozgrywki znalazło się nawet miejsce na elementy kojarzone z pozycjami typu action/adventure. Niemniej, wbrew nie już tak świeżym trendom w Fall of Cyberton, gdzie kierowanych przez nas bohaterów obserwujemy zza ich pleców, a oni sami trzymają w swych rękach futurystyczne bronie, zabrakło systemu osłon. Czy to kilka kroków wstecz w porównaniu z konkurencją? Nie do końca. Rozwiązanie to sprawdziło się już w poprzedniej części i równie dobrze wypada teraz - dzięki temu strzelaniny są naprawdę dynamiczne, a gracz zmuszony jest do zachowania maksymalnej koncentracji. Roboty nie są niezniszczalne, a każde nieprzemyślane działanie kończy się czarnym ekranem i pytaniem o to czy chcemy kontynuować. Na szczęście w starciach z przeciwnikami - przypominam, że na tamten świat odeślemy nie tylko “złych”, ale także “dobrych” metalowych żołnierzy - niezwykle pomocne okazują się specjalne zdolności, którymi dysponują kierowane przez nas blaszaki. Do nieocenionej umiejętności transformacji w pojazd, którą legitymuje się każdy z robotów dochodzą m.in. generowanie fali uderzeniowej, czasowa niewidzialność i energetyczna smycz żywcem wyjęta z rodzimego Bulletstorma. Wspomniałem już, że owe talenty przydadzą się nie tylko w walce? By eksterminacja wrogów, od których momentami aż roi się na ekranie, była jeszcze prostsza i przyjemniejsza można skorzystać z terminali sieci TELETRAAN 1 oferujących usprawnienia do posiadanych przez nas broni. Ba! Nabywać można także perki, które działać będą przez cały czas trwania kampanii!
GramTV przedstawia:
Po ukończeniu singla gra nie pozwala od razu odłożyć się na półkę i obrosnąć grubą warstwą kurzu. Po bojach w trybie dla pojedynczego gracza warto sprawdzić w akcji multiplayer. Sieciowe walki potrafią być jeszcze bardziej zacięte od tych przygotowanych dla nas przez developera. Własnym transformerem, którego z dostępnym części zbudujemy w prostym i przyjemnym edytorze wyruszymy na podbój dziesięciu sporej wielkości map, które dość mocno przypominają miejscówki, które widzieliśmy w kampanii. Grać możemy w czterech trybach - Team Deathmatch, Conquest, Capture The Flag i Head Hunter - ale nie jest tajemnicą, że tylko ten pierwszy cieszy się faktyczną popularnością. Ponadto szykujcie się na zdobywanie punktów doświadczenia, odblokowywanie nowych rodzajów broni i dodatków do nich oraz zdobywanie osiągnięć w wewnętrznym systemie gry. Jest też coś dla miłośników kooperacji, czyli tutejsza odmiana hordy - tryb Escalation. Cztery roboty różnych specjalizacji kontra coraz groźniejsze fale przeciwników. Dobrze, że taka wariant zabawy pojawił się w grze, ale moim zdaniem brakuje mu ikry i paru szlifów, by mógł on stanąć w szranki ze swym pierwowzorem znanym z serii Gears of War. Multiplayer w Transformers: Fall of Cyberton to standard skopiowany od najlepszych, co bynajmniej nie jest minusem. Jednocześnie nie sposób nie zauważyć, że aspekt sieciowy to tylko dodatek do rewelacyjnego singla.
Jak prezentuje się Fall of Cybertron? Nie ma się co oszukiwać - widzieliśmy już lepiej wyglądające gry działające na silniku Unreal Engine 3. Co gorsza, były to gry wydane nawet dwa lata temu. Jednakże ludzie z High Moon naprawdę starali się, aby ich produkt jak najmniej odstawał od produkcji z pierwszej ligi. Nasze oczy z pewnością ucieszy to, że na ekranie cały czas coś się dzieje - czy to wybuch, czy też drobny szczegół jak poruszające się elementy pancerza kierowanego Transformera. Dobre wrażenie sprawiają też bogato “udekorowane” plansze, przez co poziomy, zdają się faktycznie tętnić życiem. Nawet nie przejdzie Wam przez głowę myśl, że co chwila biegać po nudnych kosmicznych korytarzach. Niestety o tym, że za Fall of Cybertron nie stoją magicy z Epic Games szybko przypomną Wam trochę wyblakłe kolory, słaba gra świateł, utrata płynności animacji, która zawsze towarzyszy większej zawierusze na ekranie, no i nieszczęsne bugi - liczcie się z tym, że możecie wpaść w bezkresne limbo znajdujące się pod każdym z poziomów, co zmusi Was do wczytania save’a.
Złego słowa nie sposób na szczęście powiedzieć o warstwie audio. Na medal spisali się zarówno kompozytorzy ścieżki dźwiękowej, jak i aktorzy podkładający głos głównym bohaterom.
Muzyka zagrzewa do walki i zawiera w sobie odpowiednią dawkę patosu. Do tego główny motyw zapada w pamięć. Czego chcieć więcej? W tym samym tonie mogę wypowiedzieć się o voice actingu. Wśród obsady gry znaleźli się m.in. Peter Cullen, czyli głos Optimusa Prime’a z oryginalnej kreskówki i Nolan North - znany graczom z ról Nathana Drake’a z trylogii Uncharted i Dwóch Twarzy z Batman: Arkham City. Ale nie tylko oni doskonale wywiązali się ze swego zadania. Głosy aktorów faktycznie pasują do postaci nadając im charakteru. To kolejny mocny punkt programu.
Sięgnięcie po Transfomers: Fall of Cybertron polecam każdemu, kto kocha gry akcji. Fanów robotów od Hasbro po prostu zmuszam do zagrania. “Transi” już dawno nie byli w tak dobrej formie. Mają tę moc, mają tę siłę.
8,5
Najlepsza gra o Transformerach. Basta!
Plusy
fabuła
różnorodność rozgrywki
przyjemny tryb multiplayer
muzyka i głosy postaci
design
Minusy
bugi
grafika nie dorównuje najlepszym
animacja często pokazuje co to naprawdę znaczy "zwolnić"
To dawaj im kasę na każdą wersję każdej recenzowanej gry.
to nic nie zmieni. nikt tego nie uskutecznia, to dlaczego gram ma sie wyrywać przed szereg ? naprawdę wierzysz, że nie mają kasy albo własnych wersji gier (recenzencka na konsole od producenta, a fani gatunku z redakcji pewno kupują dla siebie np: na PC)
Dnia 09.09.2012 o 13:57, Henrar napisał:
Nawet tacy giganci jak IGN czy Gameinformer recenzują tylko jedną wersję gry i ew. jakiś port, gdy wyjdzie długo po premierze.
nawet giganci czasem pisują GORZEJ niż gram.pl (tragiczne recenzje), nie są żadnym wyznacznikiem jakosci.
Usunięty
Usunięty
09/09/2012 15:05
Dnia 09.09.2012 o 14:43, diabolo20 napisał:
I jeszcze jedno przez te wasze super konsole spłycili gry na ile się tylko da niestety:(
Podaj tytuły.Bo ja napiszę, że Splinter Cell został spłycony przez to, że wyszedł na PC. To samo tyczy się Tomb Raidera, Mass Effect''ów i paru innych gier. Da się? Da się.Czy niektórym jest tak cieżko pojąć, że uproszczenia gier nie są winą konsol a samych graczy, którzy nie chcą się męczyć (vide ostatnie debaty nt. poziomu trudności Dark Souls, notabene pojawiające się po premierze wersji pctowej a nie konsolowej) i samych twórców, którzy muszą zarobić? Ciekaw jestem, co wielki hardcore''owcu powiesz na to, że to na PC króluje prawdziwy casual pod postacią Facebooka czy gier we flashu...
Spoiler
Srlsy, dawno większego śmiechu nie miałem. Prawdziwy Glorious PC Gaming Master Race. Byverter wymięka :D
Usunięty
Usunięty
09/09/2012 14:43
I jeszcze jedno przez te wasze super konsole spłycili gry na ile się tylko da niestety:(