Dałeś mi do zrecenzowania sporo mordoklepek i wszystkie trzymały poziom, ale TTT 2 pozamiatał nimi podłogę. Dostaję straszne baty, mam wrażenie, że to Dark Souls wśród bijatyk, ale gra się świetnie – tak w sms-ie do naczelnego opisałem wrażenie po kilkugodzinnej sesji w Tekken Tag Tournament 2. I od tamtej pory mój zachwyt nie minął.
Dałeś mi do zrecenzowania sporo mordoklepek i wszystkie trzymały poziom, ale TTT 2 pozamiatał nimi podłogę. Dostaję straszne baty, mam wrażenie, że to Dark Souls wśród bijatyk, ale gra się świetnie – tak w sms-ie do naczelnego opisałem wrażenie po kilkugodzinnej sesji w Tekken Tag Tournament 2. I od tamtej pory mój zachwyt nie minął.
Tekkena to seria, która jeszcze w poprzedniej generacji konsol wyznaczała nowe standardy gatunku, tak w kwestii oprawy graficznej jak i systemu walki. Każdy kolejny Turniej Żelaznej Pięści był nie tyle grą, co okienkiem, dzięki któremu mogliśmy zajrzeć w przyszłość i dowiedzieć się jakie trendy w bijatykach będą dominować za rok czy dwa. To wszystko jednak już historia, bo ostatnimi czasy kultowa marka nieco podupadła. Tekken 5 był świetnym tytułem, ale brakło mu innowacyjności poprzedników, a jego kontynuacja sprzed trzech lat była już zaledwie bardzo przyzwoitą pozycją i jasne stało się, że saga rodu Mishima zjada własny ogon. Namco postanowiło więc dać odpocząć wyeksploatowanej legendzie i zamiast niej wzięło na warsztat jej spin-off, który zadebiutował w prehistorycznym 1999 roku.
Boundy, launchery i inne bajery
Jak obeznani z tematem bijatyk doskonale wiedzą, podstawą systemu walki Tekkena są tak zwane juggle, czyli nic innego jak zadawanie przeciwnikowi obrażeń, gdy ten jest w powietrzu. Zbliżoną techniką jest okizame z tym, że w tym wariancie okładamy leżącego rywala nie pozwalając mu wstać. W żadnym wypadku nie jest to oszukiwanie, ale nieodłączna część gry. Żeby jednak nauczyć się stosować obydwie techniki, trzeba najpierw opanować trzy rodzaje ataków – launchery, boundy i tagi.
Launchery wybijają oponenta w powietrze, ale jeśli zostaną zablokowane, wystawiają atakującego na kontrę. U niektórych zawodników można zminimalizować to ryzyko poprzez wyprowadzenie krótkiego comba poprzedzającego launcher. Kiedy rywal bezradnie unosi się nad ziemią otrzymuje kilka kolejnych ciosów, po czym przychodzi czas na bound. Jest to potężny atak, który sprawia, że przeciwnik uderza o podłoże i odbija się od niego, co pozwala kontynuować juggle. Launchery i boundy nie mogą być używane bez końca w trakcie pojedynczego comba, więc bardzo ważne jest przyswojenie sobie po jakich ciosach i w jakich okolicznościach przyniosą one najlepszy efekt. To wszystko znamy już z kanonicznej serii Tekken. Za to Tag Tournament, dzięki mechanice walki 2 na 2, do znanego ogranego schematu wprowadza jeszcze tagi.
Tag, czyli drużynowo
W przypadku, gdy zaraz po wykonaniu bounda wciśniemy przycisk tagu, drugi zawodnik z naszej pary wpadnie na arenę spoza ekranu gotowy do ataku. Jego ciosy można wyprowadzić własnoręcznie albo pozostawić je do decyzji SI, co zasygnalizujemy przytrzymując rzeczony guzik. W obu przypadkach po przywaleniu z doskoku partner z powrotem znika z pola widzenia, a pierwsza postać kończy combo, a całe to zagranie zostało nazwane Tag Assault. W Tekken Tag Tournament 2 podobna współpraca obejmuje również niezwykle efektowne rzuty. Świetnie zaadaptowano też tag do dynamicznych aren. Załóżmy, że potężnym uderzeniem z barku wyrzucimy przeciwnika przez panoramiczne okno w restauracji. Po wciśnięciu przycisku tagu na chodniku będzie już na niego czekał nasz drugi protegowany, który poprawi mu jeszcze solidnym kopniakiem. Takie momenty sprawiają, że mamy wrażenie kierowana prawdziwą drużyną, a nie tylko dwiema przypadkowymi postaciami.
Najistotniejsze jest jednak to, że zależność duetu rozciąga się też na ich paski zdrowia. Co prawda każdy z zawodników ma własny znacznik, ale wystarczy, żeby tylko jeden z nich spadł do zera a runda zakończy się porażką. Na szczęście odpoczywający członek duetu ma szansę odzyskać część witalności. W kryzysowych sytuacjach bardziej jednak opłaca się wezwać go do tagowego zagrania pozbawiając go tej możliwości, niż ryzykować klęskę. Takie hazardowe zagrania dodają głębi dodają dodatkowe warianty do i tak mocno rozbudowanego systemu walki.
Róg obfitości osobowości
Jeżeli ten cały wykład o juggle'ach, boundach i tagach sprawił, że poczuliście się nieco zdezorientowani, nie przejmujcie, to całkiem normalne. Tekken Tag Tournament 2 to bardzo złożona bijatyka bezlitośnie każąca tych, którzy mają do niej zbyt lekkie podejście. Łatwo się tutaj odkryć, pozostawiając rywalowi otwartą drogę do miażdżącej kontry. Nie raz i nie dwa po głupim błędzie dostaniemy dwucyfrowe combo, po którym pasek życia naszej postaci w ekspresowym tempie zjedzie do zera. Trochę jak w przypadku Dark Souls niektóre osoby od tej gry się odbiją, ale ci którzy się nie zniechęcą zostaną wynagrodzeni ogromem możliwości oferowanych przez najnowsze dzieło Namco Bandai. A przejawiają się one przede wszystkim w imponującej liczbie zróżnicowanych zawodników.
W podstawowej wersji gry czeka 44 postaci, a kolejni będą dostępni w ramach bezpłatnych DLC, które teraz stanowią bonus do pre-orderów. Ekipa została dobrana przekrojowo z całej serii, stąd oprócz ikonicznych Jina i Paula znajdziemy też relatywnie nowych Dragunova czy Boba Richardsa. Starsi fani Tekkena uśmiechną się pewnie na widok jaszczura Alexa i Jun Kazamy, którzy w kanonicznej serii po raz ostatni gościli w zamierzchłych czasach jej drugiej odsłony. Każda z postaci dysponuje około setką ciosów, co po dobraniu ich w pary daje olbrzymie możliwości eksperymentowania.
Trening czyni mistrza
GramTV przedstawia:
Swoje pierwsze wirtualne kroki w najlepiej skierować do areny treningowej. Tryb Practice wygląda dokładnie tak jak w ostatnich odsłonach Tekkena, możemy więc bezkarnie okładać w nim wybranego rywala testując przy tym efektywność poszczególnych ciosów. Ciekawą nowością jest za to opcja programowania sparingpartnera – na przykład z listy jego ataków wybieramy trzy czy cztery kombinacje, a następnie komputer wykonuje je losowo, dzięki czemu mamy szansę nauczyć się odpowiednio na nie reagować. Świetne rozwiązanie dla bardziej zaawansowanych fanów bijatyk.
Początkujący gracze docenią z kolei Fight Lab, który jest namiastką trybu fabularnego. Przejmujemy w nim kontrolę nad dziełem Violeta o nazwie Combot. Nasz protegowany wygląda jak stalowa wersja Mokujina, a jego zadaniem będzie wykonywanie różnych, nieraz bardzo dziwacznych zadań. Każde z tych wyzwań zostało zaprojektowane w taki sposób, że uczy konkretnej umiejętności – sidescrolling opanujemy robiąc slalomy pomiędzy eksplodującymi balonami, a boundy przetestujemy atakując zawodników sumo w stanie grawitacji księżycowej. Namco puściło tutaj nawet oko w kierunku Capcomu – w jednym zadaniu pokonać musimy upasionego Ryu ze Street Fightera. Całość bardzo przypomina Challange Ladder znaną z ostatniego Mortal Kombat, tyle tylko, że w Tekken Tag Tournament 2 takich wyzwań jest o wiele mniej, a przez to rozgrywka kończy się zbyt szybko pozostawiając gracza ze sporym poczuciem niedosytu.
Udawanki i przebieranki
Fight Lab ma za to jeszcze jeden atut, czyli bardzo szerokie możliwości modyfikowania Combota. Robota wyposażymy w niemal każdy cios z niekończącej się listy ruchów dostępnych zawodników. Funkcja ta jest genialna w swej prostocie i potrafi przyciągnąć do konsoli na długie godziny. Zastanawiacie się jak mogłoby wyglądać combo rozpoczęte potężnym kopniakiem Hworanga, pociągnięte szybką serią serią pięściami Baeka i zakończonym wrestlerskim rzutem Jaycee? Tylko kilka kliknięć dzieli Was od przetestowania go w praktyce. Niestety największa zaleta Fight Lab jest też jego dużą wadą, bo o ile tryb ten pokazuje podstawy mechaniki walki, tak naprawdę nie uczy walczyć żadnym konkretnym zawodnikiem.
Personalizować możemy w zasadzie każdą postać, przynajmniej jeśli chodzi o jej wygląd. Setki strojów, fryzur i akcesoriów sprawiają, że nawet najbardziej poważne postacie po kilku chwilach odmieniaj się nie do poznania. Jin z różowym kucykiem w makijażu klauna i wielkich butach z kolorowymi balonikami przymocowanymi do paska spodni? Czemu nie. Zresztą i to nie wszystko w kwestii modyfikacji w Tekken Tag Tournament 2, bo pogmerać można również przy ścieżce dźwiękowej. Nic nie stoi na przeszkodzie, żeby utwory zaproponowane przez Namco podmienić na własne, zapisane na dysku konsoli. Mimo to nie wydaje mi się, żeby wielu graczy zdecydowało się na taki krok, ponieważ soundtrack jak zwykle trzyma poziom. Mocne, elektroniczne brzmienie nadaje odpowiedni rytm walkom, nawet jeśli nie jest to muzyka, której chętnie słuchałoby się na co dzień.
Pozostając przy temacie oprawy trzeba przyznać, że czasy, kiedy Tekken ustawiał graficzną poprzeczkę dla całej branży już minęły. Druga odsłona Tag Tournament wygląda dobrze, ba, modele postaci i ich animacja są pierwszorzędne, ale już efekty cząsteczkowe i wygląd aren nie prezentują się tak okazale. Gdzieniegdzie w oczy kłują ząbki, tu i ówdzie razi kiepskiej jakości tekstura. Najważniejsze jednak, że walka jest ultrapłynna, a jej dynamika i tak nie pozwala za bardzo rozglądać się na boku. Nie można mieć też zastrzeżeń do rewelacyjnie wyreżyserowanych i przesyconych absurdalnym japońskim humorem animowanych epilogów każdego z bohaterów.
Walka WTF!
W przeciwieństwie do tradycyjnego Tekkena, Tag Tournament 2 nie zawiera żadnych mini-gier pokroju siatkówki czy kręgli. Tę grę odpala się po to, żeby spuścić komuś wirtualne baty i nic nie powinno odwracać naszej uwagi od tego celu. W menu znajdziemy zatem Arcade, Ghost Battle, Team Battle, Time Attack, Survival i Pair Play. A do tego wszystkiego doliczyć trzeba jeszcze multiplayer, który obejmuje zarówno pojedynki przeciwko rywalom dzielącym z nami kanapę, jak i walki przez sieć. Namco jednak i to nie wystarczało, powołało więc do życia World Tekken Federation.
Nazwanie WTF stroną śledzącą statystyki byłoby nieporozumieniem. Jest to ogromny serwis na wzór Call of Duty Elite, który zbiera i analizuje tysiące informacji na temat gracza. Przeglądając swoje statystyki możemy się dowiedzieć chociażby tego ile procent zadawanych przez nas obrażeń pochodzi od pięści, na jakich rywali trafiamy najczęściej i w którym miejscu na każdej z aren spędzamy najwięcej czasu. Do tego dochodzą rankingi prowadzone w czasie rzeczywistym. W tej chwili trudno ocenić jak bardzo przydatne będą dane z WTF, nie wszystko działa też jeszcze pełną parą (nie mogłem obejrzeć walk najlepszych graczy), ale jest to z pewnością inicjatywa, której należy przyklasnąć.
W ciągu ostatnich miesięcy miałem okazję recenzować wiele bijatyk. Ultimate Marvel vs. Capcom 3, Soul Calibur V, Mortal Kombat na PSV czy najnowszy Naruto Shippuden – wszystkie były świetnymi pozycjami, ale jednocześnie utwierdziły mnie w przekonaniu, że jako gatunek dotarły do ściany. I kiedy myślałem, że nic mnie już nie zaskoczy, Tekken Tag Tournament 2 pokazał mi jak bardzo się myliłem. Najnowsze dzieło Namco nie tylko przywraca wiarę w magię Tekkena, ale gotów jestem nawet zaryzykować stwierdzenie, że jest obecnie najlepszą pozycją w swoim gatunku dostępną na rynku.
Pamiętam jak na automacie grałem w TTT (I) i powiedziałem sobie- musi się dwójka pojawić. No i jakby nie patrzeć bardzo mi się spodobała możliwość zamienienia Julii na Jaycee, która prezentuje się super. Tak czy inaczej- może ktoś mówić o tym, że Tekken to młócka- dla mnie to genialna gra :D