Ten pomysł ma swój urok, prawda? Odrzućmy to wszystko, co nam wniosły do gatunku shooterów takie gry jak Battlefield, Call of Duty i Halo, grubą kreską oddzielmy się od błędów i wypaczeń, pozbądźmy się wynaturzeń. Żadnych broni do odblokowania, żadnych pojazdów, poziomów doświadczenia, apteczek, granatów, dodatkowych umiejętności i całej reszty tego badziewia. Wyróżnijmy się z tłumu czystością intencji i samą esencją rozgrywki. Tylko w ten sposób stworzymy prawdziwą strzelankę sportową - bo taki jest właśnie zamysł Francuzów z Nadeo, wykreowanie króla e-sportowych shooterów, który zastąpi na tronie starzejących się dawnych władców, Quake'a i Counter-Strike'a. Przy okazji ma to być też gra, w którą każdy będzie mógł sobie zagrać, a nawet mocno ją poprzerabiać, tak jak poprzednie dziecko Nadeo, legendarną ścigałkę Trackmanię. Czy się uda? Za wcześnie by o tym sądzić, to przecież dopiero beta, premiera za miesiąc - a czy Shootmania stanie się tym, czym chcą ją uczynić jej twórcy, okaże się dopiero po wielu kolejnych miesiącach, a może nawet latach. Nie od razu e-sport zbudowano. Ale czy chociaż podstawy są solidne?
Czy da się grać w strzelankę sprowadzoną do absolutnych podstaw, odartą ze wszystkiego, co sieciowe strzelanie wypracowało przez ostatnią dekadę? A dlaczego by się miało nie dać grać?